Cieszcie się, a my tonimy się w długach tak brzmiły słowa mojej córki, kiedy wspominam tamte dni, kiedy to już po latach ciężkiej pracy wreszcie objawiła się nasza emerytura i razem z nią pytania o granice poświęcenia.
Siedzę na kanapie w małym mieszkaniu przy Starej Przedmieści w Krakowie, a promienie słońca wpadają przez okiennice i muskają zdjęcia rodzinne wiszące na ścianie. Mój mąż, Piotr, pochłonięty lekturą gazety, nie wyczuwa nadciągającej burzy. Trzymam telefon w drżących dłoniach.
Bronisławo, co mówisz? szepczę, starając się nie zdradzić drżenia w żołądku.
Po drugiej stronie linii słyszę jedynie jego ciężki oddech. Mamo, już nie wytrzymujemy. Rachunki rosną, studia Mateusza kosztują fortunę, a Marek i ja pracujemy po nocach, a i tak czegoś brakuje. Ty ty ciągle gdzieś wędrujesz, weekendy spędzasz w spa, obiedziesz poza domem
Dusi mnie brak powietrza. Patrzę na Piotra, który odrywa wzrok od gazety i z niepokojem spogląda na mnie. Co się dzieje? zapytał cicho.
Nie odpowiadam od razu. Wewnątrz toczy się walka między chęcią pomocy córce a potrzebą w końcu pomyśleć o sobie. Po czterdziestu latach na szpitalnych zmianach i bezsennych nocach, kiedy to staraliśmy się związać koniec z końcem, a emerytura pozwoliła nam na drobne przyjemności, czy mogę z nich zrezygnować?
Bronisławo, wiesz, iż jeżeli możemy ci pomóc, to zrobimy zaczęła, przerywając mnie, a jej głos pękał. Nie chodzi tylko o pieniądze! Czuję się samotna. Potrzebuję cię, więcej czasu, twojej obecności a wydaje się, iż się oddalasz.
Milczę. Czuję jak ciężar jej słów przygniata mi serce. Piotr chwyta mnie za rękę, szukając mojego spojrzenia. Powiedz jej, iż jutro jedziemy do niej szepcze.
Powoli skinę głową. Bronisławo, przyjedziemy jutro na obiad. Porozmawiamy spokojnie.
Ona westchnęła, jakby z ulgą. Dobrze. Dziękuję.
Po odłożeniu słuchawki poczułam pustkę. Piotr przytulił mnie mocno. To niesprawiedliwe mruknął mi w ucho. Oddaliśmy im wszystko. A teraz choćby odrobinę życia nie możemy sobie pozwolić?
Odsunęłam się nieco i spojrzałam w jego niebieskie oczy, w nichż ślady lat. Może coś zrobiłyśmy nie tak
On tylko pokręcił głową. Wykonałyśmy obowiązek.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Przypomniałam sobie, jak w dzieciństwie Bronisława biegała po parku, odrabialiśmy razem zadania przy kuchennym stole, śmialiśmy się nad wakacjami nad jeziorem, mając kilka pieniędzy, ale mnóstwo radości. Kiedy poczuła, iż nas już nie starczy? Kiedy przestałam być jej schronieniem?
Następnego dnia stanęłyśmy w ich drzwiach z domowym ciastkiem i wymuszoną uśmiechniętą miną. Bronisława przyjęła nas z łzami w oczach, a Marek milcząco przycisnął nam dłonie. Mateusz podbiegł: Babciu! Dziadku!
Podczas obiadu atmosfera była napięta. Marek mało mówił, a Bronisława starała się być uprzejma, jednak od czasu do czasu rzucała ukłujące spojrzenia.
W pewnym momencie Marek wybuchnął: Nie potrzebujemy waszych pieniędzy, ale przynajmniej trochę zrozumienia! Czujemy, iż to wszystko spoczywa na naszych barkach.
Piotr zamarł: Zawsze byliśmy przy was! Ale teraz musimy myśleć o sobie.
Bronisława podniosła głos: Dlaczego więc, kiedy prosimy o pomoc, to dla was ciężar? Czy nie rozumiecie, iż jesteśmy wyczerpani?
Czułam, iż rozrywa mnie we wszystkich stronach. Chciałam krzyczeć, iż i ja jestem zmęczona, iż i ja zasługuję na chwilę spokoju po życiu pełnym poświęceń. ale w oczach córki widziałam rozpacz, a moje serce rozrywało się na pół.
Może sprawiłyśmy wrażenie, iż już nam nie zależy powiedziałam cicho. Ale nie jest tak. Po prostu po prostu potrzebujemy odetchnąć.
Obiad zakończył się ciszą. Wróciłyśmy do domu z poczuciem porażki.
W kolejnych dniach Piotr zamknął się w sobie. Nie mówił już o naszych planach na starość, nie proponował wyjazdów ani kolacji poza domem. Ja spędzałam dni, rozmyślając, jak pomóc Bronisławie, nie tracąc przy tym samej siebie.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie siostra, Łucja, mieszkająca w Warszawie.
Słyszałam od Bronisławy, iż masz kryzysku powiedziała prosto.
Nie wiem, co robić wyznałam między łzami. Czuję się egoistyczna, kiedy myślę o sobie, ale jeżeli rezygnuję ze wszystkiego dla nich, mam wrażenie, iż umieram.
Łucja westchnęła: W Polsce zawsze tak jest. Rodzice mają być zawsze dostępni, choćby gdy są wyczerpani. A kto myśli o tobie?
Milczałam.
Porozmawiaj o tym z Piotrem kontynuowała. I przede wszystkim rozmawiaj z Bronisławą jak matka z córką, nie jak z bankomatem.
Jej słowa utkwiły mi w pamięci.
Następnego dnia zaprosiłam Bronisławę na kawę do małej kawiarni przy ulicy Floriańskiej. Pojawiła się zmęczona, oczy opuchnięte.
Mamo, przepraszam za tamten dzień od razu powiedziała.
Chwyciłam ją za rękę: Bronisławo, kocham cię ponad życie. Ale ja też nie jestem maszyną. Muszę czuć, iż żyję, a nie tylko służę.
Spojrzała w dół: Wiem Czasem to wszystko przytłacza.
Rozumiem odpowiedziałam miękko. Musimy znaleźć równowagę. Nie zawsze mogę rozwiązywać twoje problemy, ale mogę być przy tobie jako matka.
Rozmawiałyśmy długo, przez łzy i pierwsze nowe uśmiechy.
Wracając do domu, poczułam lżejszy ciężar na sercu, ale wciąż dręczyło mnie pytanie: gdzie kończy się obowiązek rodzica, a zaczyna prawo do własnego szczęścia?
Czasami zastanawiam się, czy naprawdę egoistyczne jest pragnienie odrobiny spokoju po latach poświęceń. Czy to tylko strach przed utratą nieodzownej roli?
A wy? Czy emerytura należy wyłącznie do rodziców, czy do całej rodziny?