Czego nauczył mnie rok 2015?

jestemtylkosnem.blogspot.com 8 lat temu


























I rok 2015 dobiegł końca. Tuż przed sylwestrem, kiedy wiele osób poddawało się końcoworocznej gorączce, ja siedziałam w oknie i w spokoju, a choćby znużeniu przypatrywałam się przelewającym się na ulicy, za moim oknem ludziom. Cieszyłam się, iż ten rok już się kończy, przypominając sobie go, nie miałam odczucia, iż był dobry, był raczej marny, jednak jak zaczęłam się głębiej nad tym zastanawiać, doszłam do wniosku, iż w zasadzie nie był też zły, był trudny, jednak wiele mnie nauczył.

Pokora- czyli uznanie swojej ograniczoności

Przez cały rok dużo energii wkładałam w pracę, co zresztą się opłaciło, gdyż dostałam bardzo dużo zleceń, pracodawcy płacili więcej, moje ego rosło i rosło, aż nastał moment zastoju i w zasadzie miałam więcej wolnego niż pracy, co automatycznie skurczyło też stan mojego portfela. Nadszedł moment zejścia na ziemię, na początku byłam wielce niezadowolona, wręcz oburzona na los, jakim prawem on w ogóle psuje mój dokładnie ułożony plan, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dopiero teraz zaczęłam zdawać sobie sprawę, że czasem jest się na wozie, a czasem pod i dotyczy to wszystkich, również mnie. Sukcesy są fajne, popychają nas do przodu, ale to porażki uczą nas najwięcej. A chwilowe pasmo sukcesów nie oznacza, iż będą się one ciągnęły w nieskończoność. Zastój po dłuższym okresie sukcesów nauczył mnie pokory, nic nie trwa wiecznie, kiedy wszystko układa się dobrze, cieszy mnie to, ale nie czuje się już królową życia, bo wiem, iż zawsze może powinąć się noga. Zawodowa stagnacja nauczyła mnie też szanować swoją pracę oraz tego, iż w pracy freelancera owszem zdarza się, iż zleceniodawcy przychodzą sami do Ciebie, jednak to Ty, musisz dbać o płynność zleceń.

Nigdy się nie poddawaj, choćby kiedy idziesz przez ciemność

Cały ten rok obfitował w ciężkie momenty, kiedy wszystko waliło się na łeb, na szyję. 2015 wymagał dokonywania niełatwych wyborów, poświęcenia, na które nie miałam ochoty, permanentnego zmęczenia. W pewnym momencie przelała się szala czarnych myśli w mojej głowie i nie widziałam przed sobą nic, zwątpienie wypełniało sobą całą głowę, nie układało mi się chyba wszystko, co tylko mogło. Będąc na granicy bankructwa i zupełnego załamania nerwowego, nie przyjmowałam do wiadomości, że tak ma już być. Pomimo tych wszystkich beznadziejnych momentów cały czas posuwałam się na przód, czasami zupełnie we mgle, ale jednak, w końcu mgła opadła i coś tam zamigotało w oddali. Wszystkie te beznadziejne okresy pokazały mi, iż choćby dno ma koniec i po każdej cholernej zimie przychodzi odwilż i wiosna. Teraz zawsze, kiedy jest ciężko, znacznie mniej się tym przejmuję, bo wiem, iż potem będzie lepiej.

Niezależnie tego, jak bardzo wieje w twarz i jest pod górkę, nigdy nie należy się poddawać, to kolejne, czego nauczył mnie 2015, wytrwałości – POMIMO WSZYSTKO.

Ryzykuj, nigdy się nie przekonasz, czy było warto, jak nie spróbujesz

Jak już wspomniałam, 2015 był rokiem wielu zmian, z wyprowadzeniem się do swojego mieszkania nosiłam się od dawna, jednak bałam się czy na pewno sobie poradzę. Teoretycznie nie miałam stałej pracy, żadnego zabezpieczenia finansowego, planu awaryjnego, na dodatek sama z dzieckiem, wszystkie szepty rozsądku wołały nie! Zostań tu, gdzie jesteś. Jednak tam nie było mi dobrze, dlatego musiałam odejść, rzuciłam się w przepaść, mieszkanie, remont, zmiany, zmiany. Nie było już czasu się zastanawiać, czy się bałam? Czasami tak, jak jasna cholera, ale znacznie częściej byłam dobrej myśli, po prostu wiedziałam, iż dam sobie radę. To chyba najcenniejsza z lekcji, jaką dał mi miniony rok – ryzykuj, tylko wtedy zyskasz.

I najważniejsze – bo marzenia się spełniają


Od kiedy byłam małą dziewczynką, marzyłam o niezależności, tak wiem, normalnie dziewczynki marzą o zostaniu księżniczką, dużym domu czy jakimś tam księciu, a ja marzyłam o niezależności i robieniu tego, co lubię. Przez wiele czasu nie byłam z siebie zadowolona, ponieważ pracowałam zupełnie w innych branżach, niż bym tego chciała, a swój własny kąt, cały czas był czyimś kątem. Patrzyłam czasem na znajome z zazdrością, stały na stabilnym gruncie, asekurowane przez mężów, czy chłopaków, wypoczęte i w butach z najnowszej kolekcji Kazar. Po pewnym czasie uświadomiłam sobie, jak durna jest moja zazdrość. Jasne fajnie jest mieć kogoś, kogo możesz być pewna, ale jeszcze lepiej samemu siebie asekurować i samemu dawać radę szarej rzeczywistości. Było ciężko, czasem pracę kończyłam o 5 nad ranem, nie byłam na wakacjach, jednak ostatecznie, mam to swoje mieszkanie i jestem sama sobie szefem. Tak, poprzedni rok, uświadomił mnie, iż marzenia się spełniają! Zatem skoro urzeczywistniłam niektóre z nich, czas zacząć realizować kolejne, czego i Wam moim kochani czytelnicy życzęJ
Idź do oryginalnego materiału