Wychowałem małego chłopca sam, z mojej skromnej emerytury. Pewnego dnia zabrałam go do warszawskiej galerii handlowej, a chłopiec powiedział coś zupełnie nieoczekiwanego.
Autobus delikatnie kołysał się po drodze, ale Patryk przyklejony był do szyby, oczy miał wielkie jak dwa czekoladowe groszki. Nigdy wcześniej nie był w wielkim mieście. W rzeczywistości choćby Babcia Bogna nie wyjeżdżała tam zbyt często. Wieśtargdom tak wyglądał jej świat.
Jednak tego poranka coś uderzyło jej w serce:
No to zobaczmy, co jest w jak to się nazywa, mamo?
W galerii, mamusiu odpowiedział Patryk, dumny, iż zna słowo. Nauczycielka powiedziała, iż to wielkie jak miasto w jednym budynku.
Babcia Bogna ukryła uśmiech w chustce. Zgromadziła wszystkie grosze, które zgromadziła z emerytury i ze sprzedaży przy bramie jajka, warzywa, pęczek pietruszki, kilka słoików ogórków kiszonych. Nie była to dla niej przyjemna sprawa, ale chciała zobaczyć Patryka szczęśliwego.
Ojciec chłopca pracował za granicą. Wyjechał tylko na dwa lata, a minęły już cztery. Ojciec zniknął pewnego dnia, mówiąc, iż jedzie szukać pracy w mieście i już nie wrócił. Od tego czasu świat Patryka kręcił się wokół dwóch staruszku, pomarszczonych, ale pełnych miłości dłoni.
Nie wstydź się mnie, mamuś? zapytała go wieczorem.
A po co wstyd? Ty jesteś ty jesteś wszystkim, co mam, mamuś odparł chłopiec, poważny, z powiewem dorosłego.
Kiedy wysiedli z autobusu, galeria wzniosła się przed nimi, lśniąca i zimna, ze szklanymi ścianami. Babcia wzięła głęboki wdech, jakby wchodziła do innego świata.
To nie żart, to budynek szepnęła.
No chodź, mamuś, pokażę ci, co jest w środku!
Drzwi otworzyły się same, a Babcia podskoczyła.
Boże, jakby otwierały się wrota nieba mruknęła, krzyżując się w myślach, by nikt nie śmiał się z niej.
Wewnątrz zimne światła, muzyka, pośpieszni ludzie. Młodzi z torbami marek, kobiety na wysokich obcasach, dzieci ubrane jak z katalogu. Babcia i Patryk wyglądali, jakby weszli do filmu.
Chłopiec ściskał jej dłoń. Babcia trzymała go za palce, jakby był jej skarbem.
Zobacz, mamuś, tam są ubrania. Tam są zabawki. To ta reklama, którą widzimy w telewizji, w domu.
Wiele, mamuś wiele wyszeptała, przytłoczona.
Poszli do sklepu z ubraniami dla dzieci. Ubrania wisiały pięknie, kolorowo, poukładane według rozmiarów. Nie tak, jak w domowej szafie, gdzie trzy koszulki i dwa spodnie od lat walczą z czasem.
Możecie przymierzyć, co tylko zechcecie powiedziała uśmiechnięta sprzedawczyni.
Babcia zarumieniła się.
Nie, nie, tylko się rozejrzymy
Jednak Patryk już przeczesywał palcami niebieski bluzek z małym superbohaterem na piersi.
Mamuś chcę tylko zobaczyć, jak mi leży nie musimy go brać
Przed półką spotkały się wszystkie jej troski: mała emerytura, rachunki, olej, cukier, leki. Ale nad nimi przeleciał jeszcze silniejszy myśl: dzieciństwo.
Weź go, mamuś, przymierz, powiedział z bardziej zdecydowanym tonem.
Pomógł mu go założyć. Bluza przylegała idealnie do ramion, jakby była szyta na miarę. Patryk spojrzał w lustro i na chwilę nie był już chłopcem z podniszczonymi kolanami i przetartymi ubraniami. Był dzieckiem jak wszystkie z reklam w telewizji.
Mamuś wyglądam jak chłopaki z miasta szepnął, starając się nie cieszyć za bardzo, by nie zranić Babci.
Babcia odczuła łzy w oczach.
Byłeś piękny i w tych starych ubraniach, ale to chyba jest właśnie dla ciebie.
Gdy zobaczyła cenę, serce jej się ścisnęło. Przeliczyła w myślach, ile dni chleba, ile kilogramów mąki, ile przejazdów tramwajem mogłaby kupić za te pieniądze. Spojrzała znów na Patryka, który nieśmiało podciągał rękawy bluzy, pewien, iż zamierza ją zdjąć i odłożyć na miejsce.
Mamuś, weźmy ją. Trochę kosztuje, ale weźmy.
Chłopiec mrugnął niepewnie.
Naprawdę, mamuś?
Naprawdę. I dbaj o nią, bo to obietnica będziesz wielki i pewnego dnia przeprowadzisz mnie po twoich galeriach.
Obchodzili kolejne stoisko z zabawkami, gdzie Patryk zatrzymywał się przy każdej samochodzikowej, przy każdej figurce LEGO, przy każdej lśniącej pistolecie. Jego oczy błyszczały, ale nie prosił o nic. Wiedział już w siedem lat, iż życzenia ważą w złotych, a złoto nie spada z nieba, ale z pomarszczonych dłoni babci.
Chodź jeszcze obejrzyj, mamuś rzekła Babcia, czując, jak kolana mu bolą. Babcia czeka na przystanku, bo nogi mnie już nie służą.
Usiedli w kącie, przy schodach ruchomych. Babcia delikatnie położyła się na drewnianej ławce, przytrzymując torbę z nową bluzą. Kawałek chleba kupiony w piekarni przy galerii wyglądał jak mała wioska w szklanym świecie.
Nie idę daleko, mamuś powiedział Patryk. Idę tylko do tego sklepu z zabawkami naprzeciwko.
Idź, mamuś, widzę cię stąd.
Patryk pobiegł, lekko niezdarnie, a Babcia została przy ławce, wpatrzona w niego. Wokół młodzi ludzie z wielkimi papierowymi torbami, w rękach lśniące telefony, śmiali się, rozmawiali głośno, robili selfie. Nikt nie zwracał na nią uwagi, a jeżeli spojrzał, pomyślał pewnie, iż to jakaś starsza wiejska pani, co się zgubiła.
Jednak ona nie czuła się zagubiona. Po raz pierwszy po długim czasie czuła się na swoim miejscu. Wśród tego karuzelowego blasku serce było pełne.
O Boże, jak to duże się stało Kto by pomyślał, iż to ja zabiorę go do galerii? pomyślała, patrząc na małą główkę chłopca między półkami.
Spojrzała na swoje dłonie. Pomarszczone, pokryte bliznami od lat siadania przy kominku, dźwigania drewna, mycia w bali. Te dwie ręce, które nikt nie zauważał całe życie, trzymały teraz torbę z pierwszą prawdziwą bluzą Patryka. Te same dłonie kroiły pierwszy kromkę chleba, kołysały go, gdy płakał po mamie, wycierały mu łzy, gdy koledzy drwili go za podarte buty.
Teraz, zmęczone, drżały lekko, nie ze starości, ale z emocji.
Młoda para usiadła obok niej z błyszczącymi torbami. Dziewczyna zerknęła przelotnie na kawałek chleba w torbie i na stary płaszcz. Potem spojrzała w kierunku witryn. Nie wiedziała, iż za jej zmęczonym uśmiechem kryje się historia cięższa niż ich wspólne torby.
Babciu! Przebijający hałas galerii przebił głos Patryka. Biegł w jej stronę, policzki różowe od emocji.
Sam sam wjechałem po tych schodach! I zobaczyłem sklep pełen piłek! I był wielki ekran z kreskówkami!
Mówił szybko, mieszając słowa, jakby bał się, iż nie zdąży wszystkiego powiedzieć. Babcia patrzyła na niego i wiedziała, iż nie pożałowała wydania pieniędzy na bluzę i tę drogę.
Podoba ci się? zapytała cicho.
To najfajniejsze miejsce na świecie, babciu. Ale wiesz co w domu u nas jest lepiej.
Dlaczego, mamuś?
Bo tam jesteś ty. Tam pachnie twoją zupą. Tu pachnie pieniędzmi.
Rozśmieszyła się, krótki śmiech z łzami w kącikach oczu.
Wiesz, masz rację
Pochyliła się po bok, podała mu bułkę i mały łyk soku. Siedzieli tak, ramię w ramię, na środku galerii, jak na małej wyspie spokoju.
Wokół ludzie płynęli we wszystkich kierunkach, pośpieszni, promocje, jasne reklamy. Nikt nie wiedział, iż przy tej ławce siedzą dwa serca, które mają siebie nawzajem.
Babciu rzekł Patryk po chwili, gryząc chleb,
Tak, mamuś.
Kiedy wróci mama, przywieziesz ją też do galerii?
Przywieziemy ją, jak nie przywieziemy? Będziemy we trójkę. Ty w nowej bluzie, ona z piękną torbą, a ja w tym chustce. I pokażesz jej wszystko, nie ja.
Pokażę wszystko. Powiem, iż to ty mnie tutaj po raz pierwszy zaprowadziłeś. Niech to wie.
Babcia poczuła, jak serce jej się rozgrzewa. Poza witrynami, poza blaskiem, prawdziwym bogactwem był tuż obok: siedmioletni chłopiec, który nigdy nic nie żądał, a dostał wszystko, co mogła mu dać miłość, czas, zmęczone ramiona.
Nie jestem kobietą z galerii pomyślała. Jestem kobietą z glebą i wojną tkania. jeżeli ten wielki świat sprawi, iż on się uśmiechnie, wrócę jutro, pojutrze, tak długo, jak moje nogi będą stały.
Spojrzała w górę, na wysokie szklane niebo.
Boże, miej nad nami opiekę szepnęła. Niech jego ojciec będzie zdrowy, gdziekolwiek jest, niech jego tata gdziekolwiek się znajduje a mnie daj siłę w tych dwóch rękach, by prowadzić go na dobrą drogę.
Patryk nie usłyszał tej modlitwy, ale jakby poczuł ją, włożył małą dłonią w jej dłoń.
Kocham cię, babciu powiedział po prostu.
Babcia nie mogła już odpowiedzieć. Położyła policzek na jego czole i uśmiechnęła się. Galeria z zimnym blaskiem zniknęła na chwilę. To już nie miało znaczenie.
Na tej ławce, między torbą z chlebem a nową bluzą, babcia i wnuk przeżywali swoją małą cudowność: radość, której żaden złoty nie kupi świadomość, iż choć świat jest wielki, zawsze ktoś czeka z miłością, z dwoma pomarszczonymi, ale pełnymi miłości rękami.
Zbyt wiele dzieci jest dziś wychowywanych jedynie z dwóch starych dłoni i z gorzkiej emerytury. jeżeli po tej historii przypomnisz sobie swoją babcię, nie chowaj emocji tylko dla siebie.











