W mediach społecznościowych od lat możemy obserwować gwiazdy, które poddają się zabiegom medycyny estetycznej. Wiele z nich obawia się upływającego czasu oraz faktu, iż zmieniający się wygląd może odebrać im pracę. Liczne relacje, w których celebryci chwalą się kolejnymi metamorfozami, stały się chlebem powszednim. To już po prostu nikogo nie szokuje. Dziwić może jednak fakt, iż częściej słyszymy o coraz młodszych osobach, które poddają się inwazyjnym zabiegom czy operacjom. Nie tak dawno kontrowersje wzbudziła Julia von Stein, która w wieku 28 lat postanowiła pójść pod skalpel i wykonała lifting twarzy. Tę samą operację z okazji 40. urodzin wykonała Blanka Lipińska. Za granicą głośno było o przemianach Kylie Jenner, Belli Hadid czy Miley Cyrus. O narastającej fali zabiegów, którym poddają się młodzi ludzie, porozmawiałam z lekarzem medycyny estetycznej Krzysztofem Gojdziem oraz psycholożką Magdaleną Chorzewską.
REKLAMA
Zobacz wideo Rozenek wprost o medycynie estetycznej i reakcjach otoczenia
Młodzi sięgają po zabiegi medycyny estetycznej. Krzysztof Gojdź ostrzega przed konsekwencjami
Krzysztof Gojdź, który jest znanym lekarzem celebrytą wykonującym zabiegi medycyny estetycznej, przestrzega przed niebezpiecznym trendem. - Jest to totalna głupota, jeżeli chodzi czy o chirurgię plastyczną, czy o medycynę estetyczną w młodym wieku - podkreśla już na wstępie ekspert, zaznaczając, iż są przy tym wyjątki. Lekarz wspomina, iż można działać przy okazji trądziku czy blizn, które po nim powstają, czy leczenie kompleksów. - Robienie liftingów twarzy w tak młodym wieku czy choćby zwykłego botoksu, jest to nieporozumienie. Nie ma czegoś takiego jak profilaktyka. Jest to głupota. Ja wyznaję zasadę, iż nie ma sensu rozleniwiać skóry zabiegami medycyny estetycznej w tak młodym wieku. Im wcześniej zaczniemy wstrzykiwać coś w skórę, tym szybciej ta skóra będzie się starzała - zauważa specjalista. - Jak za wcześnie zaczniemy dawać skórze pewne zabiegi, to ta skóra się rozleniwi i przestanie sama produkować kolagen, tylko będzie czekała na zabiegi, które jej w tym pomogą - dodaje.
Gojdź uważa, iż odpowiednim wiekiem, w którym można zacząć przygodę z medycyną estetyczną, jest około 35 lat i zaznacza, iż "za młodu jest im przeciwny". - Presja stworzona przez social media, filtry, którą dostrzegam u wielu polskich czy hollywoodzkich gwiazd. Ja na co dzień spotykam się z tymi hollywoodzkimi gwiazdami, tłumaczę im, iż za wczesne wykonywanie zabiegów jest głupotą. Większość z nich słucha się mnie i czeka na poważniejsze zabiegi na kolejne lata. Jest niestety parcie, żeby jak najszybciej, jak najmłodziej coś wykonać, coś, co jest teraz trendem światowym - wyjawia lekarz, podkreślając, iż większość zabiegów "to jest absolutnie ściema".
Czy wielu celebrytów może żałować tego, iż tak gwałtownie sięgnęło po zabiegi? Gojdź dostrzega to choćby teraz. - Już wiele gwiazd żałuje, choćby spójrzmy na klan Kardashianek. Też już co druga żałuje, iż wstrzyknęła sobie kilkanaście kwasu hialuronowego i bardzo często go rozpuszczają. Ja właśnie ten trend naturalności u tych moich gwiazd promuje - podkreśla. - Można coś poprawić, o ile ktoś ma faktycznie chude usta jak niteczki, można je wyprofilować i powiększyć, ale nie do tak wielkich rozmiarów - mówi z przekonaniem. - Medycyna estetyczna tak, ale nie w za młodym wieku, no i oczywiście kierunek naturalność - kwituje ekspert.
Psycholożka o zabiegach medycyny estetycznej u coraz młodszych osób. Mówi o kulturze wizualnej
Magdalena Chorzewska uważa, iż na tę kwestię trzeba spojrzeć szerzej. - Zjawisko sięgania po zabiegi medycyny estetycznej przez coraz młodsze osoby to temat złożony psychologicznie i społecznie. Warto spojrzeć na niego szerzej niż tylko przez pryzmat "złego przykładu" - uważa psycholożka. - Z jednej strony mamy do czynienia z kulturą silnie wizualną, w której wygląd stał się formą komunikatu o tożsamości, statusie czy dobrostanie. Media społecznościowe utrwaliły przekonanie, iż ciało można, a czasem trzeba "udoskonalać". Dla części osób to wyraz troski o siebie, kontroli nad ciałem czy chęci dopasowania wizerunku do tego, jak się czują wewnętrznie - tłumaczy specjalistka.
Ekspertka zauważa jednak, iż to może tworzyć swego rodzaju iluzję. - Z drugiej strony, faktem jest, iż gdy osoby publiczne otwarcie mówią o zabiegach, wpływają na normalizowanie pewnych standardów. Dla młodszych odbiorców może to tworzyć niebezpieczną iluzję, iż konkretny wygląd jest kluczem do akceptacji, sukcesu czy szczęścia. Szczególnie jeżeli za tą narracją nie idzie refleksja o emocjonalnych, społecznych i finansowych konsekwencjach takiej decyzji - wyjaśniła Chorzewska.










