Dlaczego związki się nie kleją…

tomeknawrocki.pl 1 rok temu

Pisałem o tym wielokrotnie, a na początku chciałbym przypomnieć fragmenty dwóch tekstów, które spokojnie mogą być prologami tego tekstu…

“Kojarzycie taką scenę. Jest w prawie każdym filmie.

Ona poznaje jego albo on ją. Zaczynają się spotykać. Jest fajnie. Jest cudownie. Ogniste spojrzenia, od których ona miękkie. Romantyczne kolacje. Rozmowy o życiu. Namiętny seks. Ona po przejściach. On po rozwodzie. Na odwrót też może być. Po prostu są po przejściach i nie wierzą w miłość. Są tak zrezygnowani, iż szok. Ich życie miłosne leży na dnie, a oni swoim zachowaniem dokonują odwiertów.

Nagle… (muzyka z filmu “Szczęki”). Chociaż jeszcze nakreślę sytuację bardziej.

Ona wpada na niego w parku, oblewa go kawą na mieście. Czasem to on łapie za tego samego ogórka w sklepie lub potrąca ją samochodem. Cokolwiek. I… I… I…

Bang! Mamy to. Leci oczko w jego stronę, on się uśmiecha. Zakochują się! Gołębie wylatują z klatek. Kwiaty zakwitają w środku zimy. Łabędzie splatają się szyja na środku stawu. No zakochanie w chuj!

I tutaj dochodzimy do jednej z końcowych scen… Idą nocą (zawsze wtedy idą nocą), trzymają się za rękę, ona go obejmuje (a on ją wrzuca w krzaki – dobra żart), on wącha jej włosy i po chwili ciszy… Padają słowa “Musimy porozmawiać”. Amor spada na pysk tuż za nimi. I nie chodzi o to, iż ona powie, iż kiedyś była facetem czy on, iż ma chorobę weneryczną. Nie! zwykle tutaj rozmowa schodzi na tematy, które prowadzą do tego, iż ostatecznie – nie mogą być razem. Zawsze tak jest.

Oczywiście jak to w filmach bywa po czasie, on goni za nią na lotnisko czy chuj wie gdzie, bo to film, czyli musi być HAPPY END – w tajemnicy powiem Wam, iż w życiu bywa inaczej”.

Tek tekst przeczytasz tutaj: kliknij i przeczytaj!

„Uwielbiam słuchać takich historii… Ona poznaje jego, on poznaje ją… On mówi jej, iż lubi małe kotki i ratować pandy, ona opowiada, iż chciałaby ratować świat, a teraz to tylko gorszy okres przejściowy albo on chwali się, iż jest kimś, tylko chuj wiadomo kim… Ona opowiada, iż robi karierę, tylko nie wiadomo w czym… Na tym etapie ludzie zaczynają kręcić o sobie nawzajem filmy we własnych głowach. Kobiety, komedie romantyczne, faceci przeważnie porno. Chociaż wszystko zależy od reżysera, bo jaki reżyser, taki film…
Cieszę się, iż wychowałem się w dużej mierze na podwórku, a nie w sieci. Dzięki temu potrafię wciąż nawiązywać znajomości w realnym świecie, a nie tylko w gadce online. To ułatwia, bo nie mam oporu podejść do kobiety na ulicy i powiedzieć, iż ujął mnie jej uśmiech i może wypijemy razem kawę. Chociaż życie online spowodowało, iż kobiety różnie na to reagują… Z drugiej strony, kiedy rozmawiam z kobiety, a rozmawiam dużo, to coraz bardziej wiedzę to, iż ludzie nie potrafią napisać dwudziestu słów do dziewczyny w siebie, w taki sposób, żeby nie wyjść na zwyrola… Zasób słów się zmniejsza z pokolenia na pokolenie…
Poza tym, według badań, iloraz inteligencji również spada. Mam teorię, iż niektórzy są już na minusie…”

Ten tekst znajdziesz tutaj: kliknij i przeczytaj!

Ostatnio spotkałem się ze znajomymi z liceum. Znaczy z tymi, z którymi wciąż mam o czym rozmawiać od czasu, do czasu, bo wiecie jak jest…

Kończysz liceum i krzyczysz do wszystkich „na zawsze razem” i to „zawsze” jakoś nigdy nie wychodzi.

Trochę powspominaliśmy, trochę pogadaliśmy, żadne z nas nie jest w związku, kilka osób jest po rozwodzie. Życie.

I tak gadając o wszystkim i o niczym zeszliśmy na temat szkolnych miłości. To były czasy prawda.
Zaczepki, podrywy, podchody.
Było jakoś inaczej. Nie było w tym wszystkim, jakiegoś takiego pozerstwa, rachunków zysków i strat, które przychodzą z wiekiem, nie było zranionych dusz, złamanych serc, było bardziej prawdziwie. Jakoś naturalnie. Spontaniczniej.

Zamiast drogich kolacji, były spacery po parku, zamiast upojnych nocy, seks cichaczem, bo za ścianą byli rodzice, chuj z tym, iż on doszedł trochę za szybko, chuj z tym, iż ona spadła z jeźdźca, bo akurat mama przyniosła kanapki i biedna, pewnych rzeczy już nie odzobaczy. Były emocje, takie naturalne i szczere.

Dużo dawało to, iż nie było problemów. Dorosłe życie było, gdzie w oddali, a każdemu się wydawało, iż będzie żył wiecznie i iż on czy ona to ten jeden człowiek na całe życie.
Zmartwienia oscylowały, gdzieś w okolicach kartkówki z matmy, zadań z fizyki, rozprawek z polskiego i tego, jak przemycić alkohol na dyskotekę. Prostota. Serio.

Mniej kasy, ale pomysłowość większa i docenianie również bardziej znaczące.

Licealne miłości zdecydowanie miały swoje plusy. Wtedy patrząc w oczy, zakochani naprawdę wierzyli, iż świat przestaje istnieć, kiedy są razem, iż razem mogą wszystko, a miłość trwa wiecznie. Naprawdę w to wierzyli i to czuli.
Gówniarska miłość była oparta na prawdzie. Była czysta i niewinna, jak… Nie mam tutaj porównania.
Życie było po prostu łatwe i przyjemne, a świat dorosłych niezrozumiały i odległy.
Matura wywoływała największe obawy, a nie to, iż trafisz w swoim życiu na toksyka czy toksyczkę albo iż ktoś Cię będzie zdradzał i robił w chuja, bo przez swoje doświadczenia ma zjebaną psychikę, której nie potrafi ogarnąć.
Uczyli nas wielu niepotrzebnych rzeczy, ale nikt nie nauczył tego, jak znaleźć miłość, stworzyć związek i tego po prostu nie spierdolić.

Dlaczego o tym nie uczą? Nie wiem. Swoją drogą czytałem kilka podręczników do Wychowania do życia w rodzinie, czy jak to tam zwą i zmieniłbym nazwę… Bo to poradnik katastrof, a nie podręcznik.

Dlaczego zatem związki się nie kleją, dlaczego czasem nie potrafimy stworzyć idealnego połączenia, a jesteśmy, jak woda i olej…

Kurwa nie wiem…

Serio. Zawsze uważałem, iż miłość jest prosta, bo jest, ale jak widzę teraz związkowe kombinacje, jakie ludzie potrafią sobie fundować, to bardziej przypomina to grę w twistera, niż budowanie relacji.

Jednak spróbuję coś powiedzieć z sensem większym lub mniejszym…

Nie wychodzi, bo ludzie się nie lubią…

Jeżeli budujesz coś na fundamencie fascynacji drugą osobą, to nie ma prawa nic z tego wyjść. Fascynacja mija. Seks jest cudowny, ale jak nie zaczniesz dbać o relację na co dzień, to choćby on nie pociągnie miłości na wieki. Trzeba się lubić, trzeba lubić tego człowieka, z którym chce się być, lubić spędzać z nim czas, lubić jego charakter, poczucie humoru, lubisz go/ją tak bardzo, iż ja pierdolę. Najlepsze związki wyrastają bazie przyjaźni. To moja teoria, nie musisz się zgadzać.

Seks i miłość to dwie różne rzeczy…

Serio. Seks jest pięknym dopełnieniem miłości i jednym z jej elementów, ale seks może również istnieć w pojedynkę.
I nie mam sensu nad tym dywagować. Seks to seks, a miłość to miłość. Gorzej, o ile komuś seks pomyli się z miłością. Miłość się czuje, a seks się przeżywa. I wiem, iż zaraz polecą komentarze „świętych”, iż seks bez miłości jest mechaniczny i dla osób z niskim poczuciem własnej wartości – tak mówicie i piszcie w komentarzach wiem. Otóż nie! Zgłaszam sprzeciw. Seks bez miłości potrafi być namiętny i podniecający i na pewno niemechaniczny. A jeżeli ktoś mówi, iż jest mechaniczny, to najwyraźniej nie doświadczył takiego iskrzącego rżnięcia… W tej chwili coś powinno zaiskrzyć, powinno nastąpić, jakieś wyładowanie, jakiś głos z niebios mówiący „pieprzcie się”, chęć dotknięcia i zbliżenia się do drugiej osoby tu i teraz. Przeżycia czegoś, choćby jak ktoś powie, iż to nic nie warte, bo powinna być miłość. Jest, chwilowa.
W rytmicznych ruchach, przyśpieszonych oddechach, kroplach potu, urwanych jękach można odnaleźć sens i głębię. I nie ma znaczenia czy trwa to godzinę, dwie lub trzy. Jest i tyle. Zaufaj mi.
Jednak seks nie może być podstawą bycia razem. I tutaj chciałbym zerwać z mitem, iż tylko kobiety zakochują się w trakcie seksu. Wydzielają się hormony, mózg zalewa fala szczęścia, Ty akurat wkładasz jej od tyłu, myśląc, iż ma spoko tyłek, a ona już planuje imiona waszych dzieci. Faceci też tak mają, serio. I trwa to dłużej niż tylko do orgazmu. Znam gości, którzy po jednorazowym seksie, chcieli robić odlew z marmuru jej cipki i stawiać jej pomnik w salonie, wierząc, iż jest tą jedyną. A seks wymaga szczerości, warto to podkreślić na samym początku, iż chodzi o rżnięcie i nic poza tym. To powinno spotykać się z wdzięcznością obu stron, iż układ jest w miarę jasny.

Jednak to wciąż nie powinno definiować bycia razem.

Miłość to nie jest kwestia posiadania…

Pisałem o tym dzisiaj. A raczej wczoraj.

„To wolność w miłości sprawia, iż ludzie się przyciągają, iż generuje się bliskość, która nie jest koniecznością, a staje się wyborem”.

Nie lubię określeń typu „mam ją/mam jego”. Irytują mnie, bo miłość (patrz powyżej), to nie jest kwestia posiadania, a chcenia. Wzajemnego.

Wolność w miłości nie oznacza, iż możesz robić co chcesz, gdzie chcesz i z kim chcesz. Wolność w miłości to dla mnie świadomość, iż chcesz, żeby druga osoba robiła to, co lubi, a nie to, co my chcemy, żeby robiła, a w tym wszystkim, żebyśmy robili też pewne rzeczy razem. Przestrzeń. Ja, Ty i związek. Mój czas, Twój czas, czas wspólny.

Tymczasem zaborczość, chora zazdrość, którą często widzę w relacjach rozpierdala wszystko. On nie może wyjść sam, ona nie może iść sama, a najlepiej byłoby spędzać ze sobą 24h na dobę.
Przecież każdy dostałbym pierdolca. jeżeli ktoś Cię zamyka w złotej klatce, to po pierwsze tracisz do tej osoby szacunek, a po drugie szukasz okazji, żeby się wyrwać za wszelką cenę, a to przeczy miłości.
Wolność generuje jeszcze jedną istotną cechę relacji. Przestrzeń własną.
Pamiętam jak kiedyś spotykając się z pewną dziewczyną, dostałem po twarzy informacją, iż będąc razem powinienem udostępnić jej moje wszystkie hasło do mediów społecznościowych i pin do telefonu, bo tak działa zaufanie. No tak ni chuja nie działa zaufanie, więc jak się możecie domyślam, dziewczyną nie została, bo miała kilka klepek w głowie nie na miejscu. jeżeli ktoś wierzy, iż inwigilacją jest w stanie zbudować relację, to życzę powodzenia.
Sprawdzanie to jasny komunikat, iż nie ufasz, iż zakładasz, iż ktoś Cię w chuja robi. Więcej, szukając na pewno coś znajdziesz, ludzie mają swoje sprawy i swoje tajemnie, a nadinterpretacja potrafi rozwalić wszystko.

Związki się rozklejają, bo wiele osób trzyma haki z przeszłości…

I już tłumaczę. Fascynują mnie relacje całkowite, głębokie, szczere. Wchodzisz z relację z człowiekiem i wiesz, iż możesz mu opowiedzieć najgorszy syf ze swojego życia, który musiałeś przepracować i ten człowiek to bierze i rozumie, bo ma podobnie.
Jeżeli ktoś popełnił błąd, a każdy popełnia i szczerze go naprawia, żałuje, pracuje nad tym, to naprawdę nie ma sensu ciągle go nim katować.
Jeśli ktoś Ci ufa, rozmawia, zwierza się, to nie po to, żeby przy byle sprzeczce mu to wypominać. Nikt nie jest idealny, ale ludzie się zmieniają, ale zmieniają się tylko wtedy, kiedy czują potrzebę zmiany, kiedy potrzeba wynika również z tego, iż ten człowiek, z którym się jest jest warty tego, żeby się zmienić.
Ludzie powinni się wspierać, a nie sobie dopierdalać.
Prościej.
Zamiast pierdolić głupoty, podczas kłótni, lepiej pierdolić się razem w sypialni, na stole, na dywanie, gdziekolwiek, to o wiele lepsze rozwiązanie.

Więcej tekstów i wskazówek znajdziesz w moich książkach.

Idź do oryginalnego materiału