Cześć! Chcę otworzyć ci oczy…

newsempire24.com 1 dzień temu

Dawno temu, w Krakowie, pewna kobieta siedziała przy kuchennym stole i rozmyślała. „Nie mogę mu tego wybaczyć. Zdrady się nie wybacza. Ale z drugiej strony, czy źle mi się żyło? Mieszkanie w centrum miasta, dostatnie życie. Nie mam prawa narzekać. A jednak…”

***

W szkole Tamara była prymuską. Rodzice wychowali ją w przekonaniu, iż wszystko należy robić dobrze.

Tymczasem Marek ledwo ciągnął z większości przedmiotów, poza matematyką. Tam był geniuszem, wygrywał wszystkie olimpiady. Zawsze wyglądał na nieogarniętego – włosy w nieładzie, nawyk wsuwania palców we włosy, gdy coś mu nie wychodziło. Lekko przygarbiony, w grubych, rogowych oprawkach, wyglądał jak typowy kujon. Dziewczyny go nie interesowały – myślał tylko o wzorach i twierdzeniach.

Pewnego dnia na przerwie ktoś go przypadkiem potrącił, okulary spadły i się rozbiły. Na lekcji mrużył oczy, usiłując dostrzec coś na tablicy. Tamara nagle zauważyła jego profil – jak u greckiego wodza, o wyraźnej linii żuchwy, prostym nosie, pełnych ustach i gęstych rzęsach.

— Bez okularów wcale nieźle wygląda, prawda? — szepnęła jej do ucha koleżanka Jadwiga.

Tamara spuściła wzrok, ale już po chwili znów patrzyła na Marka. Po lekcjach podeszła do niego i powiedziała, iż bez okularów jest znacznie lepiej.

— Szkła kontaktowe próbowałeś?

Następnego dnia przyszedł do szkoły już bez okularów, ale też bez mrużenia. Zrozumiała, iż rodzice kupili mu soczewki.

— Lepiej? — zapytał ją na przerwie.

— O niebo — uśmiechnęła się.

Od tamtej pory zaczęli się spotykać. On z pasją opowiadał o twierdzeniach, a ona słuchała z zachwytem. Pomagała mu z polskim i historią.

Jako laureat olimpiad miał otwarte drzwi na najlepsze uczelnie. Dla niego Tamara porzuciła plany studiowania filologii w rodzinnym mieście i wyjechała do Krakowa.

Gdy studia dobiegały końca, rodzice naciskali, by wróciła. Straciła już nadzieję, iż Marek się oświadczy. Ale w przeddzień wyjazdu padł na kolano i niezdarnie podał jej pierścionek w pudełeczku, jak w starym romantycznym filmie.

Marek poszedł na doktorat, zaczął uczyć na uczelni. Dostali pokój w akademiku dla kadry, z malutką kuchnią i łazienką.

Tamara była przeciętną studentką – poza pracą nauczycielki nic jej nie czekało. Po półtora roku urodziła córeczkę i nie wróciła już do szkoły. Marek obronił doktorat, dostał prestiżową nagrodę za rozwiązanie jakiegoś skomplikowanego problemu. Ona zajmowała się domem i córką.

Jego prace ukazywały się w międzynarodowych czasopismach. Zapraszano go choćby na wykłady do Oxfordu. Habilitacja otworzyła nowy rozdział w jego karierze. Tamara szczerze cieszyła się jego sukcesami – w końcu był w nich też jej wkład. Z akademika przeprowadzili się do mieszkania w samym sercu Krakowa.

Znajomi uważali ich za wzorowe małżeństwo, stawiali dzieciom za przykład. Całe życie Tamary kręciło się wokół Marka i córki Agnieszki, która wyrosła na piękną kobietę i wcześnie wyszła za mąż za obiecującego malarza.

Ale wszystko runęło jednego dnia. Tamara miała zacząć gotować obiad, gdy zadzwonił telefon.

— To żona Marka Kowalskiego? Dzwonię, żeby cię ostrzec. Twój mąż cię zdradza. Nie odkładaj słuchawki — poprosił uprzejmy głos, choć Tamara i tak nie zamierzała. — Miał romans z moją córką. Ledwo ją odratowaliśmy po tym, jak ją rzucił. Teraz spotyka się z młodą wykładowczynią. Jeżdżą razem na konferencje… Słuchasz mnie? Chcę ci tylko otworzyć oczy…

W słuchawce dawno rozlegał się sygnał zajętości, ale Tamara wciąż trzymała ją przy uchu. Nie była typem, który wierzy plotkom, więc postanowiła sprawdzić sama. Poszła na uczelnię, odnalazła salę, w której Marek wykładał, i czekała.

Gdy w końcu drzwi się otworzyły i wyległa z nich gromada studentów, Marek przeszedł obok niej, nie zauważając. Nigdy nie patrzył na boki. Kiedy wszedł do gabinetu, Tamara odczekała chwilę i otworzyła drzwi. Marek całował się z młodą, piękną kobietą…

***

„I co teraz?” — powtarzała sobie w myślach, wpatrzona w kwieciste tapety kuchenne.

Drgnęła, gdy usłyszała obrót klucza w zamku.

„Nie zdążyłam ugotować obiadu” — pomyślała z przyzwyczajenia, nim się uspokoiła. — „Po co? Niech teraz gotuje ta druga”. Wyjęła z szafy walizkę i zaczęła pakować rzeczy.

— Wszystkie sukienki niesiesz do pralni? — zapytał Marek, wchodząc do sypialni. W jego głosie nie było zdziwienia, tylko szyderstwo.

— To twoje rzeczy. Wynosisz się stąd.

— Dlaczego? Gdzie? — Teraz dopiero był zaskoczony.

— Naprawdę musisz pytać? Widziałam cię dziś z nią… Ładna. Mogłeś mi sam powiedzieć, nie czekać, aż doniosą inni.

— O czym mówisz? Jacy inni? — Marek był wyraźnie zaniepokojony.

— Znaleźli się dobrzy ludzie, którzy opowiedzieli mi o twoich zdradach. Bądź mężczyzną i przyznaj się.

— Nie rozumiem… — Spuścił wzrok.

Tamara usiadła na łóżku obok walizki, zakryła twarz dłońmi i wybuchnęła płaczem.

— Tamaro… — Marek dotknął jej ramienia.

Wyrwała się.

— Całe życie poświęciłam tobie, żebyś mógł pracować nad swoimi teoriami, żebyś wyglądał jak porządny człowiek. A ty… Myślałeś, iż nigdzie nie pójdę. Nie mam nic. Wszystko tu jest twoje… — Wskazała ręką pokój. — Kupione za twoje pieniądze. Umiem tylko sprzątać. Niczego więcej.

— MyliOdeszła, zostawiając za sobą Kraków i wspomnienia, by w swoim rodzinnym mieście znaleźć nowy początek.

Idź do oryginalnego materiału