Czy to mi się wydaje, czy znów jesteśmy razem?

newsempire24.com 1 dzień temu

„Czy mi się wydaje, czy znów jesteśmy razem?” – Justysia przytuliła się do Krzysia.

„No jak? W porządku, prawda?” – Ewa obracała się przed lustrem, przymierzając spodnie. – „Justka, dość już tego cierpienia. Wyjedź gdzieś, zmień otoczenie, oderwij się, zakochaj wreszcie.” Ewa wsunęła ręce do kieszeni i ugięła jedną nogę w kolanie. – „Nie, zdecydowanie mi się podobają. jeżeli ci nie szkoda, to je wezmę. Dzięki.” Podskoczyła do Justki, usiadła obok na kanapie, przytuliła ją i cmoknęła w policzek.

Justka westchnęła, wstała z kanapy i podeszła do lustra.

„Masz rację, wyglądam okropnie. Schudłam, jestem blada. To ja pierwsza rzuciłam, a teraz żałuję. Przekonałaś mnie. Jutro napisę podanie o urlop. Nie, najpierw kupię bilety na najbliższą datę, a potem zgłoszę urlop.” Justka pierwszy raz tego wieczoru się uśmiechnęła.

„No i dobrze, no i słusznie” – pochwaliła ją Ewa.

Uśmiech odmienił Justkę. Uśmiechały się nie tylko usta, ale i oczy. Zmieniały się w wąskie szparki, w których błyskały iskry radości. „Wesoła diabełka” – mawiała Ewa. Tylko iż Justka ostatnio rzadko się uśmiechała.

Właśnie przez ten śmiech Krzyś się w niej zakochał. Siedziały z Ewą na ławce w parku przy pracy i jadły lody. I śmiały się z czegoś. Obok przechodził chłopak, rzucił okiem na dziewczyny i długo się oglądał. A one wybuchnęły jeszcze głośniejszym, zaraźliwym śmiechem.

Dwa dni później znów siedziały tam, jedząc lody. Chłopak podszedł celowo. Zatrzymał się przed Justką i przywitał.

„A ty kto?” – spytała bezceremonialna Ewa, i znów wybuchnęły śmiechem.

„Jestem Krzysztof. Przychodziłem tu codziennie, żeby was znowu spotkać. Dwa dni temu siedziałyście na tej ławce… Wasz śmiech…” – Nie spuszczał z Justki wzroku.

Nagle zrozumiała, iż mówi poważnie, iż mu się podoba, iż boi się jej ostrej odprawy. Uśmiechnęła się, a gdy on otworzył usta z zaskoczeniem i zachwytem, roześmiała się figlarnie. Nie drwiąco, nie, ale szczęśliwie, bo nikt wcześniej tak na nią nie patrzył. Ze zmrużonych oczu trysnęły figlarne iskry. Później tłumaczył, dlaczego zakochał się w niej, a nie w Ewie, która była bardziej efektowna.

Krzesiek zdobył ją tym zachwytem, uwagą, miłością. Zamieszkali razem i byli razem dwa lata. A potem… Czas było albo się oświadczyć, albo się rozstać. Ich związek stał się zbyt zwyczajny, codzienny.

Krzesiek zamilkł, jej śmiech już na niego nie działał. Justka uznała, iż jego miłość minęła, nie czekała, aż jej to powie, sama zaproponowała rozstanie.

Opierał się, ale słabo, w końcu zabrał rzeczy i wyszedł. Po dwóch tygodniach Justka zrozumiała swój błąd. Bez Krzysia było jeszcze gorzej. Po miesiącu wspinała się po ścianach z tęsknoty, a po dwóch zrozumiała, iż bez niego żyć nie może.

Wtedy przyszła Ewa, narzekając, iż chłopak zaprosił ją na koncert. Kupiła elegancką bluzkę, ale żadne spodnie nie pasowały. Justka zaproponowała swoje – były za duże po przeżyciach z Krzesiem.

„To wróć do niego, zanim nie zadarł z jakąś…” – radziła Ewa.

„Nie. Będzie myślał, iż odeń zależę, iż mu się podporządkowuję” – zamyśliła się Justka.

„To świetnie – podporządkować się ukochanemu!”

„A jeżeli znów będę się nudzić i poczuję, iż ochłódł?”

„Za dużo sobie dopowiadasz. Włącz laptopa i szukaj biletów” – powiedziała Ewa.

Bilety znalazły się niespodziewanie, tanie, tam, gdzie trzeba, i w dobrym terminie – za dwa tygodnie.

Justka przekazała szefowi, iż zwariuje, jeżeli nie wyjedzie. Trochę się bała jechać sama na południe. Wcześniej jeździła z rodzicami, z Krzesiem, z Ewą i jej chłopakiem, ale nigdy sama.

„Jesteś dorosła, rozsądna, ale uważaj na siebie” – instruowała ją Ewa na peronie.

Z samolotu zrezygnowała od razu. Tylko do Zakopanego, a tam drogo i gwarno, a ona chciała spokoju. Lepiej pociągiem. Leżeć na kuszetce i wpatrywać się w migający za oknem krajobraz. Albo drzemać do stukotu kół, marząc o górach. A gdy wysiądzie, wdychać górskie powietrze, rzucić się wprost w szum potoków…

Nie chciała już poważnych związków. Miłość często boli, rozczarowuje, budzi strach, iż wszystko się skończy i trzeba zaczynać od nowa…

„Za chwilę trzydziestka. Minął czas, gdy wszystko było przed tobą. Czas zrozumieć, iż związki się zmieniają, iż nie mogą być idealne, jak ludzie. Wzajemna miłość to rzadkość. Trzeba wybrać, co ważniejsze – kochać czy być kochaną. Więc korzystaj z tego, co jest. Po prostu żyj i bądź szczęśliwa, nie myśl, co będzie dalej…” – mówiła Ewa, a Justka wciąż wypatrywała Krzysia.

W przedziale była starsza para z wnukiem. Pryszczaty chłopak gapił się na Justkę. Ona udawała, iż nie widzi. Ale w końcu i ona zaczęła się w niego wpatrywać, aż się zaczerwienił.

Dziadek spał lub rozwiązywał krzyżówki. Babcia narzekała, iż syn się rozwiódł, oboje zajęci nowymi związkami, a wnuka im podrzucili.

Dojechali bezpiecznie. Justka szukała pokoju blisko szlaków, z widokiem na góry. Znalazła – daleko od tłumów, ale co z tego? Lepiej wędrować sama niż wśród hałasu.

Spacerowała po górach, medytowała, patrząc na szczyty. Opaliła się, znów wypiękniała. I wtedy spotkała przystojnego mężczyznę. Znudziła się samotnością, ucieszyła towarzystwem. Daniel powiedział, iż od dawna ją obserwuje, iż też woli spokój. Mieli wiele wspólnego. On też po rozwodzie leczył rany w górach.

Spacerowali, jedli razem, rozmawiali. Pewnej nocy zapukał w okno.

„Przyszedłem się pożegnać” – powiedział smutno. – „Ojciec w szpitalu, rano wyjeżdżam. Nie chcę się rozstawać…”Justka zamknęła drzwi, uświadamiając sobie, iż czasem prawdziwe szczęście kryje się w tym, co zostawiliśmy za sobą, a nie w tym, co obiecują obcy ludzie.

Idź do oryginalnego materiału