Czy robisz to dla swojego dziecka? Nie musisz. Będę mieć nadzieję, podczas gdy ty nie potrafisz mnie pokochać.

newsempire24.com 2 dni temu

— Robisz to dla syna? Nie trzeba. Będę mieć nadzieję, a ty nie dasz rady mnie pokochać.

Wychodząc ze szpitala, Kinga zderzyła się w drzwiach z mężczyzną.

— Przepraszam — powiedział, wpatrując się w nią przez chwilę. W następnej sekundzie jego spojrzenie stało się pobłażliwe i pełne pogardy. Odwrócił się, jakby już o niej zapomniał.

Ileż takich spojrzeń łapała na sobie. Na smukłe, długonogie dziewczyny mężczyźni patrzyli zupełnie inaczej. Ich oczy stawały się wtedy chciwe, przyklejone do tych pięknych kobiet. Od tej niesprawiedliwości Kinga czuła palący wstyd. Czy to jej wina, iż urodziła się taka?

Gdy była mała, wszyscy zachwycali się jej pulchnymi policzkami, krągłymi nóżkami i buzią jak księżyc. W szkole, ustawiając się w rządki na wuefie, zawsze stała na początku. Przezywano ją „Świnką Peppą”, „Tłuścioszkiem”, „Arbuzem”. To i tak były łagodne przezwiska. Te najgorsze wolała wymazać z pamięci. Dzieci potrafią być okrutne. Nauczyciele widzieli, jak się z niej naśmiewają, ale nic z tym nie robili.

Kinga próbowała różnych diet, ale ciągle była głodna. Schudnięte kilogramy wracały błyskawicznie. Była ładną dziewczyną, ale nadwaga wszystko psuła.

Marzyła o tym, by zostać nauczycielką, ale porzuciła ten pomysł — bała się, iż dzieci i tak będą ją wyzywać za plecami. Po maturze poszła do szkoły medycznej. Gdy ludzie cierpią, nie obchodzi ich, jak wygląda ktoś, kto im pomaga. Ważne, żeby ulżył w bólu.

W jej grupie nie było chłopaków, a dziewczyny były zajęte sobą, zakochiwały się, wychodziły za mąż. Kinga zawsze była sama. Na zajęciach prosiły, żeby siadała w pierwszym rzędzie. Chowały się za jej plecami, żeby wykładowca ich nie wywołał.

Z zazdrością patrzyła na piękne sukienki w sklepowych witrynach. Nigdy nie będzie mogła ich nosić. Ubierała się w luźne bluzki i szerokie spódnice, by ukryć swoją figurę. Uczyła się dobrze, robiła zastrzyki sprawnie i bezboleśnie. Starsze pacjentki ją za to uwielbiały.

Pewnego razu poszła z koleżankami na lodowisko. Podrostki rzucali w jej stronę niemiłe uwagi. *„Patrzcie, mors się spieszy”* — śmiali się chłopcy. Od ich rechotu Kinga miała ochotę rozpłakać się.

Mama próbowała ją swatać z synami swoich przyjaciółek. Raz czy dwa Kinga choćby poszła na randkę. Jeden facet, zobaczywszy ją, udawał, iż nikogo nie czeka, i demonstracyjnie odwrócił się plecami. Drugi, zanim się poznali, zaczął ją obmacywać. Kinga go odepchnęła, a on wylądował w kałuży. *„Czego się drożysz? Zrobiłem ci przysługę. Kogo ty taką obchodzisz?”* — wrzeszczał za nią. Łzy dusiły Kingę. Od tamtej pory nie chodziła na randki. Lepiej być samej.

W mediach społecznościowych ustawiła sobie zdjęcie Fiony z *Shreka*. Gdy jakiś chłopak zapytał w komentarzu, jak wygląda naprawdę, Kinga odparła, iż tak samo, tylko nie jest zielona. Potraktował to jako żart. *„Pewnie masz dość nachalnych fanów, więc odstraszasz ich takim awatarem”* — napisał i zaprosił ją na spotkanie. Kinga natychmiast przerwała rozmowę.

Pewnego razu na korytarzu oddziału wpadł na nią sześcioletni chłopiec.

— Gdzie tak pędzisz? Tu są chorzy ludzie, nie wolno hałasować — powiedziała, łapiąc go za rękę.

— Chciałem się poślizgać na wykładzinie — przyznał szczerze.

— Z kim jesteś?

— Z tatą, u babci. A gdzie tu toaleta? — zapytał.

— Chodź, pokażę. — Kinga zaprowadziła go na koniec korytarza. — Dasz radę sam?

Chłopiec rzucił jej pobłażliwe spojrzenie. Nie obraziła się na tego małego mężczyznę. Za chwilę usłyszała spłukiwanie wody, a chłopiec wrócił.

— Teraz zaprowadzisz mnie do swojej babci — powiedziała.

Chłopiec westchnął i powlókł się obok niej. Zatrzymał się przed jedną z sal. Zrobił poważną minę i przyłożył palec do ust. Kinga obserwowała go, powstrzymując uśmiech.

— Tutaj chyba — wskazał na drzwi sali numer cztery.

— Chyba? Więc wybiegłeś i nie zapamiętałeś numeru? A może nie znasz cyfr? — Kinga zdziwiła się, bo to była męska sala.

— Znam wszystko, jestem duży. Znam choćby litery. To tam — pokazał na drzwi z piątką.

— A ty mały cwaniaku — Kinga udawała, iż jest zła.

Chłopiec roześmiał się beztrosko. — Jak masz na imię?

— Kacper — zdążył odpowiedzieć, gdy otworzyły się drzwi sali piątej i na progu stanął wysoki, przystojny mężczyzna.

Spojrzał surowo na chłopca.

— Kacper, co tak długo? — Wtedy zauważył Kingę. Jednym szybkim spojrzeniem ocenił jej wygląd i natychmiast stracił zainteresowanie. — Rozrabiał?

Ileż takich obojętnych, pełnych pogardy spojrzeń widziała Kinga.

— Nie rozrabiał. Nie krzycz na niego — powiedziała z wyrzutem i odeszła.

— Chodź, pożegnaj się z babcią, już czas — usłyszała za sobą.

Następnego dnia Kacper z tatą znów odwiedzili babcię. Mężczyzna przeszedł obok Kingi, choćby na nią nie patrząc. Pokazała mu język, gdy był odwrócony. Wtedy Kacper się obejrzał, roześmiał i pokazał kciuk w górę. Kinga uśmiechnęła się i pomachała mu.

Po ciszy poobiedniej weszła do sali piątej.

— Dziś pani dobrze wygląda, pani Danuto. Był wnuczek? — zapytała Kinga.

— Widziała go? Prawda, iż wspaniały chłopiec? Tak bardzo chcę dożyć, by zobaczyć, jakim stanie się człowiekiem.

— Jeszcze pani będzie niańczyć prawnuki — powiedziała Kinga, udając optymizm.

— Oby. Martwię się o niego. Rośnie bez matki — westchnęła pani Danuta.

— Jego mama…

— Nie, nie umarła. Uciekła, porzucając syna.

— Powiedziała pani „swojego”… — Kinga zdziwiła się.

— Kacper nie jest moim rodzonym wnukiem. Ale kochamy go jak własnego. Mój syn ożenił”Wtedy Kinga pomyślała, iż może właśnie w tej niezwykłej rodzinie, która przyjęła małego Kacpra jak swoje dziecko, znajdzie miejsce, gdzie w końcu ktoś zobaczy w niej nie tylko ciało, ale przede wszystkim serce.”

Idź do oryginalnego materiału