Czy masz coś przeciwko, jeżeli spróbuję twojej ślubnej sukni? Już jej nie potrzebujesz, prawda?

twojacena.pl 4 dni temu

— Nie masz nic przeciwko, żebym założyła twoją suknię ślubną? I tak już ci się nie przyda — zaśmiała się przyjaciółka.
— Moim zdaniem to jest TO. Najlepsze ze wszystkiego, co przymierzałaś — powiedziała Zuzanna, wpatrując się w nią krytycznym wzrokiem.

— Twoja przyjaciółka ma rację. Suknia pasuje do ciebie idealnie. Wystarczy skrócić dół i lekko zwęzić w talii — dodała sprzedawczyni w salonie ślubnym. — Przynieść welon?

— Chciałam bez welonu — zmieszała się Danuta.

— Niech pani przyniesie, tylko nie za długi — zdecydowała Zuzanna, obserwując przyjaciółkę, która kręciła się przed lustrem.
Puszysty tiul falujący wokół jej nóg tworzył efekt dzwonu. Danuta już widziała w wyobraźni zachwycone oczy Adama, gdy zobaczy ją w tej sukni.

Sprzedawczyni z namaszczeniem przyniosła koronkowy welon na wyciągniętych rękach. Z wprawą wpięła go we włosy przyszłej panny młodej.

— Gotowa do urzędu stanu cywilnego — uśmiechnęła się do odbicia Danuty w lustrze. — No to jak? Bierzemy?

— Co myślisz? — Danuta odwróciła się do Zuzanny.

— To ty wychodzisz za mąż, twoja decyzja — odparła przyjaciółka, nie mogąc ukryć iskierki zazdrości w oczach.

— Tak, bierzemy — Danuta uniosła tiul i chciała zejść z podestu, ale sprzedawczyni ją zatrzymała.

— Zaraz zawołam krawcową.

Danuta udawała rozdrażnienie, choć w duszy cieszyła się, iż jeszcze chwilę zostanie w tej sukni.

Wracały do domu przez park. Znały się od podstawówki. Zuzanna była kanciasta, wysoka, o ostrych rysach twarzy i prostym, długim nosie. Zawsze zazdrościła Danucie jej urody — małego, nieco zadartego nosa, dołeczków w pulchnych policzkach. A najbardziej tego, iż Danuta miała normalnych rodziców. Nie pili i nie kłócili się codziennie. Ojciec Zuzanny zmarł dwa lata temu od podrobionej wódki. Myślała, iż w końcu odetchnie z mamą, ale ta stała się nerwowa i wiecznie poddenerwowana.

Danuta skończyła prestiżowy wydział na uniwersytecie i pracowała jako tłumaczka w korporacji. Zuzanna po zaocznych studiach biologicznych dostała się do laboratorium ekologicznego. Nienawidziła swojej pracy, co tylko pogłębiało jej frustrację.

A teraz jeszcze ta myszka wychodzi za mąż. Adam był jej obojętny, ale sam fakt wzbudzał w niej złość. Spotykała się z chłopakami, ale nigdy nie doszło do ślubu. Marzyła o białej sukni, ale jeszcze bardziej — by uciec od matki. Czym była gorsza od cichej Danuty? Dlaczego ona ma tyle szczęścia?

— W ogóle mnie nie słuchasz — Danuta pociągnęła przyjaciółkę za rękę.

— Co? Co powiedziałaś? — Zuzanna faktycznie była myślami gdzie indziej.

— Powiedziałam, iż na ślubie rzucę bukiet tobie i niedługo też wyjdziesz za mąż. Tam jest kobieta z biżuterią. Wczoraj ją zauważyłam, ale się spieszyłam. Chodź, zobaczymy — Danuta pociągnęła Zuzannę w stronę ławki.

— Po co ci ta tandeta? — Zuzanna opierała się.
Spojrzała podejrzliwie na starszą kobietę, obok której na ławce leżała tacka z tanimi błyskotkami. Łatki lśniły w słońcu, ale ludzie mijali je obojętnie.

— Patrz, jaki pierścionek — Danuta kręciła w palcach mały pierścionek z białym kamieniem. — Mogę przymierzyć?

— Za przymierzanie nie biorę pieniędzy. Ale nie sprzedam go tobie — nagle oznajmiła kobieta.

— Dlaczego? — zdziwiła się Danuta, nie puszczając pierścionka.

— niedługo założysz obrączkę. A noszenie różnych metali to zły styl — pouczyła ją kobieta. — Lepiej spójrz… — przeszukała wzrokiem tacę — o, to.
Podniosła metalowy wisiorek w kształcie okrągłej blaszki na cienkim łańcuszku. Polerowany na lustrzany połysk, migotał subtelnie.

— Danuś, po co ci ta szminka? — skrzywiła się Zuzanna.

— Spójrz, jaki nietypowy. Ile kosztuje? — Danuta zignorowała uwagę i zapytała o cenę.

— Ile dasz. Weź, przyniesie ci szczęście.

— Ona już jest szczęśliwa — wtrąciła Zuzanna.

— A ty zazdrościsz — odparła kobieta, rzucając jej surowe spojrzenie.

Danuta przeszukała torebkę i podała trzy dziesięciozłotówki.

— Więcej nie mam — powiedziała przepraszająco.

— I nie trzeba. Noś na zdrowie — uśmiechnęła się kobieta.

Odchodząc od ławki, Danuta natychmiast założyła łańcuszek.

— No jak? — zapytała przyjaciółkę.

— Oryginalne — odparła tamta sucho, choć i jej się podobał.

Minął tydzień. W przerwie obiadowej Danuta wpadła do salonu po wykończoną suknię. Przymierzyła, upewniła się, iż teraz leży idealnie. Gdzie się przebierała, sprzedawczyni zapakowała suknię i welon do wielkiego pudła.

— Ojej, jakie duże. Nie mogę tego taszczyć do pracy — zmartwiła się Danuta.

— Weź taksówkę albo zostaw u nas do wieczora.

Danuta zostawiła pudło, podziękowała i pognała do biura. Zadzwoniła do Adama, by ją odebrał, ale mimo wielokrotnych prób, nie odbierał. Adam był programistą, często pracował w domu, ale nigdy nie wyłączał telefonu — klienci nieustannie dzwonili.

Nie mogąc się doczekać, Danuta wzięła wolne i pojechała do Adama. Nerwowo nacisnęła dzwonek. Drzwi otworzyła jednak nie on, ale Zuzanna. Danuta mrugała zdezorientowana, widząc przyjaciółkę w jego koszuli. Na jej szyi błyszczał znajomy wisiorek.

— Co ty tu robisz? — spytała Danuta. — Gdzie Adam?

— Zmęczył się, śpi — zaśmiała się Zuzanna.

Danuta odepchnęła ją i wpadła do mieszkania. Adam leżał na kanapie, istotnie śpiąc. Nagą klatkę piersiową okrywał pled.

— Adam! — krzyknęła głośno. — Adam!

Drgnęły mu rzęsy, ale się nie obudził.

— Przekonałaś się? — spytała za nią Zuzanna.

Danuta odwróciła się gwałtownie.

— Jak mogłaś? Po co? — Łzy trysnęły jej z oczu, odepchnęła Zuzannę i wybiegła.

Gdy wróciła do domu, zastała ją matkę,Danuta spojrzała przez okno, widząc Adama tulącego ich synka, i zrozumiała, iż czas zacząć nowy rozdział, pełen przebaczenia i miłości.

Idź do oryginalnego materiału