Dzisiaj znów myślałam o naszej rodzinie.
– Boję się – zatrzymała się przed klatką schodową Wanda.
– Czego? Moich rodziców? – zapytał Krzysztof i ujął ją za rękę.
– Że im się nie spodobam – przyznała cicho, patrząc na niego z niepokojem.
– Nie martw się. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. To ja cię kocham i ja będę twoim mężem, nie oni. Chodź – zaciągnął ją do środka.
– Mamę nazywają Halina Januszówna. Zapamiętałaś? – instruował ją.
Wanda powtórzyła wolno.
– Ze stresu na pewno zapominę albo pomylę – westchnęła.
– A tata…
– Andrzej Piotrowicz! – wyrzuciła z siebie radośnie. – Dobrze, iż twój ojciec ma proste imię. Skąd twoja mama ma takie dziwne imię?
– Co?
– Halina Januszówna. Jakby… niby polskie, a jednak…
– To po babci. Dziadek zawsze mówił, iż była pełna światła. Aktorką była. Szkoda, iż jej nie poznałem, zmarła młodo. Mieli w rodzinie trochę francuskiej krwi.
Winda zatrzymała się i otworzyła drzwi. Weszli do środka.
– Nie denerwuj się. Jestem przy tobie – szepnął Krzysztof, przytulając ją.
Drzwi otworzyła niska, drobna kobieta z krótką fryzurą. Wandzie wydała się zbyt młoda, by być matką Krzysztofa. Uśmiechnęła się przyjaźnie i zaprosiła ich do środka. Miała na sobie szerokie, beżowe spodnie z jedwabiu i białą bluzkę. W świetle przedpokoju Wanda dostrzegła zmarszczki, które zdradzały jej wiek.
– Dzień dobry – powiedziała cicho, szukając wzrokiem pomocy u Krzysztofa. Ale on milczał. Niepewna, jak zwrócić się do jego matki, Wanda spuściła wzrok.
– Proszę wejść, Wando. Nie krępuj się. Nikt za pierwszym razem nie wymawia mojego imienia prawidłowo – powiedziała z wyrozumiałością, a Wanda odwdzięczyła się uśmiechem.
– Nie trzeba zdejmować butów. Proszę. Andrzej! Jesteś tam? – zawołała Halina Januszówna w głąb mieszkania.
Wkrótce wszedł przystojny, barczysty mężczyzna. Przypominał trochę Zbigniewa Cybulskiego, choć nie było między nimi wyraźnego podobieństwa. Przy nim Halina wyglądała na delikatną dziewczynę. *”Jak on musiał wyglądać w młodości, skoro choćby teraz jest tak atrakcyjny?”* – pomyślała Wanda.
– Andrzej Piotrowicz – przedstawił się i podał jej dłoń. Jego uścisk był krótki, ale ciepły i pewny.
– Proszę do stołu, bo wszystko wystygnie – zaprosiła Halina.
– Krzyś, zajmij się Wandą – powiedział Andrzej, nalewając wino.
Halina wypytywała Wandę delikatnie, nie wchodząc w szczegóły, a jednocześnie opowiadała o swojej rodzinie. Z wina czy spokojnej atmosfery Wanda poczuła, iż napięcie opada.
– Niech twoi rodzice się nie martwią. Ze ślubem sobie poradzimy – powiedziała w końcu Halina z życzliwym uśmiechem.
Rodzina Krzysztofa wydawała się Wandzie idealna. Jej własna była zupełnie inna. Mama zawsze próbowała wszystkich nakarmić, a ojciec pił za dużo, nalewając sobie wino, nie czekając na innych. Potem zaczynał mówić dużo, pouczać wszystkich, choćby jeżeli nikt go nie słuchał. Czasem odpowiadał ostro mamie, obrażał ją przy gościach, gdy próbowała go powstrzymać.
Wanda zawsze wstydziła się ojca. Chętnie nie zaprosiłaby rodziców na ślub, ale byliby obrażeni. Gdyby tylko miała takich rodziców jak Krzysztof… I dlaczego się z nim związała? Byli z różnych światów… Zagubiona w myślach, nie usłyszała, co mówił Krzysztof.
– Co powiedziałeś? – zapytała.
– Że podobałaś się moim rodzicom.
– Ja bym chciała, żebyśmy byli tacy jak oni. Widać, iż się kochają. A moi… Boję się, jak wypadną na naszym weselu.
– Nie przejmuj się. Zobaczysz, nie zawiodą. U nas też bywają kłótnie, tylko nie tak głośne. Swoją drogą, wybrałaś już suknię? Chcę, żebyś była najpiękniejszą panną młodą.
Wanda nie chciała sama iść do salonu ślubnego, a Krzysztof nie mógł widzieć jej sukni przed ślubem. Z mamą też nie chciała – zawsze oszczędzała na wszystkim. Pozostała tylko przyjaciółka, Kasia.
– Kasia! Musisz mi pomóc wybrać suknię ślubną! – powiedziała, gdy tylko tamta odebrała telefon.
– O mój Boże! Wychodzisz za mąż? Gratulacje! – Kasia zaczęła opowiadać o weselu ich wspólnej znajomej, co Wandę mało interesowało.
– Mogłabyś? – przerwała jej.
– Jasne! Kiedy?
Umówiły się na następny dzień w kawiarni niedaleko salonu.
Wanda przyszła pierwsza. Kelner od razu podszedł z menu.
– Jeszcze chwilę, proszę. Czekam na przyjaciółkę.
Kasia spóźniała się, jak zwykle. Wanda obserwowała ludzi w kawiarni. Nagle zauważyła Andrzeja Piotrowicia przy stoliku z młodą blondynką. Rozmawiali, trzymając się za ręce, a potem… pocałowali się.
*”Czy to jego kochanka? Czy Krzysztof wie? A Halina?”* – myślała, odwracając wzrok. ChciaWanda postanowiła zachować to, co widziała, dla siebie, bo choć ideały się kruszą, czasem lepiej nie burzyć pozorów, które dają innym poczucie bezpieczeństwa.