Do ostatniego tchu

polregion.pl 21 godzin temu

Dzisiaj znowu jadłam kolację sama. Zegar wskazywał już dziewiątą, a od Jacka ani telefonu, ani wiadomości. „Znowu został w pracy” – pomyślałam, choć sama w to nie wierzyłam…

…W ostatnim miesiącu takich „spóźnień” było za dużo. Najpierw raz na dwa tygodnie. Potem co tydzień. A teraz wydawało się, iż mąż w ogóle przestał wracać do domu o czasie.

Dobrze pamiętam, jak to się zaczęło. Najpierw tłumaczył, iż w pracy kryzys – istotny projekt, deadline. Wierzyłam i czekałam do późna.

Później wymówki stawały się coraz bardziej absurdalne. W poniedziałek zadzwonił, iż utknął na parkingu, bo traktor odśnieżał i nie mógł wyjechać. Milczałam, postanawiając obserwować jego zachowanie. Doskonale wiedziałam, iż w jego pracy jest podziemny parking, do którego ten traktor nie dotarłby choćby w tydzień.

W środę „został” przez ważne spotkanie, choć w ich firmie takich zebrań prawie nie organizowano, a jeżeli już – to przez wideokonferencje rano.

A wczoraj oświadczył, iż utknął się w biurze, bo… rozbolał go brzuch i ponad godzinę spędził w toalecie z niestrawnością.

Nie byłam głupia. Wiedziałam, iż mąż coś ukrywa. Histerią niczego nie wyciągnę. Ale co?

– Jak się czujesz? – zapytałam, starając się, by głos brzmiał spokojnie i troskliwie.

Jacek, który właśnie wszedł do mieszkania, zmęczony opadł na łóżko i ciężko westchnął.

– Kiepsko – odparł, masując brzuch. – Zamówiliśmy biznes-lunch z knajpy, chyba się zatrułem…
– Okropne. Wierzę, iż źle się czujesz – powiedziałam nienaturalnie, obserwując jego reakcję. – Przyniosę ci leki, dobrze działają.
– Nie! – poderwał się, ale natychmiast opadł z powrotem, uświadomiwszy sobie, iż prawie krzyknął.
– Co się stało? – zdziwiłam się.
– Koledzy z pracy dali mi coś na to. Nie pamiętam nazwy, ale pomogło.
– Ach, no dobrze – wzruszyłam ramionami. – Tylko lepiej pamiętać nazwy, bo kto wie, co ci dali…
– Masz rację – wymusił uśmiech. – Pójdę pod prysznic i się prześpię, bo jakoś słabo mi.
– Jasne – pogładziłam go po policzku i wyszłam z sypialni.

Gdy tylko zamknął za sobą drzwi łazienki, pobiegłam do kuchni. Stałam przy stole, nerwowo ściskając w dłoni telefon Jacka. Przewijałam wiadomości, maile, komunikatory – pustka. Nic podejrzanego. Wtedy sprawdziłam aplikację bankową.

„Przelew 10.000 zł na nazwisko Kingi W.” – przeczytałam w myślach i wewnątrz coś się ścisnęło. Usłyszałam, iż Jacek zakręcił wodę. gwałtownie zamknęłam wszystkie zakładki i odłożyłam telefon.

„Nie panikować, nie panikować” – powtarzałam w myślach jak mantrę. – „Kim do diabła jest ta Kinga W.?”

Próbowałam złapać ulotne wspomnienie. Kinga W. – koleżanka z pracy? Księgowa?

Tej nocy nie spałam. Wierciłam się w ogromnym łóżku, które nagle wydało się puste i zimne. Jacek spał spokojnie, nieświadomy moich domysłów. W końcu zamknęłam oczy, ale choćby we śnie ścigały mnie urywki zdań, niejasne obrazy.

Obudziłam się gwałtownie, jak od uderzenia.

„Kinga!” – imię wypaliło w pamięci. Była dziewczyna Jacka, o której mówił może dwa razy. Ta, którą zawsze lekceważył słowami „młodzieńcza miłość”.

Usiadłam na łóżku, czując, jak zimny pot spływa mi po plecach. Teraz wszystko zaczynało mieć sens: dziwne spóźnienia, głupie wymówki, nagłe „niestrawności”. A teraz ta duża suma…

Złapałam się za głowę, próbując opanować drżenie.

„Młodzieńcza miłość” – odbijało się echem w głowie.

Nie zasnęłam już do rana. Leżałam, patrząc na spokojną twarz męża, układając puzzle w całość.

Wczorajsze przypuszczenie wydawało się teraz oczywiste. Ale co ich łączyło po tylu latach? I dlaczego przelał jej tyle pieniędzy?

Wstałam cicho, by go nie obudzić. W kuchni zaparzyłam kawę i wyjęłam notatnik. Musiałam zaplanować następne kroki.

„Co robić?” – pytanie pulsowało w skroniach.

Porozmawiać z Jackiem? Ale on wyraźnie coś ukrywa.

Wynająć detektywa? To wydawało się radykalne. Nie miałam pojęcia, gdzie ich szukać ani ile kosztują.

Spróbować znaleźć Kingę sama?

Nie mogłam zwlekać. Każdy dzień mógł pogorszyć sytuację. Ale jak działać, nie zdradzając podejrzeń?

Postanowiłam zacząć od małego – przejrzeć jego profile w social mediach. Może znajdę jakieś wskazówki?

Włączyłam laptopa i zaczęłam przeglądać jego zdjęcia. Większość była świeża – rodzinne, z pracy, z wakacji. Ale na samym dole archiwum znalazłam stare fotografie. Na jednej był młody Jacek z dziewczyną. Wpatrywałam się w jej twarz.

To była ona. Kinga. Ta, o której kiedyś wspominał.

Zamknęłam laptop i wzięłam głęboki oddech. Wiedziałam, iż teraz miałam tylko dwie drogi: zamknąć oczy i żyć dalej, ryzykując gorsze konsekwencje, albo działać i poznać prawdę, choćby bolesną.

Wybrałam prawdę.

Wieczorem siedziałam w salonie, nerwowo przekładając telefon z ręki do ręki. Miałam już w głowie przemowę do Jacka, gdy otworzyły się drzwi.

– Musimy porozmawiać – powiedział od progu. Jego głos brzmiał inaczej – głucho, zmęczony.
– Też chciałam – zaczęłam, ale przerwał mi gestem.
– Daj mi skończyć – poprosił, siadając na podłodze w przedpokoju. – To, co ci powiem, nie spodoba ci się. Nie proszę o wybaczenie, tylko o zrozumienie.

Zamarłam, czując, jak serce przyspiesza.

– Pamiętasz Kingę? Była moją pierwszą miłością. Spotykaliśmy się pod koniec liceum, na początku studiów – głos mu drżał.

Czułam się, jakbym stała przed szafotem. Za chwilę spadnie topór.

– Zaraz po rozpoczęciu studiów zaszła w ciążę. Byłem młody, głupi i egoistyczny. Zamiast pomóc, dałem jej pieniądze i posłałem do kliniki. A potem zniknąłem – zamilkł.

Chciałam go złapać za ramiona i potrząsaćNie powstrzymałam go, gdy wychodził, bo w głębi serca wiedziałam, iż ta kobieta potrzebuje go teraz bardziej niż ja.

Idź do oryginalnego materiału