*Dziennik, 12 maja 2023*
Dzisiaj Wanda Marecka siedziała w kuchni, przeglądając zdjęcia w telefonie. Czwórka na karcie – okrągła data. Chciała zrobić prawdziwe przyjęcie, zaprosić przyjaciół, kolegów z pracy, może choćby zamówić tort z cukierni. Po raz pierwszy od lat miała ochotę świętować urodziny z rozmachem.
— Wanda, ty chyba kompletnie zwariowałaś? — głos Bronisławy Józefowej przeciął ciszę mieszkania jak nóż. Teściowa stanęła w drzwiach kuchni, trzymając w ręku swój nieodłączny bukiet z działki.
— Dzień dobry, Bronisławo Józefowo — Wanda nie podniosła wzroku znad telefonu. — Proszę wejść, herbata na kuchence.
— Jaką herbatę! Wytłumacz mi, jakie bzdury nagadałaś Jarkowi o tych urodzinach? Czterdziestkę się obchodzi? To zła wróżba!
Wanda odłożyła powoli telefon i spojrzała na teściową. Bronisława Józefowa stała w swoim zwykłym szarym swetrze, który nosiła od dziesięciu lat, i patrzyła na synową, jakby ta zaproponowała tańczenie nago na Rynku Głównym.
— To moje urodziny i mam prawo zdecydować, jak je spędzę — spokojnie powiedziała Wanda.
— Prawo! — Bronisława Józefowa załamała ręce. — Czterdziestki się nie świętuje! To pech, każdy to wie. Moja babcia mawiała: jeżeli obchodzisz czterdziestkę, życie poleci z górki.
Wanda uśmiechnęła się ironicznie:
— Pani babcia pewnie wiele rzeczy mówiła. Czasy się zmieniły.
— Czasy, czasy… — teściowa podeszła do kuchenki, nalała sobie herbatę do ulubionego kubka — tego, którego Wanda nie cierpiała, bo przyniosła go z domu i postawiła w ich szafce bez pytania. — A wiesz, iż sąsiadka Grażyna w zeszłym roku świętowała czterdziestkę? Miesiąc później mąż jej zmarł.
— Bronisławo Józefowo — Wanda wstała i podeszła do okna — Grażyna straciła męża, bo pił jak bela przez dwadzieścia lat. A nie dlatego, iż obchodziła urodziny.
— Zawsze musisz mieć rację! Zawsze! — głos teściowej stał się piskliwy. — Nie po to wychowałam syna, żeby trafił na taką… taką nowoczesną.
Słowo „nowoczesna” wypowiedziała tak, jakby to była obelga.
Wanda odwróciła się do niej:
— A co adekwatnie jest złego w tym, iż jestem nowoczesna? Pracuję, zarabiam, dbam o dom…
— Dbasz o dom! — prychnęła teściowa. — Wczoraj przyszłam – kurz na półkach, koszula Jarka nie wyprasowana, a ty siedzisz przy komputerze i coś tam kleczesz.
— Pracowałam. Zdalnie. To się nazywa kariera.
— Kariera… — Bronisława Józefowa pociągnęła łyk herbaty. — A rodzina? A dom? A gdzie wnuki?
To pytanie o wnuki pojawiało się za każdym razem, gdy teściowa przychodziła. A przychodziła często – prawie codziennie. Miała swój klucz do ich mieszkania, który Jarek dał jej „na wszelki wypadek” jeszcze w pierwszym roku małżeństwa. Wypadek trwał już osiem lat.
— Bronisławo Józefowo, próbujemy z Jarkiem — Wanda usiadła z powrotem przy stole. — Ale na razie nam tak dobrze.
— Dobrze! W twoim wieku już czas pomyśleć. Czterdzieści lat na karku, a ty wciąż się zabawiasz.
— Właśnie dlatego chcę świętować te urodziny. Elegancko, z przyjaciółmi, z dobrym jedzeniem.
Bronisława Józefowa postawiła kubek z taką siłą, iż herbata rozchlapWanda wzięła głęboki oddech i spojrzała teściowej prosto w oczy: „To mój dom, moje urodziny i moje życie – i dopiero teraz, po czterdziestu latach, nauczyłam się, iż mam prawo decydować o tym, co dla mnie dobre”.