Czy twój autobus już przyjechał? – spytał pośpiesznie przechodzień.

newsempire24.com 13 godzin temu

**Dziennik osobisty**

Czy twój autobus już przyjechał? zapytał zdyszany mężczyzna.
Proszę pani, może wie pani, czy ostatni autobus już odjechał? do przystanku podbiegł zmęczony człowiek. Nie młokos, ale mężczyzna dobrze po pięćdziesiątce, w sportowej kurtce i dżinsach, z wysłużoną torbą przewieszoną przez ramię. Zwykła twarz z wąsami, których Halina Nowak nigdy nie lubiła. Odwróciła się, nie odpowiadając.

Proszę pani, tak trudno odpowiedzieć? Czy ostatni autobus już odjechał? Przecież pani też na niego czeka? mężczyzna złapał oddech i rzucił ciężki plecak na ławkę obok Haliny Nowak.

Na nic nie czekam odparła zirytowana, ale w następnej chwili pomyślała, iż jest już późno i nigdy nie wiadomo, kim jest ten człowiek. Zmieniła ton: Jakiś autobus odjechał pięć minut temu, nie zwróciłam uwagi.

No to koniec! mężczyzna pląsnął na ławkę tak gwałtownie, iż Halina Nowak przestraszyła się, iż się zaraz złamie, i poderwała się.

Też pani się spóźniła? mężczyzna nie dawał za wygraną, wręcz zaczynał być natrętny!

Halina poprawiła płaszcz i postanowiła wracać do domu. Było już późno.

Godzinę wcześniej ogarnął ją dziwny impuls, by wyjść na zewnątrz. Zabrakło jej powietrza, poczuła się samotna, choć nigdy tak nie było.

Przez całe życie Halina Nowak żyła sama i była z tego powodu szczęśliwa. Przyjaciółki wychodziły za mąż, rodziły dzieci, ale ona tego nigdy nie pragnęła. Gdy wspominała matkę, która na wsi rodziła jedno po drugim, aż w końcu troje oddała do internatu, a Halina najstarsza uciekła do miasta. Skończyła zawodówkę, została księgową i całe życie przepracowała w centralnej kawiarni miasta. Złota Jesień wesoła muzyka, smaczne jedzenie!

Najpierw była zwykłą księgową, potem główną aż do emerytury. Wesela, jubileusze nigdy się nie nudziła. Dobra pensja, smaczne jedzenie, kupiła mieszkanie, wakacje nad morzem innego życia Halina Nowak nie pragnęła.

Rok temu nowy właściciel kawiarni oznajmił, iż Halina nie nadąża za nowymi metodami pracy i wiele rzeczy mu nie pasuje.

I wysłał ją na emeryturę, choć sama Halina Nowak wcale nie planowała odejść.

Najpierw szukała innej pracy. Potem zrozumiała, iż to, co oferują, jej nie odpowiada, a tam, gdzie by chciała, potrzebują młodych.

Machnęła ręką trudno, ma swoje oszczędności, niewielkie, ale wystarczy. Tak oto weszła w najswobodniejszy okres swojego życia.

Na początku było wspaniale żyła bez planów, bez budzika, chodziła na wycieczki, a choćby zapisała się na nordic walking w parku.

Ale nagle to ją zmęczyło i tej nocy po prostu wyszła na ulicę i usiadła na przystanku.

Samochody mijały ją z hukiem, światła latarni oświetlały chodniki, ludzie szli, rozmawiali, a ona siedziała i czuła, jakby jej wcale nie było, jakby istniało tylko to hałaśliwe miasto. Żyło swoim życiem, a jej własne nie miało znaczenia!

I była nikomu niepotrzebna, absolutnie nikomu, ani jednej osobie na całym świecie!

Aż nagle ten mężczyzna!

Pani też nie ma gdzie nocować? Ja już którąś noc spędzam na ławce, rano jadę. Mieszkam za miastem, pracuję na zmiany spóźniłem się, no i noce były ciepłe, ale dziś chłodno! Ale nic, mam kanapki z kiełbasą, niech się pani nie boi. Proszę, chleb świeży, kiełbasa dobra, a ja zaraz wyjmę termos, wypijemy gorącą herbatę, z cukrem, rozgrzejemy się.

Mężczyzna nie wiadomo skąd zmienił ton i wcisnął kanapkę w rękę Halinie. Chciała odmówić, ale nagle zdała sobie sprawę, iż jest straszliwie głodna. Nie jadła kolacji, a na obiad ledwo co przekąsiła. Wzięła kęs jakie to pyszne! Dawno nie kupowała kiełbasy starała się trzymać diety, a tu chleb pachnący, a kiełbasa… mniam!

Mężczyzna zaśmiał się dobrodusznie:

No i jak, smakuje? Trzymaj, herbata gorąca, uważaj, żeby się nie poparzyć. Jak pani na imię?

Halina Nowak odpowiedziała z pełnymi ustami, a on uśmiechnął się szeroko.

Halina! A ja wujek Marek, to znaczy Marek Kowalski. Kiedyś pracowałem w fabryce, zwolnili, teraz jestem ochroniarzem, na dzienne zmiany. I tak jakoś idzie, matka chora, staruszka, więc na leki zarabiam, może jeszcze pożyje. Była rodzina, ale zniknęła syn dorósł, żona odeszła do innego, no i tak sobie żyję! westchnął, uśmiechnął się, ale w jego oczach pojawił się smutek.

A do domu daleko? Może wezwę pani taksówkę? Mnie to daleko, w nocy za miasto nie jeżdżą, podwójna stawka za drogo. Pani powinno starczyć. Wujek Marek spojrzał na nią z uśmiechem, a Halinie nagle przypomniał się kolega z podstawówki, Jasiek, który zawsze przynosił jej kanapki, bo była wiecznie głodna. Patrzył na nią tak samo życzliwie, trochę z przekąsem. Teraz znów czuła się jak młoda dziewczyna, jakby nie było tego całego życia, kawiarni Złota Jesień, jakby nikt jej nie wysłał na emeryturę.

Halina skończyła kanapkę, popiła gorącą, słodką herbatą i nagle powiedziała, sama nie wiedząc skąd:

Chodźmy do mnie, wujku Marku. Nie będziesz spał na ławce. To moje mieszkanie, nie trzeba nigdzie jechać. Tylko zachowuj się przyzwoicie, bo ręka ciężka, nie myśl, iż stara!

Mężczyzna spojrzał na nią zdumiony, potem na budynek za jej plecami, znów na Halinę.

A po co tu siedziałaś? Na co czekałaś?

Na nic nie czekałam, nie ma już na co czekać. Idziesz, czy nie? Halina odwróciła się i ruszyła w stronę domu. Marek Kowalski zebrał się w sobie, podniósł torbę.

No jakże inaczej? Nieładnie! Ale ja… ale nie myśl, że… ja na podłodze, w kącie, a rano od razu jadę. Dziękuję, bo jednak zimno. Ruszył za Haliną, kręcąc głową ze zdziwienia.

Rano Halina obudziła się od dziwnego stukania. Wyszła z pokoju Marek już był na nog

Idź do oryginalnego materiału