Do końca
Kasia znów spojrzała na pusty stół. Zegar wskazywał już dziewiątą, a od Wiktora ani telefonu, ani wiadomości. Znów został w pracy, pomyślała, choć nie wierzyła w tę własną wymówkę.
Ostatni miesiąc sprawił, iż te spóźnienia stały się zbyt częste. Na początku było to raz na dwa tygodnie. Potem co tydzień. Teraz wyglądało na to, iż jej mąż całkiem przestał wracać do domu o czasie.
Kasia doskonale pamiętała, jak to się zaczęło. Najpierw Wiktor mówił, iż w firmie jest kryzys istotny projekt, deadline. Wierzyła mu i czekała do późna.
Potem wymówki stawały się coraz bardziej absurdalne. W poniedziałek zadzwonił, iż utknął na parkingu, bo spychacz odśnieżał i nie mógł wyjechać. Kasia milczała, ale uważnie go obserwowała. Wiedziała przecież, iż w jego firmie był podziemny parking, gdzie choćby dziesięć spychaczy nie miałoby dostępu.
W środę miał ważne spotkanie, choć w ich firmie prawie nie odbywały się zebrania. A jeżeli już, to przez Zoom rano.
Wczoraj przyszedł z najlepszą wymówką: został w biurze, bo rozbolał go brzuch i spędził w toalecie ponad godzinę.
Kasia nie była głupia. Zdawała sobie sprawę, iż Wiktor coś ukrywa. Nie chciała jednak zmuszać go do wyznania prawdy. Ale co to mogło być?
Jak się czujesz? zapytała, starając się brzmieć spokojnie i troskliwie.
Wikt














