Dość czekania — wzięła sprawy w swoje ręce

newskey24.com 16 godzin temu

„Znudziło jej się czekanie – wzięła sprawy w swoje ręce”

Gdy Patrycja po raz pierwszy spotkała Krzysztofa, wydawało się jej, iż wreszcie znalazła tego jedynego, z którym mogłaby zbudować prawdziwe, trwałe „na zawsze”. Był nie tylko przystojny, bystry i troskliwy – od razu dał jej do zrozumienia, iż zależy mu na poważnym związku. Zbliżyli się bardzo szybko, a po kilku miesiącach zamieszkali razem. Najpierw w wynajmowanym mieszkaniu w Warszawie, z myślą: „Zobaczymy, jak to pójdzie”. Ale wszystko układało się łatwo, jakby samo się układało.

Codzienność nie zniszczyła ich uczucia. Potrafili się dogadywać, ustępować sobie, troszczyć się nawzajem. Wspólnie gotowali kolacje, oglądali stare filmy, wieczorami spacerowali po Starówce, planowali weekendy, wakacje, całe życie. Przyjaciele od dawna nazywali ich „mężem i żoną”. Wszyscy tylko czekali, aż w końcu zrobią ten kolejny krok. Ale ten krok wciąż nie nadchodził.

Pierwszy rok Patrycja nie naciskała. Była pewna, iż Krzysztof sam oświadczy się, gdy przyjdzie czas. Ale gdy minął drugi, a potem trzeci rok, a nic się nie zmieniło – zaczęła się niepokoić. Szczególnie bolało, gdy jedna po drugiej jej koleżanki wychodziły za mąż, wrzucając zdjęcia z USC z podpisami: „Teraz to już rodzina”. A Patrycja nie miała choćby pierścionka. Ani słowa. Ani rozmowy.

Potem nieszczęście – ciężko zachorowała matka Krzysztofa. Wszystkie siły i myśli rodziny skupiły się na leczeniu, badaniach, wizytach u lekarzy i w aptekach. Temat ślubu zszedł na dalszy plan – i Patrycja to rozumiała. Milcząco wspierała, była obok, nie naciskała. Gdy jego mama wyzdrowiała, odetchnęła z ulgą: teraz znów mogą myśleć o przyszłości. Ale narzeczony jakby utknął w trybie „nie teraz”. Temat małżeństwa jakby wyparował.

Patrycja wciąż czekała. Aż w końcu zrozumiała: dość. Nie chce być tylko wygodną partnerką u boku. Chce być żoną. Chce rodziny, dzieci, domu. I wreszcie – pewności jutra. Bo choćby na kredyt mieszkaniowy strach się porywać, gdy jest się prawnie nikim. Postanowiła działać.

Kupiła pierścionek sama. Zarezerwowała stolik w ulubionej restauracji nad Wisłą. Wybrała datę – nie byle jaką, ale tę, gdy pierwszy raz powiedzieli sobie „kocham”. Gdy Krzysztof zobaczył ją z pudełeczkiem, początkowo się zmieszał, zaczął tłumaczyć: iż też miał zamiar, tylko czasu brakło. Ale w końcu powiedział „tak”. Bez fajerwerków, bez iskry w oczach, ale powiedział.

Koleżanki Patrycji były w szoku. Jedne podziwiały jej odwagę, inne kręciły przy skroni, iż postawiła się w niezręcznej sytuacji. A ona po prostu odetchnęła. Bo w środku zrobiło się lżej. Bo teraz – wszystko jasne.

Patrycja nie czekała, aż ktoś zdecyduje za nią. Wzięła sprawy w swoje ręce. Złożyła wniosek przez ePUAP, wybrała datę, zaczęła szukać sukni, rezerwować salę, umawiać fotografa. Krzysztof pomagał w przygotowaniach – bez entuzjazmu, ale pomagał: jeździł na degustację menu, zarezerwował samochód, pomógł wybrać obrączki. Wszystko toczyło się swoim rytmem.

Czasem Patrycja łapie na sobie spojrzenia przyjaciółek. Te zamężne – pełne współczucia: „Tylko uważaj, żebyś nie żałowała”. Te jeszcze single – z nutą zazdrości: „Odważyłaś się”. A ona po prostu idzie do przodu. Bo ma dość życia w zawieszeniu. Bo zasługuje na szczęście. Bo kocha – i wierzy, iż nie na darmo.

Może postąpiła nie po tradycji. Może ktoś powie: „Kobieta nie powinna robić pierwszego kroku”. A może gdyby więcej kobiet przestało czekać na cud, więcej byłoby szczęśliwych rodzin?

Czy postąpiła słusznie? Prawdopodobnie. Czy to wyglądało śmiesznie? Nie. Wyglądało jak decyzja dojrzałej kobiety, która ma dość odwagi, by zawalczyć o własne życie.

Idź do oryginalnego materiału