Dlaczego nie możecie? To wasza matka. Płakaliście przy niej, a teraz nie chcecie jej pochować? – Irina zaniemówiła z oburzenia.

newsempire24.com 1 tydzień temu

— Jak to nie możecie? To przecież wasza matka. Płakaliście przy jej łóżku, a teraz nie chcecie jej pochować? — Irena niemal się udusiła z oburzenia.

— Irena Wiktornia, pacjentka z czwartej sali powiedziała, iż pani Mirowska nie żyje — dodała pielęgniarka.

Irena odłożyła długopis, wstała od biurka, spojrzała w lustro na drzwiach szafy, poprawiła wymykający się spod pielęgniarskiego czeplika kosmyk włosów i wyszła z pokoju lekarskiego.

Drzwi do czwartej sali były uchylone, więc weszła bezszelestnie. Przy łóżku Anny Janowej Mirowskiej stał zgarbiony młody mężczyzna. Coś szeptał i ciężko wzdychał. Irena podeszła i od razu zrozumiała — Anna Janowa naprawdę nie żyła. Leżała z zamkniętymi oczami, usta lekko rozchylone.

Spojrzała na sąsiednie łóżka. Jedno było puste, na drugim leżała starsza kobieta, która natychmiast, złapiwszy jej wzrok, skinęła na nią ręką, jakby tylko na to czekała. Irena podeszła.

— Stoi tak już od dziesięciu minut. Wzdycha i prosi o przebaczenie. Zakazał wołać personel, powiedział, iż chce się pożegnać — szepnęła kobieta, wytrzeszczając oczy dla większego efektu.

Irena wróciła do łóżka zmarłej.

— Trzeba ją zabrać z sali, inni pacjenci się niepokoją… — urwała, gdy mężczyzna nagle odwrócił się w jej stronę, ukazując zapłakaną, zaczerwienioną twarz. — Wasza mama nie żyje. Tego już nie zmienimy — powiedziała cicho.

„No proszę, dorosły mężczyzna, a tak rozpacza po matce. Pewnie mieli dobrą relację” — pomyślała ze współczuciem.

— Na co ją leczono? — nagle ochryple zapytał.

— Dziwne pytanie. Zwykle pytają, od czego ktoś umarł. Chodźmy do pokoju lekarskiego, wszystko wam wyjaśnię — Irena odwróciła się do drzwi, ale syn Mirowskiej złapał ją za rękę. — Co sobie pozwalacie? Puśćcie mnie. Boli! — podniosła głos.

— A wy dlaczego pozwoliliście jej umrzeć? Nigdy nie chorowała. Ona… — łkał, zakrywając oczy dłonią.

Irena wyrwała rękę z jego uścisku.

— jeżeli wam się nie skarżyła, nie znaczy, iż była zdrowa. Albo nie mówiła, żeby was oszczędzić. A może nie spodziewała się waszej pomocy — zauważyła bezlitośnie. — Leżała na oddziale dwa tygodnie, a wy ani razu jej nie odwiedziliście. A teraz stoicie i lejecie łzy.

— Nie wiedziałem. Byłem w delegacji. Sąsiadka mi dziś powiedziała — odparł spokojniej.

— Chodźmy do pokoju lekarskiego — powtórzyła zmęczona Irena, ale mężczyzna choćby się nie poruszył.

Wyszła, by wydać odpowiednie dyspozycje. Ale syn Anny Janowej nigdy do niej nie przyszedł. Pielęgniarka Ola powiedziała, iż wyszedł. Irena wiedziała, iż reakcje na śmierć bliskich bywają różne, więc pomyślała, iż wróci później. ale po dwóch dniach zadzwonili z kostnicy — dlaczego nikt nie odebrał ciała i co mają robić?

— Jak to nikt nie odebrał? — Irena wspomniała płaczącego mężczyznę. — Już się tym zajmę — powiedziała i rozłączyła się.

„Nie zabrał? Jak to możliwe? Tak rozpaczał. Może coś mu się stało? A może zalał się wódką i stracił poczucie czasu? Bywa i tak”. Znalazła kartę Mirowskiej, gdzie powinien być zapisany numer najbliższego krewnego.

Długo nikt nie odbierał. Już miała się rozłączyć, gdy w słuchawce rozległ się charkot, a potem ochrypły, pijany głos:

— Czego chcecie?

— Jestem lekarzem prowadzącym waszej mamy. Zamierzacie ją pochować?

— Ja… nie mogę… — wybełkotał po drugiej stronie.

— Jak to nie możecie? Co, upiliście się i zapomnieliście? To przecież wasza matka! Płakaliście przy jej łóżku, a teraz nie chcecie pochować? — Irena aż straciła oddech z oburzenia. — Wiedzcie, iż ciało może leżeć w kostnicy za darmo tylko siedem dni, potem…

— Wyście moją matkę zabili, a teraz dzwonicie… — w słuchawce coś zatrzeszczało, rozległy się krótkie sygnały.

— Cham! — powiedziała głośno. — Jak trzeba się upić, żeby zapomnieć o pochówku własnej matki?!

W swojej karierze widziała już wiele — chamstwo, wulgarność, niezadowolenie pacjentów i ich rodzin. Nic nowego. Wzięła się w garść. „Nic, wytrzeźwieje, przyjdzie — pomyślała. — Jutro zadzwonię i przypomnę”.

Ale nazajutrz w wirze obowiązków zapomniała. Z kostnicy też nie dzwonili — pewnie syn w końcu zabrał matkę. Sprawa powinna być zamknięta, a jednak nie dawała jej spokoju.

Przypomniała sobie, jak sama chowała swoją matkę…

***

Ich relacje zawsze były trudne. Mama wychowywała Irenę samotnie i była bardzo surowa. choćby w liceum bezwzględnie zabraniała córce wracać do domu po dziewiątej. Koleżanki farbowały kosmyki włosów na niebiesko czy różowo, a Irena bała się choćby o tym pomyśleć. O makijażu nie było mowy.

Trudno było przekonać mamę, by kupiła sukienkę, która się Irenie podobała. Mama wybierała tylko praktyczne ubrania — na każdą okazję. Łzy i histerie nie pomagały.

W wakacje Irena dorabiała jako sanitariuszka, by kupić sobie wymarzoną sukienkę i buty. ale euforia z zakupów gwałtownie minęła. Mama wyrzucała córce, iż nie dała jej ani grosza z zarobionych pieniędzy, wydała wszystko na szmaty.

— Myślałam, iż jak dorośniesz, będzie mi lżej. Jak długo jeszcze mam cię utrzymywać, zdrową dziewuchę? — krzyczała, gdy Irena oznajmiła, iż dostała się na medycynę.

Życie wydawało się Irenie nie do zniesienia. Marzyła tylko, by uciec z domu. Na drugim roku studiów w końcu to zrobiła, ignorując krzyki i wyzwiska matki. Zamieszkała z kolegą z roku w wynajętym mieszkaniu.

Nie odmówił, gdy zaszła w ciążę. Jego rodzice zareagowali spokojnie. Młodzi nie planował wielkiego wesela — tylko urzędowe „tak” i skromne przyjęcie. Ale Irena poroniła. Ślub przestał być pilny. Wojciech jednak nie odstąpił — wzięli ślub.

Gdy na ostatnim roku znów zaszła w ciążę, długo milczała. Powiedziała dopiero, gdy minął niebezIch spojrzenia spotkały się w milczeniu, a w tej chwili oboje zrozumieli, iż śmierć ich matek nie była końcem, ale początkiem czegoś nowego.

Idź do oryginalnego materiału