Siły konserwatywne niemal w całości oddały lewicy pole kreowania wielkich narracji i planów dla całej ludzkości, godząc się tym samym z własną porażką.
Nachyliwszy ucho w stronę spotkań organizowanych przez Organizację Narodów Zjednoczonych, Światowe Forum Ekonomiczne czy Unię Europejską nie sposób nie odnotować mnogości narracji o wielkich projektach przeznaczonych do realizacji dla całych kontynentów czy wręcz całej ludzkości. Mamy więc przede wszystkim naczelny „masterplan” wspólnego osiągnięcia zeroemisyjności do 2050 roku, ale także wizję całkowitego rozbratu z pojazdami z napędem spalinowym, likwidacji głodu na świecie do roku 2030, zapewnienia pełnej równości płci czy wdrożenia zrównoważonej konsumpcji oraz zużycia materiałów.
Rozplenione narracje
Rozpisany dla całej ludzkości czy też wspólnot międzynarodowych harmonogram osiągania poszczególnych kamieni milowych ubrany został z przy tym w niezliczoną liczbę narracji takich jak choćby: Wielki Reset, kapitalizm inkluzywny, kapitalizm interesariuszy, Agenda 2030, nowy społeczny ład, zrównoważony rozwój czy też zielony ład. Politycy, urzędnicy i przedstawiciele wielkiego biznesu coraz częściej korzystają z nowomowy, w której przez wszystkie przypadki odmienia się takie słowa, jak: inkluzywność, różnorodność czy równość.
W reakcji na tak szeroko zakrojoną ofensywę ideologiczną prawicowy umysł w zrozumiały sposób reaguje najczęściej buntem. Nowy wspaniały świat ze sztucznym mięsem, reglamentowaną ilością ubrań i lotów oraz systemem zliczania śladu węglowego nie jest w stanie wywołać entuzjazmu u nikogo, kto kocha życie i wolność. Jednak ów bunt, aby okazał się naprawdę skuteczny, musi przyjąć określony kształt. Nie wystarczy powiedzieć wielkim narracjom lewicy zwykłego „nie”, ponieważ sam fakt ich rozplenienia się wynika z zajęcia przez nie pozostawionej przez nas pustej przestrzeni.
Porzucony uniwersalizm
W cywilizacji łacińskiej wielkie międzynarodowe plany cywilizacyjne tworzył przez wieki Kościół. Dla żyjących na kontynencie czymś absolutnie oczywistym było, iż najważniejszym celem wszystkich zmagań jest chrystianizacja całego świata. Dokonujące się od końca XV wieku podboje kolonialne były ściśle podporządkowane wielkiej, globalnej strategii ochrzczenia wszystkich ludów i zaprowadzenia społecznego panowania Jezusa Chrystusa. Początkowo Europa nie była wcale silniejsza od świata islamu czy potęg Dalekiego Wschodu, ale z wielkim zapałem realizowała swoją uniwersalistyczną wizję, a ów zapał rekompensował większość niedomagań.
Impet tego wielkiego łacińskiego projektu został niestety z biegiem czasu wytracony. W następstwie rewolucji protestanckiej, angielskiej, francuskiej i październikowej dominację na świecie uzyskały siły o zupełnie odmiennej proweniencji duchowej. Swoją własną rewolucję w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku przeszedł także Kościół, który porzucił uniwersalistyczne dążenia, godząc się w pełni na współegzystencję pośród innych religii i wielkich cywilizacyjnych projektów, a choćby przyjmując świeckie narracje jako swoje własne.
Niezdolność do wypracowania własnych wielkich projektów cywilizacyjnych to także efekt zarażenia się postawą liberalną. W czasie zimnej wojny największą popularność zyskała krytyka komunizmu akcentująca jego gospodarczą niewydolność, spychając na nieco dalszy plan inne aspekty zbrodniczego systemu. Zatriumfowało w ten sposób przekonanie, iż szczytem ambicji gospodarczych powinno być dbanie o niskie podatki. Liberalne ukąszenie ograniczyło także zaufanie do wielkich projektów publicznych i międzynarodowych, które w wielu środowiskach z definicji zrównuje się z inicjatywami komunistycznych pierwszych sekretarzy.
Niskie podatki są oczywiście nieodzowne dla pomyślnego rozwoju, ale ludzkość musi mieć o wiele bardziej ambitne plany. Co jednak dokładnie powinny postulować siły konserwatywne, aby skutecznie przeciwstawić się Wielkiemu Resetowi?
Przeciwko aberracjom
Pole do popisu jest zdecydowanie większe, niż mogłoby się wydawać. Pozostające od bardzo wielu lat pod dominacją środowisk progresywistycznych gospodarka i życie publiczne podlegają tylu aberracjom, iż należałoby wręcz ograniczać się w doborze najważniejszych celów do realizacji.
Jedną z najbardziej pożądanych inicjatyw powinno być sformułowanie swego rodzaju antytezy zrównoważonego rozwoju, zakładającej między innymi ochronę tradycyjnych ról płciowych, ochronę państw i społeczeństw przed nadużyciami globalnych korporacji, koordynowane zwalczanie transgenderowej agendy, promocję wzrostu liczby mieszkańców całego świata czy też zapewnienie swobodnej eksploatacji paliw kopalnych. Ów globalny wysiłek można by choćby ubrać w odpowiednie ramy czasowe, na przykład postulując zwiększenie dzietności na świecie o określoną wartość do roku 2050. Największe wysiłki w tej dziedzinie czyni jak na razie Wiktor Orban, który od roku 2015 organizuje międzynarodowy szczyt demograficzny, ale jego inicjatywa dotyczy wciąż zaledwie jednego z obszarów wymagających wielkich zmian.
Obecna antykulturowa i antycywilizacyjna oferta zrównoważonego rozwoju triumfuje w znacznej mierze dlatego, iż stanowi dla niezliczonej liczby rządów, banków, korporacji, fundacji i innych podmiotów doskonałe źródło zarobku. Przekonanie ich do rezygnacji z uczestnictwa w obecnym modelu, tak bardzo pomnażającym ich krótkookresowe korzyści, byłoby z pewnością sporym wyzwaniem.
Wielka Deflacja
Siły konserwatywne muszą nade wszystko przedstawić swój własny projekt światowego systemu finansowego, akcentującego konieczność powrotu do pieniądza kruszcowego, postulującego radykalną redukcję zadłużenia publicznego i prywatnego oraz przeciwdziałającego inicjatywom tworzenia cyfrowych walut banków centralnych. Fundamentalnym postulatem powinno się zaś uczynić możliwie jak najdalej idące ograniczenie korzystania z pieniądza fiducjarnego (czyli pustego pieniądza), którego stały przyrost ma ogromny wpływ na lewicowo-liberalny dryf całej cywilizacji. Zamiast Agendy 2030 czy planu Net Zero by 2050 moglibyśmy więc realizować globalny pakt redukcji długu publicznego czy gromadzenia rezerw walutowych w złocie i srebrze. Całość tych starań można by ubrać w formę projektu Wielkiej Deflacji – nazwy cokolwiek prowokującej, ale ujmującej sedno wszystkich starań.
Atrakcyjność zarysowanej tu propozycji polegałaby głównie na tym, iż dla coraz większej liczby osób obecny model finansowo-gospodarczy stanowi ślepą uliczkę. Na całym świecie gromadzony jest niespłacalny dług, który staje się coraz większym problemem, a dekadencka cywilizacja zachodnia stała się autodestrukcyjna. Postulujący zwiększenie liczby ludności, swobodne korzystanie z paliw kopalnych i oparcie się na twardym pieniądzu konserwatywny „niezrównoważony rozwój” czy Wielki Reset stanowiłby kompleksową odpowiedź na większość bolączek, z jakimi mierzy się dzisiejszy świat. Żeby jednak świat zainteresował się tą koncepcją, trzeba ją najpierw po prostu opracować.
Czytelnik powinien wybaczyć autorowi tekstu, jeżeli poniosła go publicystyczna wyobraźnia, ale bez podjęcia tego typu refleksji będziemy już chyba zawsze skazani na komentowanie wrogich nam globalnych koncepcji i planów. Dziedzina uniwersalnych dążeń i strategii dla całej ludzkości musi zostać poddana rekonkwiście, ponieważ kryje się w niej klucz do odwrócenia wielu bardzo niepokojących trendów.
Jakub Wozinski
Tekst ukazał się w 101. numerze dwumiesięcznika „Polonia Christiana” – kliknij tutaj i zamów pismo