CZŁOWIEK, KTÓRY SADZIŁ DRZEWA, BY ZNÓW ODDYCHAĆ
Kiedy u Jakuba Nowaka zdiagnozowano POChP, miał 58 lat i palił od czternastego roku życia. Spędził dziesięciolecia wdychając dym, smar silnikowy i spaliny autobusów w warsztacie mechanicznym, gdzie pracował w Lublinie. Jego dłonie były poplamione olejem i sadzą, paznokcie zawsze czarne, a każdy gest nosił w sobie pamięć lat ciężkiej pracy i dymu, który towarzyszył mu jak niewidzialny cień.
Lekarz był stanowczy:
Twoje płuca są na granicy wytrzymałości. jeżeli nie zmienisz życia za kilka lat będziesz potrzebował tlenu całą dobę.
Jakub wyszedł ze szpitala w milczeniu. Szedł bez celu ulicami miasta, jakby jego własny cień ciążył mu bardziej niż kiedykolwiek. Światła sygnalizacji mijał bez świadomości. Nie wiedział, co było gorsze: rzucenie palenia, porzucenie warsztatu czy stanie się człowiekiem, który już nigdy nie odetchnie pełną piersią.
Tej nocy nie spał. Siedział w starej kuchennej krzesełku, wpatrując się w swoje dłonie, pamiętając, jak były kiedyś gładkie i młode. Myślał o córce, która wyjechała do Krakowa w poszukiwaniu lepszego życia, i o wnuczce, którą ledwo znał. Nie chcę umrzeć, nie przytuliwszy jej bez tych wszystkich rurek i masek pomyślał z bólem w gardle.
Następnego dnia zrobił coś nieoczekiwanego. Zawędrował do lokalnej szkółki roślin, tego rodzaju miejsca, gdzie powietrze pachnie świeżą ziemią i świeżo ściętymi korzeniami.
Macie jakieś drzewo, które oczyszcza powietrze? zapytał cicho, z odrobiną nadziei w głosie.
Kobieta za ladą spojrzała na niego ze zdziwieniem. Jakub nie był typowym klientem. Nie potrzebował kwiatów ani krzewów ozdobnych. Chciał tylko powietrza.
Lipa dobrze oczyszcza a do tego pięknie zakwita odpowiedziała, podając mu małą sadzonkę owiniętą wilgotnym papierem.
Jakub zasadził ją przed swoim domem, na wąskim skrawku trawnika, gdzie spędził dzieciństwo. Robił to starym szpadlem, bez rękawic. Każdego ranka podlewał drzewko, rozmawiając z nim jak z przyjacielem. Kiedy nachodziła go ochota na papierosa, wychodził i wpatrywał się w nie, biorąc głębokie oddechy, czując, jak wiatr muska jego płuca chłodem, którego nie doświadczył od lat.
Skoro to drzewo może rosnąć, ja też mogę się zmienić powtarzał sobie.
Rzucił palenie. Zmienił pracę. Zaczął więcej chodzić, oddychać głębiej, dbać o siebie małymi krokami. Co miesiąc kupował nowe drzewo. Lipy, klony, brzozy, jarzębiny. Niektóre sadził w swojej okolicy, inne na opuszczonych działkach, jeszcze inne przy szkołach. Powoli miasto zaczęło się zmieniać, choć nikt tego początkowo nie zauważał.
Po roku miał już na koncie siedemnaście drzew. Każde rosło w swoim tempie jedne wolno, inne zakwita