Czy to tylko mi się wydaje, czy znów jesteśmy razem?

newsempire24.com 13 godzin temu

„Czy mi się wydaje, czy znowu jesteśmy razem?” – Wanda przytuliła się do Krzysia.

„No jak? Wygląda nieźle, prawda?” – Basia kręciła się przed lustrem, przymierzając spodnie. „Wandziu, przestań się już męczyć. Wyjedź gdzieś, zmień otoczenie, oderwij się, zakochaj w końcu.” – Basia wsunęła ręce w kieszenie i zgięła jedną nogę w kolanie. „Nie, zdecydowanie mi się podobają. jeżeli ci nie szkoda, to je wezmę. Dziękuję.” – Podskoczyła do Wandy, usiadła obok niej na kanapie, objęła ją i cmoknęła w policzek.

Wanda westchnęła, wstała i podeszła do lustra.

„Masz rację, wyglądam okropnie. Schudłam, jestem blada. To ja pierwsza chciałam zerwania, a teraz żałuję. Przekonałaś mnie. Jutro napiszę podanie o urlop. A nie, najpierw kupię bilety na najbliższy termin, a potem podanie.” – Pierwszy raz od wieczoru się uśmiechnęła.

„No i dobrze, o to chodzi” – Basia poklepała ją po ramieniu.

Uśmiech przemienił Wandę. Śmiały się nie tylko usta, ale i oczy, zwężone w wesołe szparki, w których iskrzyła radość. „Prawdziwa błazenka” – mawiała Basia. Tylko iż Wanda w ostatnich miesiącach rzadko się śmiała.

Właśnie za ten śmiech Krzyś się w niej zakochał. Siedziały z Basią na ławce w parku pod biurem, jadły lody i śmiały się z jakiejś głupoty. Przechodził chłopak, spojrzał na nie, a potem długo się oglądał. One zaś wybuchnęły śmiechem jeszcze głośniejszym i bardziej zaraźliwym.

Dwa dni później znów siedziały na tej samej ławce. Tym razem podszedł do nich celowo. Stanął przed Wandą i przywitał się.

„A pan kto?” – zapytała bezceremonialna Basia i znów parsknęły śmiechem.

„Jestem Krzysztof. Przychodziłem tu każdego dnia, licząc, iż was znów spotkam. Siedziałyście tu dwa dni temu… Ten wasz śmiech…” – Nie spuszczał z Wandy wzroku.

Nagle zrozumiała, iż mówi poważnie, iż jej się podoba, iż boi się jej ostrej odprawy. Uśmiechnęła się, a gdy on otworzył usta z zachwytem, roześmiała się beztrosko. Nie drwiąco, ale szczęśliwie, bo nikt nigdy nie patrzył na nią tak jak on. Potem opowiadał, iż to właśnie ta iskra w jej spojrzeniu sprawiła, iż zakochał się w niej, a nie w Basi, choć ta była efektowniejsza.

Krzyś zdobył ją swoim zachwytem, uwagą, miłością. Zamieszkali razem i żyli szczęśliwie przez dwa lata. Aż w końcu… Czas było się oświadczyć lub rozstać, pójść każdy swoją drogą. Ich relacja stała się zbyt codzienna, zbyt przyzwyczajona.

Krzyś zamilkł, jej śmiech już na niego nie działał. Wanda więc uznała, iż jego miłość przeminęła. Nie czekała, aż jej to powie – sama zaproponowała rozstanie.

Sprzeciwiał się, ale słabo. W końcu spakował rzeczy i wyszedł. Dwie tygodnie później Wanda zrozumiała swój błąd. Bez Krzysia było jeszcze gorzej. Po miesiącu dusiła się z tęsknoty, a po dwóch wiedziała już, iż bez niego nie da rady żyć.

I wtedy przyszła Basia, narzekając, iż chłopak zaprosił ją na koncert. Kupiła sobie elegancką bluzkę, ale do niej żadne spodnie nie pasowały. Wanda zaproponowała, iż odda swoje – i tak były za duże po tym, jak przez Krzysia schudła.

„To go odzyskaj, zanim nie zwiąże się z jakąś…” – rzuciła Basia.

„Nie. Wtedy będzie myślał, iż jestem od niego zależna, iż mu się podporządkowuję” – odpowiedziała zamyślona Wanda.

„A to co złego? Podporządkować się ukochanemu facetowi?”

„A jeżeli wrócimy i znów poczuję nudę i chłód?”

„Za dużo kombinujesz. Otwieraj laptop i szukajmy biletów” – stwierdziła Basia.

Bilety znalazły się niespodziewanie – niedrogie, tam, gdzie trzeba, i w dobrym terminie – za dwa tygodnie.

Wanda przekonała szefa, by podpisał jej urlop, mówiąc, iż oszaleje, jeżeli nie wyjedzie na chwilę z miasta. Trochę się bała jechać sama na południe. Wcześniej podróżowała z rodzicami, z Krzysiem, z Basią i jej chłopakiem, ale sama – nigdy.

„Jesteś dorosła, rozsądna, ale i tak uważaj na siebie” – instruowała ją Basia na peronie.

Od samolotu Wanda od razu odmówiła. Tylko do Krakowa, a tam drogo i tłoczno, a jej marzyło się odosobnienie. Lepiej pociągiem. Leżeć na pryczy i wpatrywać się w migające za oknem pejzaże. Albo drzemać pod kołysanie wagonu, śniąc o morzu. A gdy wysiądzie – wdychać ciepłe, słone powietrze, od razu rzucić się w fale…

Nie chciała już poważnych, długich związków. Miłość często przynosi ból, rozczarowanie i strach, iż kiedyś się skończy, iż znów trzeba zaczynać od nowa…

„Masz prawie trzydzieści. Minął czas, gdy wszystko było przed tobą. Trzeba zrozumieć, iż uczucia się zmieniają, iż nie mogą być idealne, tak jak ludzie. Wzajemna miłość to rzadkość. Trzeba wybrać, co ważniejsze – kochać czy być kochaną. Więc bierz, co życie daje, i ciesz się tym. Nie myśl, co będzie dalej…” – mówiła Basia, a Wanda wciąż wypatrywała Krzysia.

W przedziale spotkała starsze małżeństwo z nastoletnim wnukiem. Chudy, pryszczaty chłopak gapił się na nią bez przerwy. Ona najpierw odwracała wzrok, udając, iż nie widzi. W końcu znudziło ją to, więc i ona zaczęła się w niego wpatrywać, wpędzając go w zakłopotanie. Wygrała – przestał się tak natarczywie gapić.

Dziadek przez całą drogę spał lub rozwiązywał krzyżówki. Babcia narzekała, iż syn się rozwiódł, oboje zajęci nowymi związkami, a chłopaka wrzucili im. A oni już starzy, co mogą mu dać? No i jeszcze wysłali ich wszystkich nad morze…

Dojechali bez problemów. Wanda długo szukała pokoju – by dom był nad brzegiem, by z okna widać było morze, by budzić się przy szumie fal i krzykach mew.

I znalazła, choć daleko od głównej plaży. I dobrze. Kąpać się i opalać w samotności lepiej niż wśród opalonych ciał i wrzasków dzieci. Całe dniePo powrocie do domu, gdy otworzyła drzwi swojej mieszkania, zobaczyła Krzysia stojącego w holu z bukietem polnych kwiatów i tym samym uśmiechem, który kiedyś skradł jej serce.

Idź do oryginalnego materiału