Dom, w którym wciąż mieszka miłość

newskey24.com 15 godzin temu

Dom, w którym została miłość

Wiktor przeprowadził się do sąsiedniej wsi i od razu postanowił się zabrać za budowę. Stary domek po kuzynce stał się tymczasowym schronieniem. Pracował jak wół: dobudowywał ganek, wymieniał dach… Aż pewnego dnia zobaczył — po zakurzonej drodze od przystanku szła zgrabna kobieta z siatką w ręku. Bożena. Taka miejska, zadbana, z prościutką postawą.

— Żeby taką na żonę — mignęło mu w głowie.

Kilka dni później spotkał ją koło sklepu wiejskiego. Po prostu podszedł i powiedział:

— Jestem Wiktor. Wiem, iż pani Bożena. Może się poznamy?

Bożena się zawstydziła. Takiego faceta, młodego, krzepkiego, i nagle zainteresował się nią, kobietą, która już niejedno w życiu widziała. Ale Wiktor był uparty i dobry. I tak zaczęli się spotykać. A po roku stało się coś, czego Bożena się nie spodziewała — oświadczył się. Dał pierścionek. Prawdziwy, złoty, z kamyczkiem.

Bożena nie wierzyła własnemu szczęściu. W końcu miała już pięćdziesiąt osiem lat, a Wiktor był od niej młodszy o trzy lata. Żyli we dwoje, syn dawno wyprowadził się do innego województwa — tam studiował, ożenił się i został. Wnuczka miała pięć lat, przyjeżdżali rzadko, ale Bożena czekała na każdy telefon, każde zdjęcie.

Tamtego wieczoru siedziała przy oknie. W barszczu stygły łyżki, a w sercu — niepokój. Wiktor od rana był na polu — siewy. Mówił, iż dziś muszą skończyć. A jego wciąż nie było.

Przypomniało jej się dzieciństwo. Najstarsza z sześciorga rodzeństwa, w ciasnym domku z ojcem, matką i staruszką babcią. Całe gospodarstwo na jej barkach, grosza ledwo starczało. Zabawek nie było. choćby choinki na Boże Narodzenie nie stawiali — po raz pierwszy zobaczyła ją dopiero w szkole. Tam też poczuła pierwszy raz euforia — błyszczące bombki, kolędy, dziecięcy śmiech…

A potem — jak grom: zabrakło ojca. Dwa miesiące później — babci. Matka została sama z sześciorgiem dzieci. Bożena była wtedy w trzeciej klasie. Jej dzieciństwo się skończyło. Zastąpiła babcię: gotowała, sprzątała, niańczyła najmłodsze. Ręka została uszkodzona po upadku z stodoły — palce nigdy już nie chciały słuchać, ale się nie poddawała.

Po ósmej klasie poszła do szkoły zawodowej. Tam, po raz pierwszy w życiu, poczuła się szczęśliwa: koleżanki, pochwały nauczycieli, nauka. Została mistrzynią krawiectwa, wszystko robiła prawie jedną ręką. choćby za granicę jeździła — dziesięciu najlepszych uczniów, a ona wśród nich.

Ale matka nie poparła jej marzenia o małżeństwie — z Darkiem, miłym chłopakiem ze szkoły. Powiedziała: „Po co ci to, samotność to twoja przyszłość”. I chyba te słowa coś w niej złamały…

Po zamknięciu zakładu musiała wrócić na wieś. I tam spotkała Wiktora.

I oto byli razem. Już tyle lat. Wybudowali dom. Wychowali syna. A teraz — po prostu czekała, aż otworzy się furtka.

I widzi — idzie! Wiktor, zmęczony, ale uśmiechnięty:

— Bożenko, koniec! Siewy skończone. Jutro wreszcie odpocząć…

I w tych słowach było tyle ciepła, iż wszystkie dawne bóle, zdrady, straty znikały. Wiedziała — wreszcie jej życie należało do niej. I było w nim miejsce na miłość.

Idź do oryginalnego materiału