Czy wszystko w porządku? Otwórz! – Pola coraz mocniej waliła pięściami w drzwi łazienki.

polregion.pl 10 godzin temu

**Dziennik osobisty**

„Wszystko w porządku? Marysiu, otwórz.” – Paulina zabiła mocniej pięściami w drzwi łazienki.

Obudziłam się i nasłuchiwałam. Obok chrapał mąż. Przez białą zasłonę chmur przebijało się marcowe słońce. Rzuciłam okiem na zegar na ścianie i drgnęłam, przerażona, iż spóźnię się do pracy. I wtedy przypomniałam sobie – dziś był wolny, Dzień Kobiet.

Dobra, umyć się, wypić kawę i przygotować śniadanie, zanim Marysia i mąż się obudzą. Ostrożnie wysunęłam się spod kołdry. Ale Krzysiek jednak się poruszył.

– Która godzina? – zapytał, nie otwierając oczu.

– Ósma trzydzieści.

Mąż gwałtownie usiadł na łóżku.

– Spokojnie, wolne, święto, śpij – uśmiechnęłam się.

– A ty czemu się zerwałaś? – Krzysiek złapał mnie w pół i wtulił nos w moją szyję. – Wszystkiego najlepszego, moja ukochana kobieto, matko naszych dzieci.

– Hm, adekwatnie to mamy jedno dziecko – zaśmiałam się. – Idę robić śniadanie, a ty się jeszcze poleż.

– Skoro ty gotujesz, to ja pójdę na szybki bieg. Pogoda super. – Krzysiek zrzucił kołdrę, wstał i bosymi stopami powlókł się do łazienki.

Od wieczora miałam przetarty twaróg na racuszki. Pozostało tylko dodać banana, obtoczyć w mące i usmażyć. niedługo kuchnię wypełnił słodkawy zapach.

– Ale pachnie… – W drzwiach stanęła rozczochrana Marysia w krótkich spodenkach i koszulce, mrużąc oczy od światła.

Promień słońca przebił chmury i rozświetlił kuchnię, odbijając się od metalowego czajnika.

Nagle Marysia przycisnęła dłoń do ust i zniknęła. Przez sekundę stałam jak wryta, aż w końcu rzuciłam się za nią.

– Marysiu, otwórz! Wszystko w porządku? – Nasłuchiwałam, a potem zastukałam w zamknięte drzwi. Usłyszałam szum wody. – Marysiu, otwórz! – Zaczęłam walić w drzwi pięściami.

Niepokój zalał moje serce. Próbowałam go odpędzić, przekonując siebie, iż córce po prostu się odbiło. Nagle o mało nie udusiłam się od przebłysku myśli. W środku zrobiło mi się zimno. *Nie, to nie mogło się zdarzyć Marysi. Maturalna klasa, prymuska, chciała iść na studia… Boże, za co?!*

Z kuchni dobieł zapach spalenizny. Rzuciłam się tam, przeklinając pod nosem. Zeskrobałam przypalone racuszki do śmieci. To trochę mnie otrzeźwiło. *Bez paniki* – próbowałam się uspokoić.

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pewnie Krzysiek wrócił. Otworzyłam i zobaczyłam młodego chłopaka z bukietem kolorowych tulipanów.

– Dzień dobry, Pani Paulino. To dla pani. – Podał mi kwiaty i uśmiechnął się.

– Dziękuję – odparłam oszołomiona. – Marysia jest w łazience.

Wszedł, zatrzaskując za sobą drzwi, ale nie zdjął kurtki. Nerwowo przestępował z nogi na nogę. Po jego spojrzeniu zrozumiałam – to on był przyczyną problemu Marysi.

– Więc to ty? – syknęłam. – Ty? Wiesz, iż mogę cię wsadzić do więzienia za uwiedzenie małoletniej?

Chłopak przestraszył się i spuścił wzrok.

– Przyszedłem pomówić. Kocham Marysię i nie ucieknę od odpowiedzialności…

W tym momencie z łazienki wyszła blada i zmęczona Marysia. Spojrzała na mnie wystraszona, potem na niego.

– Ty? – zapytała tak samo jak ja.

– Które z was mi wyjaśni, co się dzieje? Dlaczego rzyga rano? Może ty? – Podniosłam głos, wbijając w niego wzrok.

– Mamo! Wszystko w porządku! – Marysia uniosła ostrzegawczo dłonie i wyszła do pokoju.

– Marysiu! Wracaj! – krzyknęłam za nią.

W tej chwili otworzyły się drzwi i wszedł Krzysiek.

– O, masz adoratora? – Skinął na bukiet w moich rękach. – Mam nadzieję, iż krzyczałaś z radości, słychać było na klatce.

– Z radości? – Zacisnęło mi się w gardle. – On… – Nie mogłam wypowiedzieć tej strasznej prawdy.

– Kocham waszą córkę i chcę się z nią ożenić – wydukał chłopak, czerwony jak burak.

– No proszę. A ja już zacząłem zazdrościć żonie – zażartował Krzysiek. – Marysia jeszcze w szkole, ty pewnie też. Rozumiem, iż czeka nas poważna rozmowa. Jak ci na imię?

– Bartek, Bartosz Kowalski.

– Rozbierz się i chodź do pokoju. Paulina, włóż kwiaty do wazonu. Szybki prysznic i dołączam – zadecydował Krzysiek, znikając w łazience.

Po jego powrocie zrobiło mi się lżej. Wstawiłam tulipany do wazonu i wróciłam do racuszków.

Słońce schowało się za chmury, jakby bało się mojego gniewu. niedługo na talerzu leżała góra puszystych placuszków. Krzysiek wszedł, pachnąc żelem pod prysznic.

– Racuszki! Marysiu, zaproś gościa do stołu! – krzyknął. – Więc co się stało? – Spojrzał na mnie uważnie.

Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy do kuchni nieśmiało wszedł Bartek. W świetle dnia wyglądał na bardzo młodego i zagubionego.

– Siadaj – wskazał mu Krzysiek krzesło.

Marysia weszła w jeansach i koszulce, wypoczęta. *Może to tylko moja wyobraźnia?* – pomyślałam z nadzieją.

– Paulina, przestań się krzątać – powiedział Krzysiek, nakładając Bartkowi dwa racuszki. – A ty czemu nie siadasz? – Zwrócił się do Marysi.

– Nie chce mi się – odparła.

Spojrzałam na nią z niepokojem. *BoI w końcu zrozumiałam, iż choć ta sytuacja wydawała się końcem świata, to może być początkiem czegoś nowego – rodziny, która, mimo trudności, trzyma się razem.

Idź do oryginalnego materiału