Ognisko nad Odrą (choć dzika ona często jest i niedostępna dla niedzielnych turystów), to nie do końca prosta i legalna rzecz. Trzeba podchodzić do tego z rozwagą, ponieważ przyroda tam jest bezcenna…
Dla kogoś, komu leży na sercu taki model wypoczynku, priorytetem będzie również bezpieczeństwo. Bowiem, gdzie jest ogień i obozowy nastrój — tam też duże ryzyko, iż coś wymknie się spod kontroli. Dobrze jest więc korzystać z miejsc biwakowych z rozwagą i najlepiej wybierać takie, które zostały do tego celu stworzone.
Ognisko nad Odrą
Ognisko teoretycznie można rozpalić wszędzie, jednak panowanie nad nim, to już kwestia pewnego rodzaju doświadczenia. Dlatego też nie jest to atrakcja dla wszystkich. Trzeba rozumieć istotę rzeczy. Płomienie nad rzeką to przygoda, ale również ogromne zagrożenie. Gorejący las nadodrzański to byłaby katastrofa. Szkody liczone w różnych wymiarach. Straty nie do ogarnięcia. Stąd tyle zakazów, gróźb karnych i ograniczeń. Według prawa nikomu nie wolno rozpalać żywego ognia w miejscach do tego nieprzeznaczonych. Inaczej nie można byłoby zapanować nad amatorskimi biwakami i ich skutkami. Legalnych miejsc grillowo-ogniskowych nad Odrą jest więc „jak na lekarstwo”. Jednak o ile już się na takie trafi, są to prawdziwe świątynie Matki Natury. Do tego mają swoich patronów, którzy czuwają nad atmosferą przybytku. Można przeżyć tam chwile, które na zawsze zostaną w sercu, a wspomnienie o nich będzie pisać takie historie…
Jak wysoki może być mandat za ognisko nad wodą lub w lesie? Według artykułu 145 kodeksu wykroczeń (zaśmiecanie i zanieczyszczanie miejsca publicznego) grzywna może wynieść aż 500 zł. Jeszcze większy mandat (1000 zł) może zostać nałożony z artykułu 144, za niszczenie roślinności.
Miejsce biwakowe. U świętego Huberta
Znajduje się tam wiata z ławkami, miejsce na ognisko i grilla. Wszystko to tuż przy starorzeczu Odry, w samym środku ogromnego lasu z trzech stron otoczonego rzeką. Prowadzi tam droga z Prawikowa i z Lubiąża. Kilka kilometrów w dziczy z buta. To prawdziwe odludzie. Bliskość natury jest tam wręcz osaczająca. Można się tym zachłysnąć, o ile lubi się takie klimaty.
Las pełen dzikiego zwierza, Odra na wyciągnięcie ręki, a jej starorzecze dosłownie obok. Wędrowiec znajdzie tam ciszę i ukojenie. Dźwięki go otaczające nie mają nic wspólnego ze światem, w którym żyje na co dzień. To „dżungla”, gdzie dobrze czują się tylko ci ludzie, którzy rozumieją przyrodę. Ten biwakowy przybytek ma swojego opiekuna.
To święty Hubert, patron myśliwych
W Polsce Hubert trafił na ołtarze w XV stuleciu, jednak jego kult w innych krajach Europy zaczął się znacznie wcześniej. Nie przez przypadek i „na siłę” jest on patronem myśliwych, ponieważ związana z nim legenda opowiada historię prawdziwie łowiecką. Tamto wydarzenie stało się również podstawą tradycji. Corocznie, 3 listopada koła łowieckie hucznie obchodzą wspomnienie o świętym Hubercie. prawdopodobnie i tutaj, w tym miejscu biwakowym realizowane są takie spotkania. Znajduje się tam kapliczka poświęcona właśnie Hubertowi. Można z niej przeczytać o legendzie, która najlepiej znana jest myśliwym.
Hubert z rodu Merowingów
Urodził się w 655 roku w Gaskonii. Od najmłodszych lat brał udział w polowaniach razem ze swoim ojcem, przez co łowiectwo stało się jego ogromną pasją, a dni spędzone w siodle — codziennością. W roku 695 Hubert polował w Górach Ardeńskich. Ścigał białego jelenia, który umykał mu przez bardzo długi czas. Okaz to był dorodny, dlatego myśliwy za nic nie chciał odpuścić. Podanie głosi, iż w pewnym momencie jeleń przystanął i odwrócił się w stronę Huberta. Zobaczył on wówczas, jak między porożem zwierzęcia jaśnieje krzyż. Niektóre wersje legendy wspominają, iż krucyfiks płonął. Wtedy przyszły święty mąż miał usłyszeć głos samego Jezusa Chrystusa, który polecił mu zaniechać polowań i oddać się służbie dla Stwórcy. Po tym wydarzeniu jego życie zmieniło się całkowicie. Porzucił dawne przyjemności i zaczął swoją chrześcijańską misję. Mówi się o nim, iż miał moc uzdrawiania chorych…
Biały Jeleń z legendy
Huberta najczęściej spotkać można w organizacjach związanych z myślistwem, ale nie jest to reguła. Przedstawia się go przeważnie w związku z legendą o białym jeleniu. Na poniższym zdjęciu — opisywana scena wyryta w kamieniu, pochodzącym ze starego przyklasztornego cmentarza w Ścinawie.
Biały jeleń z tego podania jest fundamentem kultu Huberta. Miło jest spotkać się z nim na leśnej dróżce, gdzieś w nadodrzańskich kniejach. Kapliczka z miejsca biwakowego, o którym tutaj jest mowa, to świetny temat do rozmowy przy ognisku…
Miejsce biwakowe. U świętej Jadwigi
Nie ma Dolnego Śląska bez Jadwigi. Święta związana jest z tą ziemią od wieków, a jej obecność odczuwalna na każdym kroku. Istnieją do dziś świątynie, które powoływała do istnienia, żywe są nieustannie podania o niej. Była bardzo religijna i energiczna. Realizowała się przez całe swoje życie, pozostawiając po sobie mnóstwo śladów, które do dziś są bardzo wyraźne. Jej osoba skutecznie napędza turystykę religijną i tradycję pielgrzymowania.
Wszystko, co pozostawiła po sobie, jest interesujące. Lasek świętej Jadwigi to jedno z takich miejsc, gdzie można spotkać księżnę wraz z legendą o niej…
Lasek św. Jadwigi
To pięć ha porośniętych olchą, grabem i dębem. Las mierzy około 400 metrów długości i znajduje się dwa kilometry od klasztoru w Lubiążu. Na jego terenie mieści się osiem studni. Na początku XVI stulecia cystersi rozpoczęli budowę rurociągu z tego miejsca do opactwa. Był dębowy i perfekcyjnie wykonany. Pnie drzew zostały wydrążone i połączone ze sobą żelaznymi obręczami, a średnice otworów w poszczególnych fragmentach rurociągu były takie same. To bardzo istotne, ponieważ miało to wpływ na ciśnienie wody. Precyzja, z jaką wykonano tę instalację doprowadzającą wodę z Lasku świętej Jadwigi do klasztoru cystersów, zaświadcza o tym, iż ludzie w kapturach byli doskonałymi inżynierami. Dziś ujęcie to nie jest już wykorzystywane, jednak tutejsza woda przez cały czas przez wielu ludzi uznawana jest za cudowną. Mającą moc uzdrawiania.
Legenda
Do dziś opowiada się, iż święta Jadwiga wielokrotnie przybywała do klasztoru cystersów w Lubiążu, żeby się wyspowiadać. Za każdym razem, kiedy odbywała swoją pieszą pielgrzymkę, przechodziła przez teren lasku na wzgórzu. Chodziła boso, umartwiając ciało i nie pozwalając namówić się na najmniejsze udogodnienia w podróży. Któregoś razu wracając z Lubiąża do Trzebnicy, zatrzymała się przy lasku i obróciła za siebie, aby raz jeszcze spojrzeć na klasztorne wieże. Wówczas w miejscu, gdzie stała, spod jej bosych stóp wytrysnęła woda źródlana.
Od tamtego czasu przez wieki całe ludzie przybywają tam, aby jej zaczerpnąć. Są i tacy, którzy przysięgają, iż ma adekwatności lecznicze i przywraca zdrowie choćby w beznadziejnych przypadkach.
Miejsce biwakowe, miejsce święte
Znajduje się tam pamiątkowy kamień z inskrypcją. Studnia — ta najpierwsza. Dalej miejsce ogniskowe z ławkami i stołem. Ale można też rozłożyć się bezpośrednio na trawie…
Przez las przepływa strumień. Pokonuje się go, idąc po uroczym drewnianym mostku.
W kniejach droga krzyżowa.
Dawniej stały tam sporych gabarytów murowane kapliczki, ale dziś są jedynie niewielkie, drewniane i przybite do pni drzew oraz leciwy krzyż z wizerunkiem Chrystusa.
Ongiś lasek zwano kalwarią, ale teraz nieczęsto przybywają tam pielgrzymi i miejsce jest raczej mało znane. Stara droga prowadząca na zalesione wzgórze porosła gęstą trawą. Ale jest tam cisza i ład. To idealny teren do biwakowania z dala od wszelkiego gwaru. Wierzący znajdą tam świętą Jadwigę. Niewierzący — święty spokój.
Jadwiga bez butów
Przyszła na świat w Bawarii, w XII wieku. Mając 12 lat, wyszła za mąż za śląskiego Piasta Henryka, zwanego Brodatym. Urodziła siedmioro dzieci. Już za życia cieszyła się ogromnym szacunkiem ludzi, ponieważ mocno działała w sprawach chorych i cierpiących. Z jej inicjatywy powstawały kościoły, klasztory i szpitale. Na ołtarze wyniesiona została 23 lata po swojej śmierci, w roku 1243. Inna legenda o Jadwidze Śląskiej opowiada o tym, jak jej mąż, książę Henryk, próbował zmusić żonę do założenia butów. Księżna nie nosiła ich, ponieważ pragnęła żyć tak jak większość zwyczajnych ludzi w tamtych czasach i upodobniała się do nich. Uzgodnił więc ze spowiednikiem Jadwigi, iż Jego Świątobliwość podaruje jej trzewiki i nakaże ich noszenie. Podstępnie uknuty plan niestety nie powiódł się. Święta owszem, była posłuszna i założyła obuwie, ale przewieszając je na ramieniu i dosłownie nosząc w taki sposób.
Jeszcze inne podanie opowiada, iż w momencie, kiedy św. Jadwiga powstanie ze swojego grobowca, nastąpi koniec świata.
Jak widać dobrze wybrane miejsce biwakowe to nie tylko ognisko, pieczenie kiełbasek i gitara, ale również fascynujące legendy i niesamowita historia…
Więcej opowieści Nieustannego Wędrowania wprost z dolnośląskiego szlaku czeka na Was w naszych książkach (patrz poniżej). Koniecznie zajrzyjcie do naszego sklepu i sprawdźcie, czy jest to propozycja dla Was. Zapraszamy :)
Artykuł zawiera autoreklamę