„Cześć. W końcu nie poszliśmy wtedy razem do kina” – powiedział pierwsze, co przyszło mu do głowy, zapominając o przygotowanych wcześniej słowach.
Krzysztof i Ania siedzieli na nadbrzeżu w Gdańsku, marząc o studiach, przyszłości, własnym mieszkaniu…
„Kupię sobie niemiecki samochód, najlepszy model. I wszystko nam się uda, na pewno” – rzucił Krzysztof, celując kamykiem w taflę wody.
„A na wakacje pojedziemy nad Bałtyk albo za granicę” – dodała wesoło Ania, śledząc rozchodzące się kręgi. „Ale najpierw musimy zdać maturę… Już mnie mdli od tej nauki…” – westchnęła nagle.
„Zdamy.” – Krzysztof objął ją ramieniem, przyciągając bliżej.
Wierzyli, iż nikt przed nimi nie kochał się tak mocno i iż nic ich nie rozdzieli.
„Chodźmy już, mama pewnie się martwi. I zimno mi.” – Ania wstała z ławki, wzdrygając się z bólu. Nowe buty obtarły jej stopy. Zdejmując je, ruszyła boso po chłodnych płytach chodnika.
„Pójdziemy jutro do kina? Jest świetny film…” – zaproponował Krzysztof.
Szli, plotąc o niczym i o wszystkim, beztroscy jak dzieci.
„Do jutra” – szepnęła Ania pod blokiem, wspięła się na palce, musnęła jego policzek ustami i zniknęła w klatce.
„To kupię te bilety?” – krzyknął za nią.
Nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się jeszcze w drzwiach.
Miasto spało, ale krótka czerwcowa noc dobiegała końca. Świt gasił gwiazdy, a oni choćby nie przeczuwali, iż to ich pierwszy dzień dorosłości.
Krzysztof wrócił cicho, by nie obudzić matki, i zasnął z uczuciem, iż jutro będzie piękne.
Po południu czekał pod oknami Ani. Wyjrzała, a po chwili wypadła z podwórka.
„Mam bilety” – pokazał jej dwa papiery.
„Przepraszam, Krzysiu… Nie mogę. Przyjechała ciotka z Frankfurtu. Zostawiła nam mieszkanie w Warszawie. Wyjeżdżamy jutro rano…”
„Kiedy wrócisz?” – zapytał, jeszcze nie pojmując.
„Nie wiem. Będę tam studiować.”
„A ja? A nasze plany?” – Głos mu się załamał.
„Krzysiu, to jedyna szansa… Nie lecę na Marsa, możesz przyjeżdżać! Albo… może zdasz do Warszawy?” – Jej oczy błysnęły nadzieją.
„Gdzie ja tam będę mieszkał? Twoi rodzice by mnie nie przygarnęli. Nie mam ciotki z gotówką ani oszczędności. Jak mam to powiedzieć mamie? Jest sama…”
„Jakoś to będzie…” – machnęła ręką.
„Kiedy wyjeżdżasz?” – spytał głucho.
„Jutro o ósmej. Muszę się spakować… Krzysiu, jeżeli mnie kochasz, znajdziesz sposób.”
„A jeżeli ty mnie…” – Urwał, odwrócił się i odszedł szybko.
Wołała za nim, ale nie obejrzał się ani razu. Dopiero gdy zniknęła mu z oczu, zwolnił kroku. CzA gdy po latach stanął przed jej drzwiami, zrozumiał, iż niektóre historie kończą się właśnie tam, gdzie się zaczęły – na progu, który już nigdy nie będzie ich wspólny.