Czerwcowa historia
Zaczęło się od tego, iż buciki mojej znajomej Oli, które suszyła na parapecie z braku balkonu, spadły na dół.
– Mówiłam ci, iż tak kiedyś się skończy – warknęła mama Oli, która często przychodziła posiedzieć z wnuczką. – Jak je teraz odzyskasz? Sto razy ci powtarzałam, żeby nie skakać po kałużach. Nie ma gdzie suszyć, a zapasowego obuwia brak!
– Mamo, przecież to tylko czerwcowy deszcz! Prawdziwa przyjemność pochodzić po kałużach!
– W tym roku czerwiec wyjątkowo mokry.
Ola wychyliła się przez okno – na zewnątrz świeciło słońce, a buciki leżały na balkonie sąsiada z dołu.
Był to nowy budynek, mieszkali tu od niedawna, i ani Ola, ani jej mama nigdy nie widziały lokatora niżej. Krążyły plotki, iż mieszka tam jakiś stary kawaler.
Mama z córką często narzekały na projekt budynku: – Po co temu sąsiadowi balkon, skoro nigdy z niego nie korzysta? Lepiej by zrobili nam, bo nie mamy gdzie suszyć!
– Idź i zadzwoń do niego. W czym Kasia jutro pójdzie do przedszkola?
Kasia – trzyletnia dziewczynka o kręconych włosach – nie przejmowała się specjalnie brakiem butów. Próbowała natomiast wyrzucić przez okno swojego pluszowego misia, ale babcia gwałtownie je zamknęła i pogroziła jej palcem.
Tymczasem Ola zeszła na dół.
– Nie ma go w domu. Jak zawsze.
Mama Oli westchnęła:
– Kowalska z pierwszego klatki mówiła, iż pracuje jako kierowca autobusu. Spróbuj zgadnąć, kiedy znowu będzie w domu!
– Później jeszcze spróbuję – mruknęła Ola.
Wieczorem schodziła kilkukrotnie, ale sąsiad wciąż był nieobecny. Kasi litościwa koleżanka Oli przyniosła stare trampki, z których wyrósł jej syn – na parę dni do przedszkola wystarczy.
Kasia była niezadowolona z nowych butów. Ale co było robić – przez kolejne dni Ola i mama znów schodziły na dół, jednak bezskutecznie.
– Może w ogóle tu nie mieszka?
– A ja widziałam u niego wczoraj w nocy, około drugiej, światło – oznajmiła Kowalska, która przyszła po sól i pogadać. – Goniłam swojego kota, łobuziaka, nie chciał wracać do domu.
– O drugiej w nocy? My już spaliśmy – zdziwiła się Ola.
– A czemu na niego czekacie? Napiszcie mu liścik, włóżcie pod drzwi: „Dzień dobry, na Pana balkonie są nasze buty, może łaskawie je przyniesie, bo nie możemy Pana złapać w domu.”
– Jak nam to do głowy nie przyszło? Świetny pomysł! Nie bez powodu jesteś starszą klatki!
Tak też zrobili. Napisali liścik, a Kasia dołożyła od siebie rysunek misia: „To portret mojego misia!”. Mama z córką uroczyście zeszli na dół i wsunęli kartkę pod drzwi.
Drzwi zadzwoniły jeszcze tego samego wieczoru.
– Sąsiad! – krzyknęły jednocześnie Ola i Kasia (babcia już wyjechała, a Kowalska się pożegnała) i pobiegły otworzyć.
W progu stał wysoki, wcale niestary, niebieskooki mężczyzna. Miał na sobie mundur kierowcy autobusu. Przywitał się i z uśmiechem podał buty oraz zabawkę: – Znalazłem to na moim balkonie. Wasze? – Zwrócił się do Kasi, która kiwnęła głową i zaczęła paplać: – A widziałeś portret misia? Chcesz zobaczyć mojego misia? Sąsiad zaskoczony takim tempem, tylko milcząco skinął.
Gdy Ola dziękowała mu za przyniesienie butów, Kasia już ciągnęła go za rękę do swojego pokoju, a Ola słyszała tylko urywki jej gadania: – A ja nie mam taty, a mama robi pyszne kakao!
– Pyszne kakao mówisz? Ja też lubię kakao – sąsiad starał się podtrzymać rozmowę. Ola ożywiła się:
– A może ugotuję panu kakao? Mam swój przepis. Lubi pan z cynamonem?
– Trochę mi głupio, ale od kakao nie potrafię odmówić. Babcia gotowała mi w dzieciństwie, właśnie z cynamonem.
Tak słowo po słowie, jedna filiżanka kakao za drugą, przesiedzieli w kuchni do północy. choćby Kasia już poszła spać, mówiąc na pożegnanie: – Przyjdź jeszcze, spodobałeś nam się. A oni wciąż rozmawiali, Ola i Marek: o babciach, o kakao z ciasteczkami, o tym, kto co lubi, o czerwcowym deszczu, o tym, iż zostanie kierowcą dalekobieżnego autobusu było jego dziecięcym marzeniem.
Potem zaczął padać letni deszcz, głośny i nagły, niosąc ze sobą chłód i zapach kwitnących pod oknem lip. Marek ocknął się: – No to ja już pójdę!
Ola, zupełnie jak Kasia, powiedziała: – Niech pan jeszcze kiedyś wpadnie! – o mało nie dodając, iż im się spodobał.
Marek wracał coraz częściej. Aż w końcu został na zawsze.
– Ona mu zawsze kakao szykuje do pracy, a to ja ją nauczyłam! I oboje uwielbiają spacerować w deszczu! – zwierzała się rok później babcia Kasi Kowalskiej, spacerując z wózkiem i młodszym bratem dziewczynki.
Kowalska westchnęła z rozmarzeniem: – Uwielbiam kakao…
I tak oto czerwcowy deszcz przyniósł coś więcej niż tylko chwilową ulgę od upału. Czasem wystarczy przypadek, by los zaskoczył nas szczęściem.