**Dom nadziei**
Zuzanna leżała z otwartymi oczami, śledząc migoczące na suficie światełka reflektorów przejeżdżających samochodów. Za oknem deszcz zaczynał coraz głośniej uderzać w parapet. Na kanapie prychnął Wojciech i znowu ucichł. Ileż to czasu minęło, od kiedy przestali spać razem…
Poznali się czternaście lat temu. Zuzia bardzo się spieszyła, ale i tak spóźniła się na urodziny przyjaciółki. Weszła, gdy goście już siedzieli przy stole.
— Chodź szybko! — przyjaciółka wciągnęła ją do pokoju, ledwo dając się rozebrać.
Zuzanna przywitała się, speszona spojrzeniami zebranych. Niezdarnie wręczyła prezent Oli, bojąc się podnieść wzrok.
— Olu, co ty stoisz? Zaproś Zuzię do stołu! — wtrąciła się mama solenizantki. — Wojtku, przynieś z kuchni stołek.
Przystojny, wysoki chłopak uśmiechnął się do Zuzi i ustąpił jej swojego krzesła. Ledwo poznała w nim starszego brata Oli. Wrócił właśnie z wojska, zmężniał, dojrzał. niedługo wrócił ze stołkiem i wcisnął go między krzesła, tuż przy niej.
Ktoś wzniósł kolejny toast, wszyscy zaczęli się trącać kieliszkami. Wojciech podał Zuzi kieliszek z czerwonym winem.
— Nie piję… — pokręciła głową.
— To sok — szepnął jej do ucha, a ich kieliszki cicho zadzwoniły.
Nakładał jej na talerz po łyżce różnych sałatek. Koleżanki z klasy co chwilę rzucały w stronę Wojtka zainteresowane spojrzenia, chichotały, szeptały coś między sobą.
Później rodzice Oli taktownie wyszli do kuchni, a młodzi włączyli głośniej muzykę, odsunęli stół i zaczęli tańczyć. Wojciech zaproponował Zuzi ucieczkę. Długo chodzili po mieście, rozmawiali. Od tamtej pory nie rozstawali się już.
— Teraz możemy się pobrać. Zgadzasz się? — zapytał Wojciech Zuzannę po studniówce.
Zgodzić się? Chyba dawno oszalała z miłości. Ale co powie mama…
— Jaki ślub? Oszaleliście? On, dobrze, w wojsku zdobył zawód, ale ty musisz iść na studia. Po co się tak spieszycie? Poczekajcie choć parę lat, staniecie na nogi… — mama łamała ręce, ledwo powstrzymując łzy.
— Przepraszam, ale nie możemy czekać tak długo — wziął winę na siebie Wojciech.
Mama tylko westchnęła ciężko, domyślając się wszystkiego, i rozpłakała się.
Tak oto, zamiast studiów, Zuzanna siedem miesięcy później urodziła chłopca. Wojciech pracował w warsztacie samochodowym, a ona zajmowała się dzieckiem. Była dobrą matką i troskliwą żoną.
Mieszkali razem z mamą Zuzi. Gdy syn podrósł i poszedł do przedszkola, ona też zaczęła pracować. Jeden z klientów Wojtka, któremu naprawiał samochód, przyjął ją na sekretarkę. Wzięli wtedy kredyt na mieszkanie.
Rosnący syn, kochający mąż, silna rodzina. Zuzannie wydawało się, iż tak będzie zawsze. Aż rok temu do sąsiedniego mieszkania wprowadziła się piękna, młoda kobieta. Pewnego wieczoru przyszła do nich z tortem i butelką wina. Zuzia nakryła stół, wypili.
Kinga, bo tak się nazywała sąsiadka, znała mnóstwo dowcipów i potrafiła je opowiadać. Z Wojtkiem śmiali się do bólu brzucha. Potem Kinga zapytała, czy Wojtek umie składać meble. Kupiła szafę i potrzebowała męskiej pomocy.
— On wszystko potrafi, Wojtek ma złote ręce, oczywiście pomoże — odparła lekko Zuzia.
Następnego dnia po kolacji poszedł do sąsiadki składNajpiękniejsze wspomnienia ich związku wróciły tej nocy, gdy pod starym dachem, wśród zapachu drewna i dźwięku skrzypiących sprężyn, odnaleźli siebie na nowo, a dom nadziei stał się początkiem nowego rozdziału ich życia.