„Myślałam, iż znowu jesteśmy razem?” – Zuza przytuliła się do Krzysia.
„No jak? Wyglądam dobrze, prawda?” – Ola kręciła się przed lustrem, przymierzając spodnie. „Zuzka, dość już tego cierpienia. Wyjedź gdzieś, zmień otoczenie, oderwij się, zakochaj w końcu.” – Ola wsunęła ręce do kieszeni i ugięła jedną nogę w kolanie. „Nie, zdecydowanie mi się podobają. jeżeli nie żal ci, to wezmę je. Dzięki.” – Podskoczyła do Zuzi, usiadła obok niej na kanapie, objęła ją i cmoknęła w policzek.
Zuza westchnęła, wstała i podeszła do lustra.
„Masz rację, wyglądam okropnie. Schudłam, jestem blada. To ja zaproponowałam rozstanie, a teraz żałuję. Przekonałaś mnie. Jutro napisę podanie o urlop. Nie, najpierw kupię bilety na najbliższą datę, a potem podanie.” – Zuza pierwszy raz tego wieczoru się roześmiała.
„Brawo, wreszcie rozsądna decyzja.” – Ola poklepała przyjaciółkę po ramieniu.
Uśmiech odmienił Zuzę. Śmiały się nie tylko usta, ale i oczy, zamieniając się w wąskie szczeliny, z których tryskały iskry radości. „Wesoła diabełka” – mawiała Ola. Tylko iż Zuza ostatnio uśmiechała się rzadko.
Właśnie za ten śmiech Krzyś ją pokochał. Siedziały z Olą na ławce w parku przy biurze, jadły lody i śmiały się z czegoś. Mijał je chłopak, rzucił okiem, a potem długo się oglądał. One zaśmiały się jeszcze głośniej i zaraźliwiej.
Dwa dni później znów siedziały na tej samej ławce. Chłopak podszedł do nich celowo. Stanął przed Zuzą i przywitał się.
„A ty kto?” – spytała bezceremonialna Ola, i znów wybuchnęły śmiechem.
„Jestem Krzysztof. Przychodziłem tu codziennie, licząc, iż was spotkam. Dwa dni temu siedziałyście na tej ławce… Wasz śmiech…” – Nie spuszczał z Zuzi wzroku.
Ona nagle zrozumiała, iż mówi poważnie, iż mu się podobasz, iż boi się jej ostrej odprawy. Uśmiechnęła się, a gdy on otworzył usta z zachwytem, wybuchnęła śmiechem. Nie szyderczo, ale szczęśliwie – bo nikt nigdy nie patrzył na nią tak, jak on. Z przyzwolonych oczu tryskały figlarne iskry. Później mówił, iż to dlatego pokochał ją, a nie Olę, która była bardziej efektowna.
Krząś zdobył ją swoim zachwytem, uwagą, miłością. Zamieszkali razem i spędzili ze sobą dwa lata. A potem… Czas było się oświadczyć lub rozejść. Ich związek stał się zbyt przewidywalny, codzienny.
Krząś zamilkł, jej śmiech już na niego nie działał. I Zuza uznała, iż jego miłość przeminęła. Nie czekała, aż jej to powie – sama zaproponowała rozstanie.
Sprzeciwiał się, ale słabo. W końcu spakował rzeczy i wyszedł. Po dwóch tygodniach Zuza zrozumiała swój błąd. Bez Krzysia było jeszcze gorzej. Po miesiącu wariowała z tęsknoty, a po dwóch – wiedziała, iż nie może bez niego żyć.
Wtedy wpadła Ola, narzekając, iż chłopak zaprosił ją na koncert. Kupiła piękną bluzkę, ale żadne spodnie do niej nie pasowały. Zuza zaproponowała swoje – były już na nią za luźne po rozstaniu.
„To odzyskaj go, zanim ktoś inny go nie złapie.” – radziła Ola.
„Nie. Wtedy pomyśli, iż jestem od niego zależna. Jakbym mu się podporządkowała.” – Zuza zamyśliła się.
„Przecież to fajne – podporządkować się ukochanemu.”
„A jeżeli znów poczuję nudę i chłód?”
„Za dużo myślisz. Włącz laptopa i szukaj biletów.”
Bilety znalazły się niespodziewanie – tanie, w dobre miejsce i termin – za dwa tygodnie.
Zuza przekonała szefa, by podpisał jej urlop, tłumacząc, iż zwariuje, jeżeli nie wyjedzie. Trochę się bała jechać sama. Zwykle podróżowała z rodzicami, z Krzysiem, z Olą i jej chłopakiem.
„Jesteś dorosła, mądra, ale uważaj na siebie.” – ostrzegała Ola na peronie.
Samolotem? Tylko do Krakowa – tam drogo i tłoczno. WolZuza wsiadła do pociągu, patrząc przez okno na mokre od deszczu perony, i powoli zaczęła rozumieć, iż prawdziwe szczęście nie polega na szukaniu nowych wrażeń, ale na docenianiu tego, co już się ma.