Dlaczego uparcie tkwimy w związkach – kotwicach, które ciągną nas na samo dno? Wiemy, iż funkcjonujemy w relacji, która nas wyniszcza, wiemy, iż nie tak to powinno wyglądać, a jednak nie potrafimy odciąć liny i wypłynąć na powierzchnię?
Wydaje się to banalne i oczywiste, dopóki sami nie utkniemy w takim potrzasku. Cóż to za problem przeciąć linę? A co, gdy właśnie wypadł nam z ręki scyzoryk, a linia ściąga nas tak głęboko, iż widzimy już tylko ciemność? Dlaczego tak trudno nam odejść, gdy ktoś ciągnie nas na dno?
4 myśli, które związują nam ręce
Jestem nikim
Niewiele potrafię, wiem, zarabiam, źle wyglądam. Brak poczucia własnej wartości spycha nas na życiowy marines. Każe myśleć, iż nic już nas dobrego w życiu nie czeka. Że nie zasługujemy na dobre życie, relację, miłość, pracę. Dlatego tkwimy w tym, co mamy. To ma za wszelką cenę uchronić nas przed ryzykiem, z którym wiąże się zmiana. Bez wewnętrznej wiary w swoje siły, tylko szaleniec porwałby się na rewoltę.
Jest to w pewnym sensie sytuacja patowa. Toksyczna relacja buduje się korzystając z naszych zasobów i potrzebuje do tego paliwa. Toksyczni ludzie, karmią się pewnością siebie swoich ofiar. Im dłużej tkwisz w toksycznej relacji, tym więcej poczucia własnej wartości tracisz.
Nie wiem, co mnie czeka
A co jeżeli stracę? Przecież już tyle energii i uczuć zainwestowałam w ten związek, mam to teraz tak zostawić? Jest wiele obaw i lęków, które każą nam oddalać od siebie myśl o zakończeniu takiej relacji – bez względu na to czy to związek romantyczny, przyjacielski, zawodowy czy rodzinny. Najważniejszym argumentem staje się niepewność. Odcięcie takie liny, sprawi, iż jak korek wyskoczymy na powierzchnię.
Tylko, co po tylu miesiącach czy latach tam na nas czeka?
W toksycznych związkach najmocniej przywiązuje strach przed samotnością, przed porażką, to, co nieznane.
To normalne…
Bez przesady…
To tylko…
Zawsze tak było…
Każdy tak ma, tylko o tym nie mówi…
Tak wygląda życie…
Trzeba się z tym pogodzić…
To tylko kilka myśli, które pomagają nam zracjonalizować wyrządzoną krzywdę. Wyidealizować partnera/bliską osobę i uniknąć konfrontacji z rzeczywistością. Bo skoro każdy tak ma i to normalne – to chyba ze mną musi być coś nie tak, prawda?
Dlaczego uciekamy przed konfrontacją z faktem, iż ktoś nas krzywdzi lub wykorzystuje? Bo wymagałoby to on nas decyzji i działania. A bez wiary we własne siły i z obawami o przyszłość wcale nie tak łatwo jest działać. Znacznie prościej jest oszukiwać siebie, tak długo, jak to możliwe. W toksycznej relacji podświadomie wybieramy rozwiązanie pozornie bezpieczne, kupujemy czas.
Niestety czas działa na naszą niekorzyść.
Im dłużej obserwujemy i uczestniczymy w jakimś zachowaniu, tym bardziej je normalizujemy. Awantura o krzywo odłożoną łyżeczkę szokuje tylko kilka razy, potem staje się codziennością, jest tak oczywista, iż przestaje dziwić, aż w końcu zamiast się buntować – ulegamy. Szukamy sposobu na święty spokój.
Z czasem to, co dla nas złe, staje się „zwyczajne”.
Przecież poza „TYM” jest dobrze
To nieważne, iż codziennie jest źle, bo przecież:
- ten weekend,
- te wakacje,
- ta randka,
- ten seks….
… itd. były takie cudowne. Pokazały nam, iż może być dobrze. Może od czasu do czasu, ale lepszy wróbel w garści… Żeby jeszcze bardziej samych siebie uspokoić, serwujemy sobie chwilowy koktajl szczęścia. Główny składnik to wzloty. Każda relacja ma w swoim archiwum i wzloty i upadki, jednak w związku toksycznym proporcja chwil złych do dobrych, jest jednoznaczna. Mimo tego uwikłanie w taki związek sprawia, iż choćby kilka minut dobra, wystarcza na racjonalizowanie i wynagradzanie wielu, wielu lat.
Tkwiąc w toksycznej relacji wszyscy ulegają podobnemu mechanizmowi – w pierwszej kolejności szukają wystarczającej ilości powodów, by zostać i zagłuszają argumenty przemawiające za zerwaniem relacji. Mimo, iż ma ona na nich wyniszczający wpływ. Często dopiero świadomość rządzących nami schematów pozwala zebrać w sobie dość siły, by wyjść choć jedną stopą poza mur.