„Nie podobam się twojej mamie. Dlaczego? Przecież nigdy nic złego jej nie zrobiłam” – zapytała Kasia.
„Wojtek, gdzie tak pędzisz? Zjedz spokojnie śniadanie” – powiedziała stanowczo Danuta Janowska.
„Mamo, spóźnię się” – Wojtek odgryzł kawał kanapki, popił kawą i wybiegł z kuchni.
„Żołądek sobie zepsujesz…” – mruczała Danuta Janowska, utykając za synem na krótkich nogach. – „Do tej swojej Kasi ci tak pilno? No i co w niej widzisz? Ania to przecież piękna, elegancka dziewczyna, i w tobie zakochana. Ona jest dla ciebie odpowiednia. Razem wyglądacie jak para z okładki.”
Wojtek w milczeniu wiązał sznurówki, kończąc kanapkę.
„Jak dziecko” – mama pokręciła głową. – „Twoja Kasia by pięć minut poczekała, nie umarłaby.”
„Mamo, daj spokój.” – Wojtek wyprostował się, poprawił koszulkę. – „To moje życie. Sam zdecyduję, kto mi pasuje.”
„Zdecydujesz. Potem będzie żal, ale będzie za późno. Taka piękna dziewczyna nie zostanie sama…” – ostatnie słowa Danuta Janowska rzuciła już w zamknięte drzwi.
Niezadowolona ściągnęła usta i wróciła do kuchni. Zjadła resztę kanapki syna, wpatrując się w ścianę. Potem z furią zaczęła szorować kuchenkę. Gdy była zdenerwowana, zawsze sprzątała.
Kiedy zadzwonił dzwonek, pomyślała, iż to Wojtek czegoś zapomniał. Danuta Janowska pospieszyła otworzyć. Ale zamiast syna, w drzwiach stała Kasia. Chuda dziewczyna uśmiechała się, patrząc na nią dużymi szarymi oczami. Tak patrzą dzieci, gdy czekają na cud.
„Danuta Janowska, dzień dobry. A Wojtek…”
„Wymknął się pięć minut temu. Minęliście się?” – spytała Danuta, wymuszając uśmiech. Nie było wiadomo, czy cieszy ją dziewczyna, czy to, iż pewnie ją zmartwiła.
„Szkoda. Proszę mu powiedzieć, iż byłam. Wyjeżdżamy z mamą do babci. Została przyjęta do szpitala.”
„Powiem. Czemu nie? Ale sama mu zadzwoń.”
„Próbowałam. Telefon ma wyłączony.”
Danuta Janowska zawsze prosiła, by wyłączał dźwięk w domu. Mówiła, iż od ciągłych sygnałów dostaje migreny.
Gdy po dwudziestu minutach Wojtek wrócił przygnębiony, matka zapytała złośliwie:
„Co tak szybko, synku?”
„Nie przyszła. I nie ma jej w domu. Mamo, Kasia tu nie była?”
„A miała?” – udawała niewinną. – „Wszystko mogło się zdarzyć. Twoja Kasia nikdzie nie ucieknie.”
Później Wojtek poszedł na trening, a Danuta Janowska, po błyszczącej kuchence, wyruszyła na zakupy. Tam spotkała Anię, dawną koleżankę syna.
Danuta uważała, iż dla kobiety uroda to podstawa. A Ania była piękna, nie jak ta wychudzona Kasia. No i jej ojciec pracował w urzędzie miasta – to coś znaczyło. Z takim teściem Wojtek miałby zapewnioną pozycję, dobrą pracę, mieszkanie… Nie mógł w końcu wiecznie być tylko sportowcem. Danuta nie była materialistką, ale nie zamierzała zostawiać przyszłości syna przypadkowi.
„Cześć, Aniu” – powitała ją słodkim tonem. – „Dawno cię nie widziałam.”
„Dzień dobry. Chętnie, ale Wojtek ma dziewczynę. choćby na mnie nie patrzy.” – Ania od razu weszła w rolę, nadąsana.
„Głupoty. Może sama byś się postarała, do kina zaprosiła, na spacer.”
„Próbowałam, ale zawsze zajęty.”
„Wiem, czym zajęty” – machnęła ręką Danuta. – „Nawiasem mówiąc, Kasia dziś wyjechała. Mówiła, iż na tydzień. Więc nie marnuj czasu.”
Ania rzeczywiście przyszła wieczorem. Danuta wyszła „postawić czajnik”, znacząco wskazując wzrokiem na pokój syna. Ania zapukała i weszła. Wojtek leżał na kanapie, wpatrzony w sufit.
„Cześć. Spotkałam dziś twoją mamę. Zaprosiła mnie.” – Ania usiadła. – „Może do kina?”
„Aniu, jestem po treningu, zmęczony. Może innym razem?” – niechętnie się podniósł.
„Dobrze, trzymam cię za słowo.”
Rozmawiali o sporcie, zawodach. Potem pili herbatę, a Danuta zasugerowała, by Wojtek odprowadził Anię, bo „takiej pięknej dziewczynie niebezpiecznie chodzić samej po ciemku…”
***
Kasia kochała babcię. To przez nią poszła na medycynę. Babcia często chorowała, ale nienawidziła lekarzy.
„Jak dorosnę, sama cię wyleczę” – mówiła jako dziecko. Teraz była już po czwartym roku.
Lekarz uspokoił – nic poważnego, tydzień obserwacji. Kasia ucieszyła się i wróciła do domu.
„Gdzie lecisz? Masz przecież wolne.” – burknęła matka.
„Babci jest lepiej. Zostaniesz z nią, a jak Wojtek wyjedzie na zawody, wrócę.”
„Dobrze, jedź.” – westchnęła.
„Wojtek to dobry chłopak, ale nie można tak oszaleć.” – Matka wspomniała swoją miłość do ojca Kasi. Wydawało się, iż to na zawsze. A gdy Kasia miała osiem lat, odszedł. – „Może córce się uda…”
Kasia, nie wchodząc do domu, pobiegła do Wojtka.
Drzwi otworzyła Danuta Janowska. Jej spojrzenie było jak mur.
„Znowu ta dziewczyna. Tylko coś się z Anią układa…” – pomyślała, ale wymusiła uśmiech. Wojtka nie było, nie wiedziała, kiedy wróci.
„Powiem, iż byłaś.” – zamknęła drzwi. „Natrętna.”
Kasia znów zadzwoniła. Nie odbiera? Chciała zrobić niespodziankę. Zeszła na klatkę, stanęła przy oknie. Stąd widać całe podwórko.
Czekała długo. Wreszcie zobaczyła Wojtka. Ale nie była jedyna – wybiegła Ania, objęła go i pocałowała w policzek. Nie tak, jak przyjaciele.
Wojtek nie odsunął się. Kasia odwróciła się, schodziła powoli. Gdy w dole zatrzasnęły się drzwi, zatrzymała się, nasłuchując. Śmiech Ani. Potem głos Danuty:
„No, spotkaliście się? Wchodźcie, obiad czeka…”
„Mnie nigdy tak nie witała.” – pomyślała Kasia, biegnąc w dół, dusząc łzy.
W domu płakała. Szkoda, iż wróciła. Rano postanowiła wyjechać.
Gdy po dwóch tyPo latach spotkali się znów przy stole wigilijnym, mając u boku dzieci i siebie nawzajem, a Danuta Janowska, teraz już babcia, uśmiechała się ciepło, patrząc na szczęście, które w końcu znalazło swoją drogę.