Pani Stanisławo! Co pani wyprawia?! krzyczała Wanda Nowak, wymachując w powietrzu zgniecionym dokumentem. Jak to nie można mieszkać? Dom stoi przecież gotowy!
A dokumentów brak spokojnie odparła urzędniczka za szybą, choćby nie podnosząc wzroku od papierów. Bez papierów choćbyście złoty pałac postawili nie pozwolimy wam tam żyć.
Jakie jeszcze dokumenty?! Działka nasza, środki z programu mieszkaniowego wydane, kredyt wzięty! Wszystko zgodnie z prawem! Wanda uderzyła pięścią w parapet, aż szyby zadzwoniły.
Kochanie Stanisława w końcu oderwała się od dokumentów i spojrzała na petentkę ponad okularami. Działka wasza, to prawda. A gdzie pozwolenie na budowę? Gdzie zatwierdzony projekt? Gdzie protokół odbioru?
Wanda poczuła, jak uginają się pod nią nogi. Usiadła na niewygodnym plastikowym krześle.
Mówili nam, iż dla domu jednorodzinnego nie trzeba niczego zgadzać… Sąsiedzi budowali bez żadnych projektów…
A kiedy to było? prychnęła urzędniczka. Prawo się zmienia, kochanie. Teraz bez papierka ani rusz.
Wanda wyszła z urzędu jak ogłuszona. Mżył drobny, uporczywy deszcz, który zdawał się wsiąkać prosto w duszę. Wsiadła do starego samochodu, wyjęła telefon.
Krzysiu? Krzysiu, synku… głos jej drżał. Przyjedź, proszę. Stała się tu rzecz niezwykła…
Krzysztof przyjechał po godzinie, znalazł matkę siedzącą na progu nowego domu. Dom naprawdę był piękny parterowy z poddaszem, z dużymi oknami, schludnym dachem. Wanda zbierała na niego całe życie, sprzedała miejskie mieszkanie, dołożyła oszczędności, wzięła kredyt.
Mamo, co się stało? Syn przysiadł obok na schodku. Dlaczego nie siedzisz w środku?
A bo nie wolno gorzko się uśmiechnęła. Okazuje się, iż nie można tu mieszkać. Dom nie jest uregulowany jak należy.
Krzysztof zmarszczył brwi.
Jak to nieuregulowany? Przecież wszystko robiłaś przez firmę budowlaną. Oni powinni…
Powinni, a nie zrobili! wybuchnęła Wanda. Oszukali nas, Krzysiu! Mówili, iż sami załatwią papiery, a tylko kasę wzięli i w nogi! Teraz dzwonię telefony milczą!
Krzysztof wyjął z kieszeni papierosa, zapalił. Matka niechętnie na niego spojrzała.
Krzysiu, rzuć już tę truciznę. Zdrowie zniszczysz.
Teraz nie czas na zdrowie, mamo. Mów dokładnie, co w urzędzie powiedzieli.
Wanda westchnęła, poprawiła chustkę na głowie.
Mówią, iż trzeba było wcześniej pozwolenie na budowę zdobyć. I projekt zatwierdzić. I jeszcze stos papierów. A ci budowlańcy Wiśniewski z Kowalskim zapewniali, iż sami wszystko załatwią. Głupia uwierzyłam…
Masz z nimi umowę?
Mam. Ale tam nic o dokumentach nie ma. Tylko iż dom postawią.
Krzysztof zaciągnął się i powoli wypuścił dym.
To słuchaj. Jutro idziemy do prawnika. Zobaczymy, co da się zrobić. Może nie wszystko stracone.
Następnego dnia siedzieli w kancelarii. Adwokat młoda kobieta o zmęczonych oczach przeglądała dokumenty.
Rozumie pani mówiła, odkładając papiery sytuacja trudna, ale nie beznadziejna. Dom stoi, to fakt. Działka wasza, to też fakt. Ale teraz trzeba to zalegalizować po fakcie.
To możliwe? z nadzieją spytała Wanda.
Możliwe, ale długo i drogo. Najpierw trzeba zamówić plan techniczny. Potem składać wniosek o legalizację samowoli. To może potrwać rok, a choćby dłużej.
A ile to będzie kosztować? Krzysztof pochylił się do przodu.
Około… prawniczka zawahała się pięćdziesiąt tysięcy złotych. Może więcej, jeżeli będą komplikacje.
Wanda aż sapnęła.
Ja tyle nie mam! Wszystko wydałam na dom!
Wtedy pozostaje czekać, aż zmuszą was do rozbiórki sucho odparła prawniczka. Prędzej czy później wasza kolej nadejdzie.
Wieczorem Wanda siedziała w kuchni starego domu tego samego, który miała zburzyć po przeprowadzce. Piła herbatę z babcinej porcelany.
Mamo, nie martw się tak Krzysztof poklepał ją po ramieniu. Pieniądze się znajdą. Jakoś się wykręcimy.
Skąd, synku? Ty masz rodzinę, kredyt. A ja ledwo wiążę koniec z końcem.
Zapukano do drzwi. Krzysztof otworzył w progu stała sąsiadka, ciocia Bronia.
Wanda, jesteś? weszła do kuchni bez zaproszenia. Słyszałam, iż z nowym domem kłopoty.
Wanda skinęła głową, nie podnosząc wzroku.
Ano, okazuje się, iż postawiliśmy go nielegalnie. Teraz albo płacić krocie, albo burzyć.
Ciocia Bronia nalała sobie herbaty.
Wiesz, iż Kowalscy mają to samo? I Wiśniewscy też. Też przez tę firmę budowali.
Jak to? zdziwił się Krzysztof. Więc oni specjalnie ludzi oszukiwali?
Kto ich tam wie wzruszyła ramionami Bronisława. Może sami nie wiedzieli, co trzeba. Albo wiedzieli, ale im się nie chciało. Dla nich liczyła się tylko gotówka.
A co Kowalscy robią? spytała Wanda.
A co? Kredyt spłacają za dom, w którym mieszkać nie wolno. Stary Kowalski w sześćdziesięciu latach na drugą pracę poszedł, na magazyn. A Jadzia płacze po kątach. Mówi, iż lepiej było w starej kamienicy zostać.
Po odejściu sąsiadki Wanda długo nie mogła zasnąć. Leżała, wpatrzona w sufit. Całe życie marzyła o własnym domu. Po śmierci męża postanowiła dość ciasnego mieszkania, gdzie słychać każde stuknięcie sąsiadów. Chciała ogródek założyć, kwiaty posadzić. Żeby wnuki przyjeżdżały na wakacje.
A teraz co? Dom stoi, a pożytku zero.
Nazajutrz przyszła Jadwiga Kowalska ta sama Jadzia.
Wando powiedziała, przekraczając próg walczmy razem. W pojedynkę ciężko, a w grupie siła.
Jak to razem? nie zrozumiała Wanda.
Ano tak. Oszukała nas ta sama firma. Więc i pozew złożymy wspólny. I adwok