Czy mamy przez cały czas utrzymywać młodszego brata męża, skoro sam żyje beztrosko?

przytulnosc.pl 1 dzień temu

Wyszłam za mąż w tym samym roku, w którym ślub brał młodszy brat mojego męża – Łukasz – i jego żona – Kasia. Wydawało się, iż nasze drogi pójdą równolegle – młode małżeństwa, podobny start. Ale życie gwałtownie pokazało, iż tylko my podchodzimy do wspólnej przyszłości z odpowiedzialnością.

Kasia dostała pracę w liniach lotniczych, dzięki czemu mają spore zniżki na bilety. Od tej pory niemal co kilka miesięcy gdzieś wyjeżdżają: Barcelona, Mediolan, Santorini. Dzieci jeszcze nie mają, więc korzystają z życia, jak mogą. I niby wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jeden szczegół — nie mają własnego mieszkania.

Na podróże ich stać. Na kolacje w restauracjach i modne ubrania również. Ale na wkład własny do mieszkania — już nie. Tymczasem mój mąż – Paweł – zanim jeszcze mnie poznał, kupił kawalerkę w Krakowie. Spłacał kredyt przez 10 lat, oszczędzał na wszystkim. Dziś mamy stabilizację, jedno dziecko i planujemy kolejne. Chcemy przeprowadzić się do większego mieszkania i rozważamy wynajem tej kawalerki, żeby pomóc w spłacie nowej raty.

A Łukasz? Od pięciu lat mieszka w mieszkaniu po cioci w Wieliczce, dzięki układom z teściową – panią Haliną. Zero opłat, zero planów. I właśnie teraz rodzina przypomniała sobie, iż to mieszkanie trzeba sprzedać. Efekt? Trzeba się wyprowadzić. I co robi teściowa? Oczywiście, przypomina sobie, iż jej starszy syn ma mieszkanie i oszczędności. Według niej to oczywiste, iż powinien pomóc młodszemu. Przynajmniej dać mu mieszkanie albo dorzucić się do wkładu. Bo przecież „rodzina powinna się wspierać”.

Powiedziałam Pawłowi jasno: jeżeli ulegnie naciskom mamy, pakuję walizki i wyprowadzam się z dzieckiem. Nie po to żyjemy skromnie, odkładamy każdy grosz i nie jeździmy na wakacje, żeby oddać mieszkanie komuś, kto całe życie przeznaczał pieniądze na swoje fanaberie.

Pani Halina oczywiście natychmiast rzuciła: „My też wychowaliśmy trójkę dzieci w trzypokojowym mieszkaniu i jakoś żyliśmy!”. Tylko iż wtedy nie latało się do Grecji co dwa miesiące i nie wracało z walizką rzeczy z butików.

Zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle warto teraz brać kredyt. Boję się, iż jeżeli nie zabezpieczymy się odpowiednio, to pani Halina wywalczy „tradycyjne podejście” i Łukasz z Kasią wprowadzą się do naszej drugiej nieruchomości. A jeżeli urodzi się im dziecko, to już będzie po wszystkim.

Myślę, iż najlepszym rozwiązaniem byłaby sprzedaż kawalerki i zakup większego mieszkania za gotówkę lub z dużo mniejszym kredytem. Tylko tak możemy się zabezpieczyć. Mam nadzieję, iż Paweł nie ugnie się pod presją mamy i postawi dobro naszej rodziny na pierwszym miejscu. Pomagać można, ale nie kosztem własnych dzieci i własnej przyszłości.

Idź do oryginalnego materiału