książka jest czytana we mnie. nie mam najbledszego
pojęcia, kto może być lektorem, co do autorstwa
– również brak podejrzeń. ale liczy się treść,
nasze spotkanie w gęstwie, pomiędzy setkami
palców, milionem włosów mijających ludzi.
my okrążani przez ople i hundaie, w otoczeniu
cegieł i pustaków z suporeksu,
popadający w stany nieważkie i ponadkosmiczne
(dziś jestem ledwie sterowiną, skup się,
postaraj nie rozdronić porcelanowego mechanizmu
o pierwszy lepszy budynek).
niech na kartkach ma miejsce
zderzenie światów!
wiesz, jak marzy mi się, by przejechać czarną
i szorstką powierzchnią mojej niepokornawej natury
po delikatnym i tak czule unerwionym,
jak śnią mi się martwe kryjówki w oceanie żywego zła
i przeciwnie: oazki dobroci pośród spalonej ziemi,
labirynty pełne kryjówek,
i by kapitulować przed majestatem,
odrzucać precz pistolecik z patyka,
katapultować się w głąb innych rozdzialąt.
z solnej pustyni – w twoją, łagodnie porośniętą płatkami.