Dzisiaj znów był ciężki dzień.
Monotonnie przesuwałam żelazko po desce do prasowania. Pot spływał mi po skroniach, szyi i wzdłuż kręgosłupa. Choć upał nieco zelżał wieczorem, od żelazka wciąż buchało gorącem. Zostało już niewiele, gdy zadzwonił telefon. Umilkł tylko na chwilę, by zaraz rozbrzmieć ponownie, drażniąc nerwy.
Odesunęłam żelazko, podeszłam do stołu i spojrzałam na wyświetlacz. Imię przyjaciółki wywołało we mnie zdumienie.
— Danusia, to ty? Co się stało? — zaniepokoiłam się.
— A kto by inny? No właśnie, stało się. Przyjeżdżam, dlatego dzwonię. Wyjazd służbowy, ale z rezygnacji z hotelu. Zostanę u ciebie na dwa dni. Przyjmiesz?
— Pytasz? A kiedy przyjedziesz? — zaciążyło mi nagle na sercu, gdy przypomniałam sobie, iż w lodówce mam tylko podstawowe produkty. Dla siebie gotowałam mało, obywałam się byle czym.
— Jutro. Wiem, iż nagłe, ale wszystko zdecydowało się w ostatniej chwili. Numer pociągu, wagon i godzinę wyślę SMS-em. Spotkasz mnie?
— Oczywiście — obiecałam, choć w duchu pomyślałam, iż i tak biorę już za często zwolnienia, nie wypada prosić o kolejne.
Ale Danusia uspokoiła mnie, mówiąc, iż przyjedzie wieczorem i zostanie całe dwa dni. Ulżyło mi.
— Nie kręć się specjalnie, znam cię. Czekaj, naplotkamy się — rzuciła Danka i rozłączyła się.
Dokończyłam prasowanie, złożyłam bieliznę w szafie w równą stertę. Cieszyłam się, iż usłyszałam głos przyjaciółki. „Danka będzie dopytywać, wlezie w duszę, a ja właśnie się uspokoiłam, pogodziłam z losem, choćby z samotnością przywykłam. Teraz trzeba wymyślić, czym ją nakarmić.” Spojrzałam na ścienny zegar. „Zdążę do sklepu przed zamknięciem, jutro czasu nie będzie. No proszę, przyjeżdża…”
Zajrzałam do lodówki. Dla siebie gotowałam mało, apetyt i tak mi odbierała chemia. Przebrawszy się, wyszłam do sklepu, myśląc o przyjaciółce.
Zaprzyjaźniłyśmy się od razu, pierwszego dnia, gdy w szóstej klasie, w trakcie roku szkolnego, przyszła do nas nowa dziewczynka o romantycznym i tajemniczym imieniu Danuta. Potem razem poszłyśmy na studia. Na trzecim roku Danusia zakochała się w absolwencie szkoły oficerskiej, wyszła za mąż i wyjechała z nim do dalekiej jednostki, przenosząc się na zaoczne.
Najpierw pisałyśmy listy, później, gdy telefony komórkowe na dobre zagościły w naszym życiu, dzwoniłyśmy, ale z czasem kontakt ograniczył się do życzeń na Nowy Rok i urodzin. Każda miała swoje życie, troski, dzieci. Danka — dwóch synów, oko trzeba mieć wszędzie.
Ja wyszłam za mąż rok po studiach i od razu zaszłam w ciążę. Poród był ciężki, więcej dzieci mieć nie mogłam. Córka dorosła. Tuż przed końcem studiów medycznych wyszła za mąż i wyjechała z mężem do jego rodzinnych stron.
Wybierając w sklepie produkty, pomyślałam, iż nie zdążę posprzątać. „E, tam, kto u mnie śmieci? Przyjaciółka przyjeżdża, nie prezydent…” Zastanawiałam się też, czy powiedzieć Danusi o służbowej podróży męża albo o jego wyjeździe do córki? Potem uznałam, iż Danka zna mnie zbyt dobrze, w mig wyłapie kłamstwo. Nie da się jej oszukać. „Od razu zobaczy, iż w domu mężem nie trąci. Zresztą co tu ukrywać? Nie pierwsza i nie ostatnia, od której mąż odszedł do młodziutkiej…”
Jeszcze długo przed odejściem męża zrozumiałam, iż ma inną. Zaczął nagle ubierać się bardziej luzacko — w dżinsy i swetry, garnitury zakładał tylko na oficjalne spotkania. Kupił sobie adidasy, zaczął biegać rano. Choć nie na długo.
Dopóki mieszkała z nami córka, oboje udawali, iż nic się nie zmieniło. Mąż udawał, iż zostaje w pracy, wracał tylko na noc. I mnie samej ciążyły te jego powroty. Wracał najedzony, od razu szedł spać. Więc jadł i miał przyjemności gdzie indziej.
A gdy córka wyszła za mąż i wyjechała, nie było już powodu udawać. Sama poprosiłam go, by odszedł. Spakowałam jego wyprasowane rzeczy do walizki. Postanowiłam, iż rywalka nie będzie się cieszyć, iż żona była zła, jak pewnie mąż jej opowiadał. Niech widzi, iż dbałam o niego. I on sam niech wie, co traci. Czy inna będzie taka sama? Z wiekiem mężczyźni doceniają wygodę i spokój. Namiętność, jak wiadomo, gwałtownie mija. Liczyłam, iż opamięta się i wróci. Ale czas mijał, a on nie wracał.
A potem… Potem przypadkowo, podczas rutynowych badań, wykryto u mnie raka. To odwróciło moją uwagę od żalu i bólu. Nie było czasu w urazy. Operacja, chemia. Na każdą kontrolę szłam jak na egzekucję, bojąc się usłyszeć wyrok. Ale na razie było stabilnie, bez pogorszenia.
Były chwile, gdy szalenie chciałam zobaczyć męża, opowiedzieć mu. I co? Pożałowałby, został. Widziałabym go codziennie, wiedząc, iż wraca od innej. Nie, dziękuję. Litość to nie miłość.
Tak żyłam sama. Nowych przyjaciół nie znalazłam. Czasem spacerowałam po parku, gdzie spotykałam te same starsze osoby lub młode mamy z wózkami. Witaliśmy się, rzucaliśmy kilka słów.
— Pogoda ładna. Też na spacer?
— A gdzie starszy? U babci?
— Dawno pani nie widziałam…
I tyle.
Następnego dnia wróciłam z pracy i od razu zabrałam się za gotowanie. choćby zdążyłam przetrzeć podłogę przed wyjściem na dworzec. Byłam zmęczona, ale nie było czasu w odpoczynek — czas spotkać przyjaciółkę.
Pociąg długo zwalniał, zatrzymując się przy peronie. Wpatrywałam się w okna, próbując dostrzec Dankę. W końcu ludzie zaczęli wysypywać się z wagonów. Zdecydowałam, iż nie pobiegnę do jej wagonu — w tłumie mogłabym ją przegapić. „A jeżeli nie rozpoznam? Tyle lat!” — zakradła się wątpliwość.
Stanęłam przy zejściu do przejścia podziemnego. Przed schodami ludzie zwalniali, można było dokładniej się im przyjrzeć.
I wtedy zobaczyłam Dankę — przytyła, miała niepewny wzrok, ale była rozpoznawalDanka spojrzała w jej stronę, ich oczy spotkały się przez tłum, i nagle całe te lata rozłąki przestały mieć znaczenie, bo w tej jednej chwili poczuły, iż ich przyjaźń wciąż jest taka sama, jak dawniej, i iż od dzisiaj będą mogły dzielić wszystko – zarówno smutki, jak i nadzieje na lepsze jutro.