Cziatura

adamaswtrasie.blogspot.com 1 tydzień temu
Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii. Choć także będą podziemne klasztory. A przynajmniej jeden, tak jak i poprzednie wspominane już przeze mnie obracający się w tradycji szeroko rozumianego Prawosławia. Bardzo szeroko.
Klasztor Mgwimewi
Ale nie klasztor o egzotycznej nazwie Mgwimewi był naszym celem – przynajmniej nie jedynym. Jechaliśmy bowiem do Cziatury, miasta w zakaukaskiej Imeretii, położonej w centralnej Gruzji. Kraina ma historię liczącą kilka tysięcy lat, sięgającą czasów mitologicznych, ale o tym będzie innym razem. I nie, nikt – chyba – nie lokuje tu Atlantydy.

Gruzińskie drogi
Do tego górniczego – a przez to zanieczyszczonego, wydobywa się tu rudy manganu – miasta jechaliśmy bowiem (w jaki sposób jechaliśmy już na blogu opisywałem; kto chce to sobie przeczyta – dodam, iż w podróży uczestniczyli brawurowi kierowcy i miejscowi koniak; droga też się w pewnym momencie delikatnie skończyła) zobaczyć słynny system komunikacji publicznej, opierający się na sieci kolejek linowych, pamiętających jeszcze czasy sowieckie. Ciekawostka dotycząca owych mrocznych lat – kiedy rozpadało się Imperium Rosyjskie władzę na terenie Gruzji przejęli nie leninowscy bolszewicy, a mający tak naprawdę większość w partii komunistycznej mienszewicy (kto zna rosyjski ten od razu zobaczy, iż nazwy są mylące – od zarania swych dziejów komunizm był zakłamany). niedługo powstało niepodległe Zakaukazie, które rozpadło się na Gruzję, Armenię i Azerbejdżan – ale nie o tym. Podczas gdy w całej Sakartwelo (jak po gruzińsku, największym języku z niewielkiej grupy kartwelskiej zowie się Gruzja) zwyciężyli wspomniani mienszewicy, robotnicy Cziatury opowiedzieli się za bolszewikami. Według legendy na wiecach bolszewicki agitator mówił krócej, a mienszewik zwyczajnie przynudzał. W końcu zresztą bolszewicy – jak to oni – krwawo gruzińską niepodległość stłamsili. Oczywiście, nie do końca, i gdy rozpadał się ZSRS to Gruzja jako pierwsza – obok republik bałtyckich – ogłosiła niepodległość, pod tą samą, mienszewicką flagą co te siedemdziesiąt lat wcześniej. Dziś ma inną, z krzyżem Świętego Jerzego, patrona kraju (ów Kapadok dużo ma do roboty, jest też opiekunem chociażby Anglii czy Katalonii).
Sama Cziatura – gdyby nie to, iż faktycznie jest miastem dość przykurzonym – położona jest w niezwykle malowniczej kotlinie. Używając owych posowieckich kolejek linowych wjechaliśmy na jej brzegi – do górującego nad miastem krzyża, i kopalni manganu.

Cziatura
Kopalnia manganu
Podniebny tramwaj do kopalni
Radziecka myśl technologiczna
Swego czasu urobek z kopalni przejeżdżał w zawieszonych nad miastem żelaznych wagonikach (niczym w Jacksonowskiej wizji Ereboru – z tym, iż bez Samotnej Góry nad kopalniami; i bez smoka – a i Stalin, Słońce Narodów, pochodzący z nieodległego przecież Gori, też już od dawna gryzie piach) – teraz już nie jeżdżą. Ba, podobno zlikwidowano także i osobowe kolejki, więc poniższa galeria, sypiących się wagoników i niedzisiejszej mechaniki, zapisana może być do działu never forget.

Kolejka
Peron
Stacja kolejki
Maszyneria
Nie przeminął za to klasztor cziaturski, monastyr Mgwimewi. Wzniesiony w jaskini w ścianach głębokiej kotliny góruje nad miastem przypominając, iż Gruzja była drugim po Armenii chrześcijańskim krajem na Świecie (w struktury Prawosławia miejscowy Kościół włączyli rosyjscy carowie, podbijając Zakaukazie na początku XIX wieku).

Klasztorna cerkiew
Klasztor
Katakumby - relikwie miejscowych świątobliwych mnichów
Klasztorna grota
Niszczejące freski
Akurat była Niedziela – więc przyszło nam uczestniczyć we Mszy Świętej, choć może lepszym określeniem byłaby Ofiara (tak bardziej po Prawosławnemu). Nie całej – liturgia trwała jak zwykle na Wschodzie wiele godzin. Kapłan odprawiał ją w niewielkiej kaplicy, dookoła której w grocie toczyło się życie. Miejscowi uroczyście dzielili się chlebem, wodą i winem (z Gruzji prawdopodobnie pochodzącym przecież). Wspaniała uroczystość, podniosła, a jednocześnie taka zwyczajna. Naturalna.

Ofiara - zdjęcie za zgodą
Co zaś do samego klasztoru – Zakaukazie usiane jest starożytnymi monastyrami, w końcu chrześcijaństwo kwitnie tu 1700 lat. I to mimo przeszkód w postaci wielokrotnych islamskich okupacji (osmańskich czy perskich), najazdów Mongołów, aneksji przez Imperium Rosyjskie czy wreszcie programowo bezbożnego komunizmu (przypominam – z Gruzji oprócz Stalina pochodził także Beria; generalnie pośród komunistycznej wierchuszki ZSRS etnicznych Rosjan jakoś tak zbyt dużo nie było). To prawdopodobnie powody, dla których klasztory, o ile nie zostały zrujnowane, zakładane były w niegościnnych i trudno dostępnych miejscach. I nie mówię tu tylko o jaskiniach.

Klasztor pustelnika na kolumnie Kacczi
Albo były prawdziwymi twierdzami – pośród których w Imeretii prawdziwą perłą jest leżący niedaleko Kutaisi i wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO klasztor Gelati. No głupi bym był, gdybym nie odwiedził tego miejsca, będącego pamiątką po Złotym Wieku gruzińskiej kultury (i potęgi). Życzliwi widzą w tym okresie z przełomu XII i XIII wieku pierwszych porywów Renesansu, ale byłbym nieco ostrożny z takimi sądami – podobnie jak z opisywanym już na blogu pierwszomacedonizmie.

Klasztor Gelati - perła Złotego Wieku Gruzji
Tak więc wróćmy z Cziatury do stolicy Imeretii, Kutaisi.
Kutaisi
Idź do oryginalnego materiału