Domek dla Marzeń

newskey24.com 7 godzin temu

**Dom dla Nadziei**

Antek od zawsze podziwiał starszego brata i od najmłodszych lat brał z niego przykład. Przy stole jadł tylko to, co jadł Wojtek, choćby jeżeli mu nie smakowało. Gdy brat wybiegał na dwór bez czapki, Antek też zrzucał swoją z głowy. Mama nakazywała starszemu synowi natychmiast się ubrać, bo inaczej Antek się przeziębi.

Różnica między braćmi wynosiła sześć lat, ale dla Antka była to cała wieczność. Dlaczego mama nie urodziła go choć dwa czy trzy lata wcześniej? Wojtek wychodził z kolegami, ale młodszego brata nigdy nie zabierał.

— Nie jestem twoją niańką. Chłopaki by się ze mnie śmiali — mówił z wyższością.
Antek wtedy wybuchał płaczem.

— Przestań! Albo nie będę już z tobą rysować.

I Antek momentalnie milknął, jakby ktoś wyłączył mu głos.

Wojtek świetnie rysował. Antek z zachwytem śledził szybkie ruchy ołówka po papierze, próbował naśladować brata, ale wychodziły mu tylko bazgroły. Wtedy Wojtek siadał obok i cierpliwie tłumaczył, jak trzymać ołówek i z jaką siłą go prowadzić. Te chwile były dla Antka najszczęśliwsze.

Oczywiście, bracia się kłócili, a choćby bili. Antek dostawał od starszego brata, a w odwecie chował mu ołówki albo domalowywał wąsy do portretów w szkicowniku. Wojtek wtedy klepał go po głowie i przezywał karłem lub szczeniakiem, czego Antek nie znosił.

Pewnego dnia Wojtek jednak zabrał Antka do parku, gdzie spotykali się chłopcy z okolicy. Chowali się za krzakami i palili papierosy.

— Jak powiesz rodzicom, to ci nogi połamię — warknął Wojtek, spluwając przez zęby.
Antek nie wątpił, iż brat dotrzyma słowa. choćby gdy dostawało mu się od Wojtka, nigdy nie skarżył się rodzicom.

W szkole wszyscy wiedzieli, iż Antek to brat Wojtka, więc go nie tykali. Wojtek nie był chuliganem, ale bali się go. Trenował zapasy i potrafił walczyć do krwi. Niewielu mogło z nim rywalizować.

Antek namówił mamę, żeby zapisała go na tę samą sekcję, co brata. Ale, podobnie jak z rysowaniem, nic mu nie wychodziło. Nie lubił się bić. niedługo rzucił treningi, przyznając w końcu porażkę starszemu bratu. Przestał się starać, by być jak on, i skupił się na nauce. I tu okazał się o klasę lepszy.

Wojtek świetnie władał pięściami, ale w szkole radził sobie średnio. Po maturze poszedł na politechnikę, na budownictwo. W jego rysunkach coraz częściej pojawiał się ten sam kobiecy wizerunek. Nic specjalnego, według Antka.

Teraz Wojtek miał własne studenckie życie, w którym nie było miejsca dla szkolniaka Antka. Do domu wracał późno, zamyślony i milczący.

Pewnego dnia Antek przypadkiem znalazł w bratowym notesie kartkę z wierszem. Od razu zrozumiał, komu Wojtek go poświęcił — dziewczynie z rysunków.

W rozmowie rzucił, iż brat mógłby znaleźć sobie ładniejszą.

— Powinieneś rysować takie jak Ola Nowak. Ona jest najładniejsza w klasie. Nie, w całej szkole! O niej powinny być wiersze. — I zacytował zapamiętaną linijkę z bratowego utworu.

Nie zdążył choćby zrozumieć, co się stało. Ocknął się na podłodze. Jego policzek płonął, jakby ktoś przyłożył mu rozżarzone żelazo.

— Co ci się stało? Znowu się biłeś? — Mama przy kolacji wpatrywała się w młodszego syna.

Wojtek prychnął z pogardą i spokojnie jadł dalej makaron z serem.

— Poślizgnąłem się i uderzyłem twarzą w kałużę — wybełkotał Antek. Mówienie bolało.

Mama surowo spojrzała na starszego syna. Ten tylko wzruszył ramionami. Wyjęła z zamrażarki kawałek mrożonego mięsa, owinęła w ręcznik i podała Antkowi.

— Przyłóż do policzka.

Na piątym roku Wojtek oznajmił, iż zamierza się ożenić i w weekend przyprowadzi narzeczoną do domu.

— Cha, pan młody! — zaśmiał się Antek.

— Masz coś przeciwko? — Wojtek spojrzał na brata groźnie.
Antek zrozumiał, iż lepiej nie drwić, bo znowu może dostać w szczękę. Po tamtym ciosie długo dochodził do siebie.

— Nie, cieszę się tylko. Nie będziecie z nami mieszkać, prawda? Więc pokój będzie całkiem mój. Super! Wreszcie nie będę słyszał twojego chrapania. Mam nadzieję, iż nie zmienisz zdania.

Wojtek się rozluźnił i poklepał brata po ramieniu.

— Nie zmienię. Masz szczęście, braciszku.

Nadia okazała się miłą i urodziwą dziewczyną, o jasnych brązowych oczach, zadartym nosku i kręconych, ciemnoblond włosach. Czuć od niej było wiosnę.

Mocno trzymała Wojtka za rękę i śmiało odpowiadała na pytania rodziców. Widać było, iż jest w nim zakochana po uszy. Antek był zazdrosny. Dla niego Wojtek był najlepszym bratem. A ta Nadia…

Przy stole Antek ukradkiem przyglądał się dziewczynie. I coraz bardziej mu się podobała.

— Nie patrz tak na narzeczoną brata — upomniała go mama, gdy Wojtek wyszedł odprowadzić Nadie.

— Niech mnie. Znajdę sobie lepszą — odparł Antek z przekąsem.

Po ślubie Wojtek wprowadził się do Nadii i jej mamy. Do domu wpadał rzadko. Jakby od razu stał się dorosły. Po studiach dostał pracę w największej firmie budowlanej w mieście. Rok później urodził im się syn. W małym mieszkanku zrobiło się ciasno, więc Wojtek zaczął budować dom. Sam go projektował, sam stawiał. Pomagali mu przyjaciele i ojciec, który wsparł go finansowo.

Antek w tym czasie skończył szkołę i po raz pierwszy nie poszedł w ślady brata — poszedł na prawo. Wyraził się z lekceważeniem, iż budowa to zajęcie dla nieudaczników. Mądrzy ludzie powinni pracować głową, nie rękami.

Pewnego dnia mama wysłała Antka do brata z ubraniami dla rosnącego siostrzeńca. Nadia zaokrągliła się, stała się bardziej kobieca i piękna. Antek się zaczerwienił i mruknął coś, wręczając jej paczkę.

— Wejdź — zaśmiała się Nadia, wciągając go do przedpokoju. — Wojtek wyjechał w delegację, a w łazience zerwała mi się linka. Naprawisz? On wróci dopiero za trzy dni, a ja nie mam na czym suszyć bieliznyI w końcu, gdy mała Zosia przyszła na świat, a Antek spojrzał na Nadie trzymającą ich córeczkę, zrozumiał, iż czas leczy choćby najgłębsze rany i iż miłość zawsze znajdzie drogę, choćby przez gąszcz wątpliwości i bólu.

Idź do oryginalnego materiału