Za oknem wczesne lato długi dzień, zielone liście opierają się o szyby, jakby chciały zasłonić pokój przed nadmiarem światła. Okna w mieszkaniu są otwarte na oścież; w ciszy słychać śpiew ptaków i rzadkie głosy dzieci z podwórka. W tym mieszkaniu, gdzie każdy przedmiot od dawna ma swoje miejsce, mieszkają dwoje czterdziestopięcioletnia Krystyna i jej syn, siedemnastoletni Jakub. Ten czerwiec wydaje się nieco inny: w powietrzu nie tyle czuć świeżość, ile napięcie, które nie znika choćby przy otwartych oknach.
Poranek, kiedy przyszły wyniki matury, Krystyna zapamięta na długo. Jakub siedział przy kuchennym stole, wpatrzony w telefon, jego ramiona były spięte. Milczał, a ona stała przy kuchence, nie wiedząc, co powiedzieć.
Mamo, nie wyszło w końcu powiedział. Głos miał spokojny, ale słychać w nim było zmęczenie. Przez ostatni rok to zmęczenie stało się dla nich obojga codziennością. Po szkole Jakub prawie nie wychodził sam przygotowywał się do egzaminów, chodził na darmowe zajęcia w liceum. Ona starała się nie naciskać: przynosiła herbatę z miętą, czasem siadała obok po prostu, by być blisko. Teraz wszystko zaczynało się od nowa.
Dla Krystyny ta wiadomość była jak zimny prysznic. Wiedziała: poprawka możliwa jest tylko przez szkołę, trzeba będzie przejść wszystkie formalności. Pieniędzy na płatne kursy nie ma. Ojciec Jakuba od dawna mieszka osobno i nie angażuje się. Wieczorem jedli kolację w milczeniu każdy myślał o swoim. Ona przewijała w głowie opcje: gdzie znaleźć niedrogich korepetytorów, jak przekonać Jakuba, by spróbował jeszcze raz, czy starczy jej siły, by go wspierać.
Jakub w tamtych dniach działał jak na autopilocie. W pokoju leżał stos zeszytów obok laptopa. Znów przeglądał testy z matematyki i polskiego te same zadania, które rozwiązywał wiosną. Czasem patrzył w okno tak długo, iż wydawało się, iż zaraz wyjdzie. Na pytania odpowiadał krótko. Widziała, iż boli go wracanie do tego samego materiału. Ale wyboru nie ma. Na studia bez matury się nie dostanie. Trzeba więc zacząć od początku.
Następnego wieczoru wspólnie omówili plan. Krystyna otworzyła laptopa i zaproponowała poszukanie korepetytorów.
Może spróbujemy kogoś nowego? zapytała ostrożnie.
Poradzę sobie sam mruknął Jakub.
Westchnęła. Wiedziała: wstydzi się prosić o pomoc. Ale już raz próbował sam i tak wyszło. W tej chwili chciała go po prostu przytulić, ale się powstrzymała. Zamiast tego delikatnie popchnęła rozmowę w stronę planu: ile godzin dziennie chce poświęcić na naukę, czy zmienić metodę, co było najtrudniejsze wiosną. Stopniowo rozmowa stała się spokojniejsza oboje rozumieli: nie ma odwrotu.
Kilka dni później Krystyna dzwoniła do znajomych i szukała kontaktów do nauczycieli. W szkolnym czacie znalazła kobietę panią Marię, która przygotowywała do matury z matematyki. Umówili się na próbną lekcję. Jakub słuchał półuchem; wciąż był nieufny. Ale gdy wieczorem matka pokazała mu listę korepetytorów z polskiego i WOS-u, niechętnie zgodził się razem przejrzeć oferty.
Pierwsze tygodnie lata minęły w nowej rutynie. Rano śniadanie przy wspólnym stole: owsianka, herbata z cytryną lub miętą; czasem na talerzu lądowały jagody z targu. Potem korepetycje z matematyki: online lub u nauczycielki, w zależności od grafiku. Po południu krótka przerwa i samodzielna praca nad testami. Wieczorem omawianie błędów lub rozmowy z korepetytorami z innych przedmiotów.
Z każdym dniem zmęczenie rosło u obojga. Pod koniec drugiego tygodnia napięcie dało się zauważyć choćby w drobiazgach: ktoś zapomniał kupić chleb lub wyłączyć żelazko, ktoś irytował się z byle powodu. Pewnego wieczoru przy kolacji Jakub cisnął widelec na talerz:
Po co mnie kontrolujesz? Jestem dorosły!
Spróbowała wytłumaczyć: chce wiedzieć, jak wygląda jego dzień, by pomóc mu się zorganizować. Ale on tylko milczał i patrzył w okno.
W połowie lata stało się jasne: stary sposób nie działa. Korepetytorzy byli różni jedni kazali wkuwać na pamięć, inni rzucali trudne zadania bez wyjaśnień; czasem po zajęciach syn wyglądał całkiem wyczerpany. Widziała to i złościła się na siebie: może za bardzo naciskała? W domu robiło się duszno; okna otwarte na oścież nie przynosiły ulgi ani ciału, ani duszy.
Kilka razy próbowała porozmawiać o odpoczynku lub wspólnym spacerze by choć na chwilę zmienić scenerię. Ale rozmowa często schodziła na kłótnie: on uważał, iż szkoda czasu w wyjście, ona zaczynała wyliczać braki w wiedzy i plany nauki na cały tydzień.
Pewnego wieczoru napięcie sięgnęło zenitu. Dzień był szczególnie ciężki: korepetytor dał Jakubowi trudny próbny test z matematyki, a wynik wypadł gorzej, niż się spodziewali. Wrócił do domu ponury i od razu zamknął się w pokoju. Później matka usłyszała ciche pukanie do drzwi i ostrożnie weszła.
Mogę? zapytała.
Co?
Porozmawiajmy
Milczał długo. W końcu powiedział:
Boję się, iż znów zawalę.
Usiadła obok na krawędzi łóżka.
Ja też się o ciebie boję Ale widzę, jak bardzo się starasz.
Spojrzał jej prosto w oczy:
A jeżeli znowu nie wyjdzie?
Wtedy wymyślimy coś razem
Rozmawiali prawie godzinę: o lęku przed byciem gorszym, o tym, iż oboje są zmęczeni, o bezsilności wobec systemu egzaminów i wyścigu o punkty. Postanowili szczerze przyznać: czekanie na idealny wynik to głupota potrzebny jest realny plan, dopasowany do ich możliwości.
Później wspólnie stworzyli nowy grafik nauki: zmniejszyli liczbę godzin tygodniowo, zostawili czas na odpoczynek i spacery, umówili się, by na bieżąco mówić o trudnościach by nie zamiatać uczuć pod dywan.
W pokoju Jakuba okno było teraz częściej otwarte: wieczorny chłód wypierał dzienną duchotę. Po tej trudnej rozmowie i zmianach w domu zapanował spokój kruchy, ale prawdziwy. Jakub sam przyczepił do ściany nowy plan zakreślił dni wolne, by pamiętać o um







