Dla domu, na sierpień!

migracjakrolowej.home.blog 1 miesiąc temu

Ściany na dole były malowane na komunię Łucji… 10 lat temu. Jakimś takim cudownym kolorem w kolorze bardzo jasnego brudnego różu. Zimnym, ale rzucającym ciepłą poświatę – żadna śródziemnomorska brzoskwinia, letni łan czy rozkwitająca piwonia. Potem chyba choćby raz dokupywałam farbę, żeby podmalować, bo miałam numer koloru. A potem przy poremontowych czystkach tę puszkę wywaliłam. No i katastrofa, bo mycie ścian doprowadziło do tego, iż farba zaczęła się ścierać, nie można było poprawiać pęknięć czy obtłuczeń, a nijak nie wiedziałam jak zgadnąć: JAKI to był kolor?? Próby trafienia podejmowałam kilka razy, a w tym roku po prostu ODŁUPAŁAM kawałek ściany i pojechałam do budowlanego… Z tysięcy kolorów oświetlając w specjalnym pudle z różnymi rodzajami świateł, wspierając się opinią Lilki, wybrałam próbki. Trzecia była całkiem niezła. Za szara, ale prawie trafiona. Pojechałam ponownie po dwie kolejne- jeszcze idealniejsze i na ścianie okazało się, iż są DUŻO gdzie indziej barwą… Zirytowało mnie to i pojechałam ZNOWU – tym razem wzięłam Mieszka i wybrałam puszkę lateksowej farby. Młody wybrał odcień: mistrzowskie płótno, który na ścianie okazał się ciemniejszy niż pierwowzór i mniej różowy. I MALUJĘ. Nie całość, ale te najbardziej ubrudzone ściany. Towarzystwo jest zdegustowane, bo w domu ruina, ale odpowiadam, iż malowanie ścian to coś co na ogół robię LATEM, tylko iż do tej pory NIE brali w tym udziału!.

I kupiłam sobie mop parowy. Doszłam do wniosku, iż BYĆ MOŻE wszystkie kataklizmy agd mojego domu są przez ten brak mopa (??) i NIE może być tak, iż od sześciu czy siedmiu lat jest to moje największe marzenie. Tak więc mam – cudownie doczyszcza podłogi po resztkach farby oraz śladach po mokrych psich łapach i cieszę się, na to zdecydowałam!

Idź do oryginalnego materiału