Dlaczego zerwaliśmy kontakty z rodziną mojego męża — opowieść o zmęczeniu.

newsempire24.com 15 godzin temu

Dlaczego przestaliśmy utrzymywać kontakt z rodziną mojego męża — historia jednego zmęczenia

Czasem zerwanie z rodziną to nie tragedia, a wyzwolenie. Nas, mnie i Krzysztofa, nikt nie wyrzucał, nie obrażał wprost, nie przeklinał. Po prostu w pewnym momencie zrozumieliśmy, iż dla jego krewnych staliśmy się żywym bankomatem. A broń Boże nie wyciągniesz gotówki na pierwsze żądanie — odhaczają cię, ignorują, by znów przypomnieć sobie o tobie, gdy czuć pieniędzmi.

Zaczęło się od zwykłej życzliwości. Staraliśmy się pomagać — rodzicom, siostrzeńcom, kuzynostwu. Raz podałeś rękę, drugi raz nie odmówiłeś — i poszło jak z płatka. Ludzie gwałtownie przyzwyczajają się do dobra, szczególnie gdy to dobro to darmowa gotówka. Co więcej, poczucie wdzięczności u nich z czasem znika, pozostaje tylko przekonanie: skoro raz dali, to teraz muszą zawsze.

Nasza rodzina stała się stołówką. Nie tylko dla rodziców, ale dla całej dalszej rodziny. Dawaliśmy z siebie wszystko — odmawialiśmy sobie, byle tylko komuś pomóc. Ale zamiast podziękowań słyszeliśmy tylko: „Co wam szkoda? Przecież was stać!” Choć w rzeczywistości po prostu ciężko pracowaliśmy i staraliśmy się żyć rozsądnie.

W końcu puściły nerwy. Zaczęliśmy mówić „nie”. Wprost. Spokojnie. Bez tłumaczeń. A jeżeli ktoś nalegał — włączaliśmy kreatywność. Mówiliśmy, iż pieniądze są na lokatach, a wcześniejsze ściągnięcie oznacza stratę odsetek. Dla szczególnie upartych wyciągaliśmy choćby reklamy kredytów: „Proszę bardzo, idź do banku, tam ci pomogą”. Nie zawsze działało. Najgorzej rozumiała siostra Krzysztofa — Bogusława.

Przez pięć lat płaciliśmy za studia jej córki, Kingi. Każdą sesję, każdą składkę. Gdy Kinga odebrała dyplom, odetchnęliśmy z ulgą: wreszcie można przeznaczyć oszczędności na coś ważnego. Na przykład na pomoc mamie Krzysztofa — Danucie. Kobieta złota, najlepszego serca, ale uparta jak osioł: nie chciała przyjmować od nas wsparcia. Dom miała stary, wszystko wymagało remontu — instalacja, okna, rury… Przekonaliśmy ją, by na trzy miesiące zamieszkała u nas, a sami wynajęliśmy ekipę, by zrobić z jej mieszkania prawdziwe cacko.

Wszystko szło dobrze, dopóki na horyzoncie znów nie pojawiła się Bogusława. Kinga, a jakże, wychodzi za mąż, i — niespodzianka! — znów potrzebuje pieniędzy. Roześmiałem się tylko:

— Ma narzeczonego? Niech on płaci. My jesteśmy przypadkiem rodziną sali weselnej?

Odpowiedź Bogusławy zdumiała: skoro nie wydajemy już na studia Kingi, to dlaczego nie pomożemy z weselem? Słowa mi zbrakło. Ale jak się okazało, cyrk dopiero się rozkręcał.

Kilka dni później wracamy z pracy — a Bogusława już siedzi w naszej kuchni, pije herbatę z teściową. Uśmiech od ucha do ucha, oczy błyszczą:

— No, wreszcie jesteście! Mamy dla was wiadomość. Mama wraca do pracy, sama spłaci remont, a wy — pomożecie Kindze z przyjęciem!

Już chciałem coś powiedzieć, ale Krzysztof mnie uprzedził. Spokojnie wziął telefon matki, wybrał numer:

— Halo, panie Tadeuszu? Tu Krzysztof, syn Danuty. Tak, mama miała do pana wpaść, ale niestety plany się zmieniły. Wyjeżdżamy na wakacje, a potem też się nie uda. Dziękuję za zrozumienie.

Widziałeś minę Bogusławy? Czerwona jak burak, usta drżą:

— Co to za przedstawienie?!

A Krzysztof tylko spokojnie:

— To się nazywa: dosyć jeżdżenia na cudzym grzbiecie. Wesele — wasz interes, więc sami się martwcie. choćby matkę chcecie wepchnąć do roboty, byle z nas wycisnąć jeszcze parę złotych?

Bogusława wstała jak oparzona i wyleciała z mieszkania. Danuta trochę się zmieszała:

— Po co tak od razu? Mogłabym i popracować…

A Krzysztof się uśmiechnął:

— Mamo, ten wyjazd to była improwizacja. Ale dobry pomysł. Jedźmy naprawdę odpocząć. Remont prawie gotowy, nie ma co pilnować. Wszystkim nam przyda się oddech.

Trzy dni później lecieliśmy do Grecji. Morze, spokój, gaje oliwne… Najlepsza decyzja od lat. A z Bogusławą i resztą rodziny nie mamy już kontaktu. I wiecie co? Żadnej tragedii. Po prostu lżej się żyje.

Nauka? Czasem trzeba odciąć to, co wysysa z ciebie życie, choćby jeżeli to rodzina.

Idź do oryginalnego materiału