Czy Twoja żona naprawdę jest taka, za jaką ją uważasz?

polregion.pl 2 tygodni temu

Dawno temu, w pewien chłodny wieczór, mój kolega z pracy, Marek, przykuł mnie do fotela kierowcy swoimi słowami:
Czesławie, czy twoja żona jest naprawdę taka, za jaką ją uważasz?

Nie chciałem ci tego mówić w dniu ślubu Więc, czy wiesz, iż twoja świeżo poślubiona żona ma córkę? zapytał, patrząc mi prosto w oczy.

Co masz na myśli? odmówiłem wiary w takie wieści.

Moja żona, gdy zobaczyła twoją Bronisławę na weselu, szepnęła mi do ucha:
Ciekawe, czy pan młody wie, iż jego wybranka oddała córkę do domu dziecka?

Wyobraź sobie, Czesławie, ledwo nie zadławiłem się sałatką. Moja Danuta pracuje w szpitalu położniczym. Pamięta twoją Bronisławę po bliznie na szyi. Mówi, iż dziewczynkę nazwała Hanna i dała jej swoje nazwisko Szymańska. To było jakieś pięć lat temu Marek czekał na moją reakcję.

Siedziałem jak ogłuszony. Oto i nowina!
Postanowiłem sam się przekonać. Nie chciałem wierzyć w plotki. Oczywiście, wiedziałem, iż Bronisława nie była naiwną osiemnastolatką miała wtedy trzydzieści dwa lata. Zanim się poznaliśmy, miała swoje życie. Ale dlaczego oddała dziecko? Jak można z tym żyć?

Dzięki znajomościom gwałtownie odnalazłem dom dziecka, gdzie przebywała Hanna Szymańska.
Dyrektor przedstawił mi roześmianą dziewczynkę:
Poznajcie, nasza Hania Szymańska zwrócił się do niej. Ile masz lat, kochanie?
Nie sposób było nie zauważyć, iż dziewczynka zezowała. Żal ścisnął mi serce. Już wtedy czułem, iż to moje dziecko córka ukochanej kobiety. Jak mawiała babcia:
Choć krzywe, ale swoje.

Hania śmiało podeszła bliżej:
Cztery latka. Ty jesteś mój tatuś?
Zawahałem się. Co odpowiedzieć dziecku, które w każdym mężczyźnie widzi ojca?
Haniu, porozmawiajmy. Chciałabyś mieć mamę i tatę? głupie pytanie, ale już chciałem ją przytulić i zabrać do domu.
Tak! Zabierzesz mnie? spojrzała na mnie z ufnością.

Zabiorę, ale trochę później. Poczekasz, kotku? miałem łzy w oczach.
Poczekam. Nie oszukasz? z powagą zapytała.
Nie oszukam pocałowałem ją w policzek.

W domu opowiedziałem wszystko żonie.
Bronisławo, nie obchodzi mnie przeszłość, ale Hanię musimy zabrać. Adoruję ją.
A mnie spytałeś? Chcę tę dziewczynkę? I jeszcze zezuje! Bronisława podniosła głos.
To twoja córka! Zrobimy operację, wszystko się naprawi. Pokochasz ją zszokowała mnie jej postawa.
W końcu niemal siłą przekonałem ją do adopcji.

Minął rok, zanim zabraliśmy Hanię do domu. Często ją odwiedzałem, zdążyliśmy się zaprzyjaźnić. Bronisława wciąż się wzbraniała, ale nalegałem, by dokończyć formalności.
Wreszcie nadszedł dzień, gdy Hania przekroczyła próg naszego mieszkania. Wszystko ją zachwycało. Po półtora roku leczenia jej wzrok się poprawił. Cieszyłem się, iż nie potrzebowała operacji. Z dnia na dzień stawała się podobna do matki. Byłem szczęśliwy w domu miałem dwie piękności: żonę i córkę.

Lecz po roku Hania wciąż nie mogła nasycić się domem. Chodziła spać z paczką ciastek. Bronisławę to drażniło, mnie zdumiewało.
Próbowałem scalać rodzinę, ale Żona nigdy nie pokochała córki. Bronisława kochała tylko siebie jak zamrożone ja.
Kłóciliśmy się coraz częściej, a źródłem sporów była Hania.
Po co wciągnąłeś tę dziką do naszego domu? Nigdy nie będzie normalna! krzyczała żona.

Kochałem Bronisławę, nie wyobrażałem sobie bez niej życia. Choć matka mówiła:
Synu, to twoja sprawa, ale widzieliśmy ją z innym. Nie zaznasz z nią szczęścia. Bronisława jest fałszywa. Ciebie zdradzi.
Gdy kochasz, nie widzisz wad. Bronisława była moim ideałem. Pęknięcie nastąpiło, gdy w domu pojawiła się Hania.
Otworzyła mi oczy. Zszokował mnie chłód żony.
Próbowałem ochłonąć, ale nie potrafiłem. Pewnego dnia przyjaciel poradził:

Słuchaj, jeżeli chcesz ostudzić uczucia do kobiety, zmierz ją krawieckim centymetrem.
Żartujesz? zdziwiłem się.
Zmierz biust, talię, biodra. W ten sposób się odkochasz śmiał się.
Postanowiłem spróbować.
Bronisławo, podejdź, zmierzę cię zawołałem.

Spodziewać się nowej sukienki? zapytała.
Tak poważnie mierzyłem jej wymiary.
Eksperyment się nie udał. Kochałem ją tak samo.

Wkrótce Hania zachorowała. Miała gorączkę, płakała, ciągnąc się za Bronisławą z lalką Zosią. Cieszyłem się, iż zamiast ciastek trzymała zabawkę.
Lecz pewnego dnia żona wyrwała lalkę i wyrzuciła ją przez okno.
Mamo, to moja Zosia! Zamarznie! Hania wybuchnęła płaczem.
Pobiegłem na dół. Lalka wisiała na gałęzi. Zdjąłem ją, otrzepałem śnieg. Krople topniejącego śniegu wyglądały jak łzy.

Wróciłem do domu z duszą na ramieniu. Bronisława siedziała spokojnie, czytając gazetę. Wtedy moja miłość do niej umarła. Zrozumiałem, iż jest piękną, ale pustą opakowaniem.

Rozstaliśmy się. Hania została ze mną, Bronisława choćby nie protestowała.
Spotkaliśmy się później. Powiedziała ze śmiechem:
Byłeś tylko trampoliną.
Miałaś błyszczące oczy, Bronisławo, ale czarną duszę odparłem spokojnie.

Wkrótce wyszła za bogatego biznesmena.
Szkoda jej męża. Takiej kobiecie nie wolno być matką skwitowała moja mama.

Hania początkowo tęskniła, ale moja nowa żona, Weronika, otoczyła ją ciepłem. Jakby prawdziwa matka odrzuciła ją po raz drugi. Dla mnie to było niepojęte.

Dziś Weronika kocha Hanię i naszego syna, Janka, bezgranicznie.

Idź do oryginalnego materiału