Dlaczego mama i tata nie mieszkali razem, Wiera nigdy się nie dowiedziała.

newsempire24.com 5 dni temu

Dlaczego mama z tatą nie zostali razem, Zosia tak nigdy się nie dowiedziała.

Miała trzy lata, kiedy rodzice się rozstali. Mama z małą Zosią wróciła z miasta do rodzinnej wsi.

— Wszystko zdążyłaś — nie wytrzymała babcia Marysia, witając córkę z wnuczką przy furtce. — Skończyłaś szkołę, wyszłaś za mąż, urodziłaś, rozwiodłaś się. Jak u was młodych wszystko szybko…

Mówią, iż człowieka trzeba oceniać nie po słowach, ale po czynach.

Babcia Marysia była dobrą babcią. A to, iż mruczy i zrzędzi, bliscy dawno już przywykli.

Ale jakie placki potrafi upiec! Ile zna bajek…

Zosia uwielbiała, gdy to babcia ją kładła spać. Siadała na skraju łóżka, poprawiała kołdrę i zaczynała powoli opowiadać kolejną baśń.

Oczywiście, każde dziecko oprócz bajek pragnie też uwagi i czułości. Ale babcia Marysia „czułości” nie lubiła. Pocałować na dobranoc, przytulić, powiedzieć, iż się kocha — to nie o niej.

Mama Zosi sposób bycia z bliskimi całkiem odziedziczyła po babci.

Czasem Zosia myślała: może nie kochają, skoro nie przytulają?

Ale raz Zosia przeziębiła się i przez trzy dni nie było jej lepiej, a karetka wciąż nie przyjeżdżała. Babcia Marysia dzień i noc nie odstępowała wnuczki. Mamy wtedy nie było, wyjechała gdzieś.

Jakby tak policzyć, Zosia częściej była z babcią niż z mamą.

— Kiedy mama wróci? — pytała ciągle babcię Marysię.

— Jak sobie życie ułoży, to wróci — odpowiadała babcia.

Co znaczy „ułożyć sobie życie”, mała Zosia do końca nie rozumiała.

Ale dopytywać się nie śmiała.

Jednak gdy wyjazdy mamy stawały się coraz rzadsze, aż w końcu ustały, Zosia pomyślała: wreszcie „ułożyła”, teraz jest z nami na zawsze.

Tylko iż chodzi smutna. I jakby nie zauważa Zosi, ciągle myśli o czymś swoim.

A potem mama zachorowała. Najpierw myśleli, iż to nic poważnego, przejdzie.

Przestała jeść, przy każdej okazji starała się położyć. Ale nie spała, leżała cicho z zamkniętymi oczami.

— Trzeba jechać do miasta, pokazać się dobremu lekarzowi, zrobić badania — powiedziała sąsiadka, którą poprosiła babcia Marysia.

— Nigdzie nie jadę — odpowiedziała mama, która do tej pory milczała.

Zosia widziała, jak ciężko przyszło jej wypowiedzieć te słowa.

Po tygodniu mamie zrobiło się dużo gorzej. Do szpitala jednak trzeba było jechać. Tym razem karetką.

Zosia nie wiedziała wtedy, iż widzi mamę po raz ostatni.

I zostały we dwie z babcią Marysią.

Zosia prawie nie pamięta tamtych dni. Wszystko wydawało się złym snem. Babcia, która płacze i nagle postarzała… Rzeczy mamy, które Zosia zabierała ze sobą do łóżka. Okrywała się jej ciepłym szlafrokiem, tuliła rękawiczki pachnące jej perfumami.

— Szkoda, iż już mnie nie ma — wzdychała babcia Marysia. — Co za nieszczęście… A na kogo ty zostaniesz…

Po raz pierwszy gładziła pomarszczoną, zmęczoną ręką Zosię po głowie. Dziewczynka bała się drgnąć, nagle babcia zabierze rękę?

Powoli jakoś się pozbierały…

Zosia chodziła do szkoły, potem pomagała w gospodarstwie, odrabiała lekcje. Dnie ciągnęły się, podobne do siebie jak dwie krople wody.

Dopiero później dziewczynka zrozumiała, jak wtedy była szczęśliwa. Babcia Marysia o nią dbała, starała się zastąpić i matkę, i ojca.

…Piętnaście lat — nie najlepszy wiek, żeby zostać samemu na tym świecie. Ale los zadecydował po swojemu.

Pewnego dnia babcia Marysia zasnęła i nie obudziła się. Odeszła cicho we śnie.

Zosia choćby nie potrafiła płakać na pogrzebie babci. W środku była taka pustka i beznadzieja.

Dziewczynkę zabrano do domu dziecka.

Po kilku dniach wezwano ją do dyrektora.

— Zosiu, znaleźliśmy twojego ojca. Dziś po ciebie przyjedzie. Zbieraj rzeczy.

— Ale ja go nie znam…

Pojechać gdzieś z obcym mężczyzną? Nazywać go „tatą”? Do tego nie była gotowa.

— To się poznacie. Ciesz się, iż ojciec się odnalazł. I iż cię nie odrzucił. Mogło być przecież inaczej.

… — No, cześć — powiedział nieznajomy wysoki mężczyzna, który sam czuł się nieswojo, widząc córkę, którą pamiętał jako malutką.

Jeśli w ogóle pamiętał…

— Chodźmy — wziął z rąk Zosi torbę z rzeczami i pierwszy ruszył do wyjścia.

Dziewczynka stała w miejscu, niezdolna się ruszyć.

— Nie bój się, ja też się stresuję — mężczyzna uśmiechnął się nieśmiało i mrugnął.

— No cóż, facet — pomyślała Zosia, idąc za ojcem, którego nie znała.

W drodze do domu milczeli. Nie wiedzieli, o czym rozmawiać.

Na progu mieszkania przywitała ich urodziwa kobieta, starannie i z klasą umalowana. Ubrana była zupełnie nie po domowemu. Elegancka sukienka, mnóstwo biżuterii na szyi i nadgarstkach.

— Poznaj, to Ola, moja żona — powiedział ojciec. — A to moja córka, Zosia — skinął w stronę dziewczynki.

— Bardzo mi miło — powiedziała Ola i obrzuciła gościa surowym spojrzeniem.

— Kłamie — pomyślała Zosia.

Weszła do pokoju, rozejrzała się i aż ją zatkało!

Na środku stał pięknie nakryty stół! A całe mieszkanie wyglądało jak muzeum.

Obrazy na ścianach, biały puszysty dywan na podłodze, telewizor na całą ścianę, ciężkie zasłony w oknach!

…Zosia mieszkała u ojca tydzień, ale ani razu nie nazwała go „tatą”. W ogóle jakoś nie mogła…

Ola zachowywała się tak, jakby dziewczynki w ich mieszkaniu wcale nie było. Lubiła długo poleżeć w łóżku. Potem brała prysznic, malowała się, piła kawę.

Śniadanie robił Jan. Kroił grube plastry kiełbasy. Chleb kupował już pokrojony — mniej z nim zachodu.

Sam nalewał córce herbatę do kubka, nie żałując cukru i fusów.

Zosia tego nie lubiła, ale wstydziła się powiedzieć. A jak się do niego zwracać? „Ojcem” nazwać — język nie chciał się odwrócić.

Zosia pewnego ranka wzięła głęboki oddech, spojrzała na zgromadzone w sekrecie pieniądze i postanowiła wrócić do babcinego domu, gdzie czuła, iż naprawdę jest potrzebna.

Idź do oryginalnego materiału