Osoby, którym rozpadło się kilka związków, często przychodzą do terapeutów z pytaniem: co u mnie nie działa? W poradnikach najczęściej czytają, iż to wina dzieciństwa, bo powtarzamy szkodliwe dla miłości schematy i przyciągamy alkoholików, skąpców lub narcyzów. Samo zło! Ale co… jeżeli mieliśmy naprawdę fajne dzieciństwo? Co, jeżeli partnerzy, z którymi się rozstajemy wcale nie są toksyczni? A my nie postrzegamy siebie jako samolubnych, podkopujących, oskarżycielskich, dramatycznych, niewrażliwych lub zbyt wymagających? W dodatku mamy mnóstwo przyjaciół. Tylko miłości nie udaje nam się zatrzymać na dłużej. Co z nami jest nie tak? Dlaczego partnerzy zawsze od nas odchodzą?
1. Może byliście zbyt fajni na początku?
Czy kiedyś byłaś lepszą partnerką, a z biegiem miesięcy nie umiałaś już dawać tego, co na wstępie oferowałaś? Nie dziw się! Utrzymanie wysokiej temperatury namiętności lub troski z czasem staje się po prostu nierealne. Wielu z nas na starcie relacji przedstawia siebie drugiemu człowiekowi w doskonałym świetle. Zwłaszcza jeżeli bardzo nam zależy. Niektórzy jednak starają się ponadprzeciętnie. Znam dziewczynę, która wstawała przed ukochanym, by się odstroić i zrobić sobie makijaż. Chciała zawsze wyglądać dla niego świetnie. Ale czy to ma sens? Jak długo udaje się utrzymać taką mistyfikację? Naprawdę nie warto się tak oszukiwać!
2. A może nie widzieliście jaskółek?
Niektóre osoby nie widzą znaków ostrzegawczych, bo są zaślepione miłością albo skoncentrowane tylko na swoich sprawach. Zastanów się więc, czy to możliwe, iż ignorowałaś pierwsze „wskazówki-jaskółki”, które dawały ci sygnał, iż najwyższa pora na zadbanie o relację? Naprawdę pomysł chodzenia raz na tydzień na randki, kiedy oboje jesteście zapracowani, nie jest taki głupi. Mam znajomych, którzy czasem wynajmują na jedną noc pokój w hotelu w swoim mieście, a dzieci oddają pod pieczę niani. Choć pomysł brzmi romantycznie, to można go postrzegać również jako sprytną prewencję.
3. A może doszło do złamania obietnic?
Nowi kochankowie składają sobie wiele cudownych obietnic. Możemy np. marzyć wspólnie o wybudowaniu domu pod miastem. Wtedy uzgadniamy, iż pierwsze lata poświęcamy na gromadzenie funduszy. Ale potem będzie dwójka dzieci, wakacje na południu Francji i zakup jachtu, na którym będziemy spędzać jak najwięcej czasu. Szczególnie gdy dzieci zaczną dorastać. Oczywiście na wstępnym etapie znajomości pewnie szczerze pragnęłaś dotrzymać tych obietnic. Ale z czasem początkową wiarę w spełnienie marzeń przytłoczyła rzeczywistość i entuzjazm zaczął słabnąć. Znasz to? Wtedy najłatwiej odraczać marzenie, które należało tylko jednej ze stron. A partner zazwyczaj, choć milczy, czuje się oszukany i pod wpływem pogłębiającej się frustracji może chcieć wycofać się z relacji, by zadbać w końcu o swoje potrzeby.
- Zobacz także: Zamiast decyzji o rozwodzie postanowiliśmy przejść trzy miesiące separacji. Czy to uratowało moją rodzinę?
4. A może ulegliście ułudzie harmonii?
W miarę jak relacja staje się bardziej przewidywalna i zgodna, ludzie mówią „znamy się jak łyse konie”, „rozumiemy się już bez słów”. Teraz wszystko odbywa się przy minimalnej liczbie słów i mniejszym nasileniu emocji. Czy ty też tak miałaś, iż wydawało ci się, iż się już nie musicie niczego sobie wyjaśniać? Przestaliście więc dzielić się tym, co czujecie i myślicie. Skutek? Nuda i mniejsza ekscytacja partnerem. Dlatego moim zdaniem zasadne jest powiedzenie, które niestety nie wróży niczego dobrego: „zachowujecie się jak stare małżeństwo”.
5. A może zlaliście się w jedno?
Ludzie, którzy spędzają codziennie wiele godzin razem, „nasiąkają” wzajemnie swoimi poglądami, zachowaniami i energią. Różnorodność, która na początku wydawała się im tak pociągająca, iż pragnęli poznawać każdy aspekt swojej cielesności, duchowości i zainteresowań, gdzieś ulatuje. Jeszcze niedawno, gdy szliście do kina, mogliście snuć długie rozmowy, spierać się, wymieniać poglądy, a teraz wracacie do domu i mówicie zgodnie jedno słowo: „Słaby!” Cóż, pozwoliliście na to, by wasz związek stał się przewidywalny. Do bólu!
6. A może marzycie tylko o świętym spokoju?
Kiedy mówisz partnerowi: „Chcę już tylko spokoju”. „Nie walczmy o nieważne rzeczy”. „Rób, co chcesz” – to nie musi oznaczać, iż jesteś tak cudownie spolegliwa i wspaniałomyślna. To może świadczyć, iż gdzieś w głębi serca uznałaś, iż zbyt wysokie koszty emocjonalne ponosisz, gdy dogodzi do sporu. Przestajesz więc walczyć o swoje racje i wycofujesz się. Ale to wcale nie musi robić dobrze związkowi. Pozwalasz przecież, by wasze życie toczyło się z beznamiętną obojętnością. Przyznaj – oboje z dnia na dzień tracicie zainteresowanie sobą. Naprawdę czasem lepiej się pokłócić, bo to jest oznaką buzującej w was energii i witalności.
7. A może już nie budzicie emocji?
Kiedy wasz związek przestaje być namiętny, żywy, witalny… jeden z partnerów (albo choćby oboje!) zaczyna szukać nowej stymulacji, aby znów czuć podniecenie i silne emocje. Po prostu nie chce spędzić życia w odrętwieniu, stagnacji i lenistwie, kiedy czuje, iż między wam wszystko stopniowo blednie.
„Związki czasem kończą się, gdy przewidywalność, komfort i bezpieczeństwo stają się bardziej widoczne niż pasja, ekscytacja i wyzwanie. Brak toksycznych interakcji w relacji wcale nie gwarantuje ludziom ciągłego zainteresowania sobą”, twierdzi doktor Randi Gunther, psycholog kliniczny i doradca małżeński z Kalifornii. To jest swoisty paradoks, ponieważ wielu z nas wierzy w to, iż spokój i zgodność przynoszą w związkach harmonię, a co za tym idzie dają szczęście. A to nie zawsze jest prawda. Miłość potrzebuje też tarć, wyzwań, łez i różnicy zdań. Ona w tym wzrasta.
***
Oczywiście, iż opisane wyżej sytuacje mogą być tylko oznaką przejściowego kryzysu. Ale jeżeli w porę tego nie zauważycie i nie zawrócicie z tej drogi… jeżeli nie zrobicie oboje czegoś, co na nowo pozwoli wam czuć się wyzwaniem dla drugiej osoby… jeżeli nie wzbudzicie w sobie zainteresowania, nie wyznaczycie przed sobą nowych celów, o które czasem będziecie się spierać i walczyć, wasza miłość może kompletnie „stracić smak”. Jak to się mówi: „związek wypali się”, „wyrośniecie z tej miłości”, czyli po prostu przestaniecie kochać.