Dla mnie…
Jadwiga monotonnie przesuwała żelazkiem po ścieżce deski do prasowania. Pot spływał jej po skroniach, szyi i wzdłuż kręgosłupa. Upał trochę zelżał wieczorem, ale od żelazka wciąż bił gorąc. Zostało już tylko kilka rzeczy, gdy zadzwonił telefon. Na chwilę ucichł, ale natychmiast rozbrzmiał ponownie, drażniąc nerves.
Jadwiga odłożyła żelazko, podeszła do stołu i spojrzała na ekran. Zdziwiła się, widząc imię przyjaciółki.
— Ania, to ty? Co się stało? — zaniepokojona, przycisnęła słuchawkę do ucha.
— A kto by inny? Stało się. Przyjadę, więc dzwonię. Mam służbowy wyjazd, zrezygnowałam z hotelu. Zatrzymam się u ciebie na dwa dni. Przyjmiesz?
— Jak możesz pytać? Kiedy przyjeżdżasz? — Jadwiga zesztywniała, przypominając sobie puste półki w lodówce. Dla siebie gotowała mało, wystarczało jej minimum.
— Jutro. Wiem, iż to nagłe, ale wszystko zdecydowało się w ostatniej chwili. Numer pociągu, wagon i czas przyślę SMS-em. Spotkasz mnie?
— Spotkam, oczywiście — obiecała, ale w głębi serca pomyślała, iż już i tak za często bierze zwolnienia, nie wypadało teraz prosić o urlop.
Ale przyjaciółka ją uspokoiła: przyjeżdża na całe dwa wieczory. Serce Jadwigi odetchnęło.
— Tylko się nie przygotowuj na siłę, znam cię. Czekaj, gwałtownie się nagadamy — rzuciła Ania i rozłączyła się.
Jadwiga dokończyła prasowanie, złożyła ubrania w szafie w równą stertę. Cieszyła się, iż usłyszała głos przyjaciółki. „Ania zacznie wypytywać, zaglądać w duszę, a ja dopiero się uspokoiłam, pogodziłam ze wszystkim, choćby z samotnością. Teraz muszę wymyślić, czym ją nakarmić.” Spojrzała na zegar wiszący na ści— Sklep jeszcze otwarty, zdążę przed zamknięciem, jutro nie będzie czasu, no proszę, przyjeżdża…