Czy postanowiła odejść na dobre: utracona miłość czy tylko chwilowe trudności?

polregion.pl 2 godzin temu

Postanowiła nie zwlekać dłużej: czy to stracona miłość, czy tylko chwilowe trudności?

Magda nie mogła już tego znieść. Nie rozumiała, dlaczego Marek stał się tak obojętny może przestał ją kochać? Tej nocy znów wrócił późno i położył się spać w salonie.

Rano, przy śniadaniu, Magda usiadła naprzeciw niego.

Marku, możesz mi powiedzieć, co się dzieje?

Co nie tak?

Pił kawę, unikając jej wzroku.

Od kiedy urodzili się chłopcy, bardzo się zmieniłeś.

Nie zauważyłem.

Marku, żyjemy jak sąsiedzi od dwóch lat, naprawdę tego nie widzisz?

Słuchaj, czego chcesz? W domu wszędzie porozrzucane zabawki, śmierdzi jakimś mlekiem, dzieci wrzeszczą Myślisz, iż to komukolwiek pasuje?

Marku, to przecież twoje dzieci!

Zerwał się i nerwowo zaczął chodzić po kuchni.

Normalne żony rodzą jedno dziecko, żeby spokojnie bawiło się w kącie i nie przeszkadzało. A ty od razu dwa! Mama mnie ostrzegała, ale nie słuchałem takie jak ty tylko się rozmnażają!

Jakie to ja, Marku?

Bez celu w życiu.

Ale to ty kazałeś mi rzucić studia, bo chciałeś, żebym poświęciła się rodzinie!

Magda opadła na krzesło. Po chwili ciszy dodała:

Myślę, iż powinniśmy się rozwieść.

Zastanowił się i odparł:

Zgoda. Tylko umówmy się nie będziesz żądać alimentów. Sam ci dam pieniądze.

Odwrócił się i wyszedł z kuchni. Chciała wybuchnąć płaczem, ale nagle z pokoju dzieci dobiegł hałas. Bliźniacy obudzili się i domagali się uwagi.

Minął tydzień. Spakowała rzeczy, zabrała chłopców i wyprowadziła się do małego mieszkania w bloku, które odziedziczyła po babci.

Sąsiedzi byli nowi, więc Magda postanowiła się przedstawić.

Z jednej strony mieszkał ponury, choć jeszcze nie stary mężczyzna, z drugiej energiczna sześćdziesięciolatka. Najpierw zapukała do drzwi mężczyzny:

Dzień dobry! Jestem nową sąsiadką, chciałam się poznać, kupiłam ciasto, może pan przyjdzie do kuchni na herbatę?

Starała się uśmiechać. Mężczyzna obrzucił ją wzrokiem, po czym mruknął:

Nie jem słodyczy. I zatrzasnął drzwi przed jej nosem.

Wzruszyła ramionami i poszła do Zofii Nowak. Ta zgodziła się przyjść, ale tylko po to, żeby wygłosić swoje.

Otóż lubię odpoczywać w dzień, bo wieczorem oglądam seriale. Mam nadzieję, iż pańskie dzieci nie będą przeszkadzać hałasem. Bądź tak miła, nie pozwalaj im biegać po korytarzu, niech niczego nie dotykają, nie brudzą i nie niszczą!

Mówiła długo, a Magda z goryczą pomyślała, iż nie czeka ją tu słodki początek nowego życia.

Zapisała chłopców do przedszkola, a sama znalazła tam pracę jako pomoc wychowawcy. To było wygodne pracowała do godziny, gdy trzeba było odebrać Krzysia i Tomka. Płacili mało, ale przecież Marek obiecał pomóc.

Przez pierwsze trzy miesiące, gdy trwały rozwody, rzeczywiście czasem przysyłał pieniądze. Ale potem, gdy sprawa się zakończyła, przestał. Magda już od dwóch miesięcy nie mogła zapłacić rachunków.

Stosunki z Zofią Nowak pogarszały się z dnia na dzień. Pewnego wieczoru, gdy Magda karmiła chłopców w kuchni, weszła sąsiadka w atłasowym szlafroku.

Mój drogi, mam nadzieję, iż rozwiązaliście już swoje problemy finansowe? Nie chciałabym przez was stracić prądu czy gazu.

Magda westchnęła:

Nie, jeszcze nie. Jutro pójdę do byłego męża, wygląda na to, iż zupełnie zapomniał o dzieciach.

Zofia Nowak podeszła do stołu.

Wciąż karmicie ich makaronem wiesz, iż jesteś złą matką?

Jestem dobrą matką! A tobie radzę wtykać nos tam, gdzie nie trzeba inaczej możesz go stracić!

Wtedy Zofia Nowak zaczęła wrzeszczeć tak, iż aż uszy puchły. Na krzyki wyszedł z pokoju Jan, sąsiad z naprzeciwka. Poczekał, aż Zofia Nowak wykrzyczy, co myśli o Magdzie, dzieciach i całym świecie, po czym odwrócił się i wyszedł. Wrócił po chwili. Rzucił pieniądze na stół przed Zofią Nowak i powiedział:

Uspokój się. Masz za rachunki.

Kobieta zamilkła, ale gdy Jan znów zniknął, szepnęła do Magdy:

Pożałujesz tego!

Magda zignorowała te słowa. Ale później okazało się, iż na próżno. Następnego dnia poszła do Marka. Ten wysłuchał jej i powiedział:

Teraz mam trudny okres, nie mogę ci nic dać.

Marku, żartujesz? Muszę czymś nakarmić dzieci!

No to je karm, przecież nie zabraniam.

Złożę pozew o alimenty.

Oczywiście, złóż, moja oficjalna pensja jest taka, iż dostaniesz grosze. I postaraj się więcej mi nie zawracać głowy!

Magda wróciła do domu i płakała. Do wypłaty była jeszcze tydzień, a pieniędzy prawie nie było. Ale w domu czekała ją kolejna niespodzianka wizytacja pracownika opieki społecznej. Zofia Nowak napisała donos. Było tam napisane, iż Magda grozi jej życiu, a jej dzieci głodują i są zaniedbane.

Przez godzinę urzędnik ją przesłuchiwał, a na pożegnanie powiedział:

Muszę to zgłosić do sądu rodzinnego.

Zaczekaj, co zgłosić? Przecież nic złego nie zrobiłam.

Takie są procedury. Jest sygnał, trzeba się nim zająć.

Wieczorem Zofia Nowak znów przyszła do kuchni.

A więc, droga pani, jeżeli pańskie dzieci jeszcze raz zakłócą mi spokój w ciągu dnia, będę zmuszona zgłosić to bezpośrednio do sądu!

Co pani robi? To przecież dzieci! Nie mogą cały dzień siedzieć w miejscu!

Moja droga, gdybyś karmiła je normalnie, chciałyby spać, a nie biegać!

Wyszła z kuchni, a chłopcy przestraszeni patrzyli na matkę.

Jedzcie, kochani. Ciocia tylko żartuje, naprawdę jest dobra.

Odwróciła się do kuchenki, by otrzeć łzy, i nie zauważyła, gdy do kuchni wszedł Jan. Miał ogromną torbę. Podszedł do lodówki, w milczeniu ot

Idź do oryginalnego materiału