Danka: Historia niezłomnej duszy z polskiego krajobrazu

polregion.pl 1 tydzień temu

Co za wnuczka, panie Wacławie Dymitrze, czarne oczy, białe zęby.
Kogo takiego? To nie twoja?

Oczywiście, iż moja, panie, właśnie moja Raz na pokolenie takie się rodzi, tyle lat już minęło. Syn mój, Arkadiusz, ma wnuczkę, a ja już będę prawnuką.

Ależ panie Wacławie, u was wszyscy białowłosi Znam wszystkich Ewseli, byliście u mojego dziadka w jego służbie wasze przodki służyli wiernie i prawdzie.

Było, panie, było, a skąd się wzięliśmy? Służyliśmy panom, a mój pradziad był urzędnikiem, potem mój dziad, potem ojciec i ja

Synowie wyruszyli do miasta. Władek został powozowym przy panie Jana, pani Bogumiła, bogatej, co dzieci i wnuki rozpieszcza.
Szymon pracuje jako urzędnik w sklepie i planuje otworzyć własną działalność.
Arkadiusz, dziad Jadwigi, służył w wojsku, awansował, otrzymał od księcia wiele odznaczeń i przyjaźń. Żyje dostatnio, prowadzi gospodarstwo.

Zawarł mąż z Antonim, a z tego małżeństwa wypadła Jadwiga, co wszystkim euforia przyniosła. W naszej rodzinie dziewczyny rzadko się rodzą, głównie synowie, a kiedy pojawi się dziewczynka, od razu jest jak Jadwiga.

Tak to jest

Stary pan Ewsel, rozgryza siatki, a obok kręci się czarnooka dziewczynka, ręce giętkie, paluszki cienkie, piękna jak w bajce, nie dziecko. Obok stoi młody szlachcic, Sergiusz Siergiej, który nie może oderwać oczu od Jadwigi.

Jadźko, wyjdziesz za mnie?

Jeszcze mała jestem, panie

Oczywiście, iż mała, kiedy dorośniesz, pójdziesz?

Gdy dopłynę do dorosłości, pan już będzie stary. Co mnie to obchodzi? Ja wolę młodszego.

A kogo? Już kogoś znalazłaś?

Nie, jeszcze nie przyszło, babcia Dżonka mówiła, iż poczuję, kiedy przyjdzie

Młodsza wygląda jak dorosła, oczy ma poważne.

Babcia Dżonka? Wacławie Dymitrze, nie rozumiem. Kto to ta Dżonka? Żona Arkadiusza nie z naszej wsi? Wasilka? Co to za Dżonka?

Ech, panie, nie słuchaj jej, gada jak szalona, to jeszcze dziecko

Panie, mogę pobawić się z Waleczkiem? dziewczynka zamieniła się w małe dziecko i pobiegła wzdłuż drogi do rzeki, ścigając się z psem pana, walącym się w kółka.

Skąd ona zna imię psa? Wacławie?

Nie wiem, może pan upuścił, albo ktoś powiedział

Dziś go dopiero przywiózłem

Panie, jesteś mądry, nie wymyślaj tego, czego nie ma, dziewczynka i pan w tym samym rytmie

Dziewczynka wesoło biegała brzegiem rzeki, a obok ganiał szpiczak z dużymi uszami. Ta historia tak wciągnęła Sergiusza, młodego człowieka, który jak wszyscy w jego wieku interesował się mistycyzmem, pisał wiersze i był po prostu ciekawym gościem.

Jesienią spotkali się z Jadwigią, gdy zbierała grzyby z dziadkiem, a Sergiusz wziął ze sobą Waleczka na spacer. Szło mu po lesie, recytował pod nosem wiersze, a Waleczek, który zwykle stał przy jego nodze, nagle pobiegł przed siebie, przyciskając uszy.

Waleczku, Waleczku usłyszał Sergiusz dziecinny głosik.

Przeszedł ścieżką i zobaczył psa leżącego na plecach, machającego łapami przed dziewczynką, co patrzyła na niego ze zdziwieniem.

Cześć, Jadwigo.

Dzień dobry, panie Sergiuszu

Samotna?

Dlaczego? Dziadek zbiera grzyby, więc idę z nim.

Poszli razem w stronę domu dziadka.

No co, Jadwigo, nie zmieniłaś zdania? Może zgodzisz się wyjść za mnie?

Nie, panie, inna moja droga. Na obczyźnie będziesz musiał żyć, tęsknić za ojczyzną i po mnie.

Po mnie?

Spotkamy się kiedyś, kiedy dorosnę, ale nasz związek będzie trudny, jak rozstanie.

Ach, jakie to namiętne, Jadwigo.

To nie ja, to babcia Dżonka mówiła

Kto to jest ta Dżonka?

Szukaj. krótko wpadła i pobiegła z Waleczkiem.

Wacławie Dymitrze, nie opowiedziałeś mi legendy rodzinnej, skąd macie takie dziewczynki jak Jadwiga?

A, to starzec usiadł na pniu i uśmiechnął się dlaczego ty, Sergiuszu, jakbyś nie był z naszego rodu No cóż

Nie wiem, myśli mnie ciągle, nie daje spokoju, chce się dowiedzieć

Co opowiadać, posłuchaj.

W dawnych czasach, mniej więcej wtedy, na sąsiednich ziemiach przybył obóz Cyganów, którzy śpiewali, tańczyli i grali. Pan był wtedy bardzo zamożny i lubił Cyganów, przyjmował ich w swój dwór i sam do obozu chodził. Jedna Cyganeczka przykuła mu uwagę dziecko o nieziemskim pięknie, oczy figlarne, usta czerwone, zęby jak perły, włosy gęste pod jasnym chustą, a cała w kolorowych sukienkach. Gdy zaczęła tańczyć, wiry się kręciły, a gdy zaśpiewała, ludzie łzami się ociekali. Nazywali ją czarownicą, choć była po prostu wyjątkowa od urodzenia, jak Dżonka.

Ten szlachcic zakochał się w niej, podszedł do jej ojca i poprosił: Oddaj mi ją lub sprzedaj.

Jak mogę ci ją oddać albo sprzedać, panie? zapytał starszy Cygan. Cyganie są wolnym ludem, nie mogę wziąć dziewczyny w niewolę, niech sama zdecyduje

Dżonka zaświeciła śmiechem, a jej oczy drgały.

Panie, ja ci nie jestem wnuczką, co mi proponujesz?

Panie, jakby oszalał, padł na kolana, chwycił jej spódnicę i chciał pocałować. Rozrzucał pieniądze w lewo i w prawo, chcąc ją zachwycić.

Chodź ze mną, przedstawię cię cesarzowej, wejdę cię do dworu.

Po co mi to, panie? Ja sama jestem jak cesarzowa, nie potrzebuję dworu, sukni ani karety.

Nie potrzebuję, bo ja chodzę boso po rosie, a moje buty są z ziemi, a najważniejsze nie włożysz mnie w złotą klatkę!

Ty jesteś dla mnie najcenniejszy

Odejdź, panie, pożałujesz

Pan nie posłuchał. Cyganie, widząc jego obsesję, jednej nocy rozbili obóz i odeszli, a on wściekły gonił ich wraz z żandarmami, oskarżając ich o kradzież koni. Nad obozem rozległy się krzyki i odgłosy, a on, z szaleńczymi oczami, proponował wymianę ludzi na Dżonkę.

Pojawiła się dziewczyna, kazała wypuścić Cyganów, sama powiedziała: Idę pieszo, nie podchodź do mnie. I tak szła, a za nią szli pan i żandarmi, a ona śpiewała piosenkę.

Starsi mówili, iż za nią leciały ptaki, całe stada, aż dotarły do dworu, a Dżonka spojrzała na pana, mrugnęła i uśmiechnęła się.

No i co, panie? rzekła ostrzegałam cię, nie drażnij się ze mną. Stracisz to, co najcenniejsze, a mogłeśbyś spełnić swoje pragnienia, ale już za późno, nic już nie zmienisz.

Pan nie widział już nic, szalejąc w miłości.

Rozkręcił bal, rzucał pieniądze, zapraszał ludzi, poezję pisał na cześć Dżonki.

Kiedy zostaniesz żoną? pytał.

Jeszcze nie czas, odpowiedziała mało mnie rozbawiłaś.

Dżonka rozrzucała pieniądze po chłopach, rozdawała nagrody, zamieszała w dworze, a choćby cesarzowa przychodziła, ale pan ich wszystkich wypędzał.

Pewnego dnia przyjechał jego syn, Władysław, nieślubny, ale uznany za dziedzica. Przyszedł, by ojca naprowadzić na adekwatną drogę.

Oto mój czas, powiedziała Dżonka.

Po dwóch tygodniach dziewczyna wróciła na step, by dogonić swój obóz, a za nią poszedł Władysław. Czekała na swój kres i na tego, co miał być jej mężem.

Nie odchodź, błagał szaleńca.

Nie, panie, ostrzegałam cię, a ty nie posłuchałeś zabiorę to, co najcenniejsze, co masz.

Syn uwolnij syna, to jedyne, co cenne.

Nie wołam go, panie, idziemy razem, bo miłość prowadzi sam winien

Odszli więc w noc na step, w mrok, gdzie płoną ogniska Cyganów i stoją chałupy z dziećmi.

A co z panem Wacławem Dymitrem?

Co? Szaleje, praprapradziadek wziął go za przyjaciela, byli sąsiadami, opiekował się nim.

Po kilku latach pojawił się Władysław z synem i małą, ciemną dziewczynką, dziećmi Dżonki. Pradziadek Sergiusz przyjął wtedy mojego pradziadka, Władysława Dymitra, mianował go urzędnikiem i pomógł podnieść dzieci. Tak się zadomowili u pana.

Co się stało z Dżonką? zapytał z niepokojem Sergiusz dlaczego wrócił tylko Władysław, a nie ona?

Kto wie? Mówią, iż umarła a może znalazła innego Cygana

To nieprawda, nikt nie znalazł Dżonki odezwał się Jadwiga kochała swojego męża, mocą ją posiadano, nie wypuściła na wolność i odeszła wcześnie. Władysław chciał wychować dzieci w dobrych warunkach, ale nie mógł bez ukochanej

Stary milczył, nie odczytując słów prawnuczce.

Raz na pokolenie rodzi się dziewczynka z mocą Dżonki, choć nie tak wielką, a Jadwiga została obdarzona po stokrocie pomyślał starzec.

Na kilka lat zaginęli Sergiusz i Jadwiga, czasem wspominał historię rodziny Ewselów, odnalazł dokumenty, które potwierdzały, iż ziemie po wschodniej stronie jego posiadłości należą do Elżbiety. Stare pokolenia odszły, a Sergiusz zaczął interesować się nowymi pomysłami.

W kraju zaczęły się zmiany, ale nie takie, jakich chciał Sergiusz wszystko poszło nie po jego myśli. Zatrzymano go i towarzyszy w dawnej rezydencji, zostawiając ich pod nadzorem wielkiego urzędnika.

Sergiuszu, panie rozległ się nocny głos dziewczyny przy oknie, piękna jak księżyc Sergiuszu szepnęła chodźmy, mamy pół godziny, zanim strażnicy się obudzą.

Udało się im uciec, podążyli za dziewczyną w jaskinie, o których nie miał pojęcia.

Mój lud ukrywał się tu od wieków, nie bój się pomogę wam.

Jadźko? Jadźka jakaś zmieniłaś się

Co pan, podoba mi się uśmiechnęła się dorosła.

Podobają mi się, Aniu

Pamiętaj, panie, o legendzie rodzinnej

Dziewczyna pomogła Sergiuszowi i towarzyszom dotrzeć do portu, połączyła ich z odpowiednimi ludźmi i pomogła wyjechać za granicę.

Jadźko, jedź ze mną, stałaś się mi więcej niż znajomą.

Nie mogę, panie nie moja jest ta droga. Ty jedź, niech życie ci płynie długo.

Aniu, jedźmy, jak siostra młodsza, proszę cię

Nie, Siergio muszę tu zostać i przejść swoją drogę, żegnaj panie.

W wygnaniu Sergiusz narysował z pamięci ołówek portret Jadwigi i pokazał go malarzowi, który stworzył obraz. Wziął żonę, kochał ją, ale w sercu wciąż nosił obraz Anny, kochał ją czystą, nieskażoną miłością. Dopiero gdy stał się staruszkiem, odkryto tajemnicę tego portretu.

Ania przeżyła długie życie, poślubiła tego samego wysokiego urzędnika, którego pomogła uciec Sergiuszowi. W latach represji jej męża zabili, potem po rehabilitacji miał trzy syny i córWspomnienia o Dżonce, Jadwie i ich niezwykłej sile przetrwały w rodzinnych opowieściach, które przekażą je kolejne pokolenia przy blasku ognisk.

Idź do oryginalnego materiału