Dlaczego zgodziłem się, aby mój syn i synowa zamieszkali ze mną? Wciąż nie mam na to odpowiedzi.

twojacena.pl 5 dni temu

Dlaczego zgodziłam się, żeby mój syn i synowa zamieszkali ze mną? przez cały czas nie wiem.

Jestem Weronika Nowak, mieszkam w dwupokojowym mieszkaniu na spokojnym osiedlu w Poznaniu. Mam sześćdziesiąt trzy lata, jestem wdową. Moja emerytura jest skromna, ale wystarcza. Gdy dwa lata temu mój syn Krzysztof się ożenił, cieszyłam się jak każda matka. Ma trzydzieści jeden lat, a synowa Zosia jest od niego nieco młodsza. Pobrali się, zawarli związek małżeński, ale nie mieli własnego mieszkania. Powiedzieli: Mamo, zamieszkamy z tobą na jakiś czas. niedługo odłożymy pieniądze na wkład własny i wyprowadzimy się.

Jak głupia, ucieszyłam się myślałam, iż zajmę się wnukami. I pozwoliłam im zostać. Teraz nie wiem, jak z tej sytuacji wyjść. Bo ten jakiś czas trwa już dwa lata, a wszyscy żyjemy bez komfortu.

Na początku starałam się nie wtrącać. Młodzi są, przyzwyczajają się do wspólnego życia. Nie przeszkadzałam gotowałam, prałam, wszystko robiłam jak należy. Potem Zosia zaszła w ciążę. Wcześnie, pomyślałam skoro Bóg tak chciał, to pewnie ma swój plan. Urodził się mój wnuk, Jasio. Cudowny chłopczyk. Tyle iż po jego narodzinach wszystkie oszczędności zniknęły. Każdy wie, ile kosztuje utrzymanie dziecka: pieluchy, mleko, kaszki wszystko drogie, a Zosia chce tylko markowe produkty, zawsze świeże, najlepiej importowane.

Jestem gotowa pomagać. Ale nie jestem służącą. A jednak stałam się nianią, kucharką i sprzątaczką w jednym. Młoda mama jest strasznie zmęczona. Podobno Jasio nie daje jej spać. Leży więc do południa z telefonem w ręku. Dziecko w kojcu. Ona na kanapie. Telewizor włączony, obiad gotowy, podłoga umyta, wnuk wykąpany. A Zosia narzeka, iż jest wypalona.

A mój syn? Krzysztof idzie do pracy i wraca pochmurny, milczy. Gdy próbuję porozmawiać, od razu się wymiguje. Mówi: Mamo, nie wtrącaj się. A Zosia się zachowuje, jakby tu rządziła. Powiem jedno, ona odpowie trzy. I zawsze podniesionym tonem. Potem Krzysztof twierdzi, iż uciemiężam jego żonę. Uciemiężam! A to dopiero, ja, która im tak pomagam!

Nie wiem już, co robić. Mówię Krzysztofowi: Synu, znajdźcie coś do wynajęcia. Jestem zmęczona. A on: Nie mamy pieniędzy, mamo. Zaproponowałam zamianę mieszkania: ja wzięłabym małe kawalerkę, a oni odłożyliby na wkład własny i żyli jak dorośli. Sami odpowiadaliby za swoje życie. Pomagałabym z wnukiem, na ile mogę. Ale nie syn tylko kiwa głową, a nic się nie zmienia.

Rozumiem, iż młodzi, iż trudno. Ale ja też nie jestem ze stali. Mam problemy z ciśnieniem, bolą mnie stawy, cierpię na bezsenność. A gdy mnie potrzebują, biegam do szpitala, po zastrzyki, zostaję z wnukiem na dni. Kiedy mówię, iż jestem zmęczona, patrzą na mnie jak na zdrajczynię.

Ostatnio była wielka awantura. Wstałam rano, posprzątałam kuchnię, ugotowałam Jasiowi kaszkę, jak zawsze. Zosia wstała i powiedziała: Dlaczego znowu zrobiłaś tę kaszkę? Mówiłam, iż chcę tę z paczki! Nie wytrzymałam. Powiedziałam, iż jestem babcią, nie kuchenną maszyną. Że sami powinni utrzymywać rodzinę. Zaczęła płakać, Krzysztof stanął po jej stronie, trzaskanie drzwiami, wyszli. Po godzinie wrócili, jakby nigdy nic. choćby nie przeprosili.

Teraz codziennie budzę się i myślę: dlaczego ich wpuściłam? Dlaczego nie postawiłam sprawy jasno na początku? Może dlatego, iż jestem matką. Bo kocham syna. A coraz częściej myślę kocham, ale jestem wykończona. I gdy łykam tabletki na ciśnienie, zastanawiam się może już czas ich wyrzucić? Będzie mi ciężko, ale przynajmniej nie zwariuję.

Powiedzcie mi czy tylko ja jestem tak naiwna? Czy są jeszcze inni w moim wieku, którzy wpadli w tę pułapkę?

Idź do oryginalnego materiału