Czasem mam ochotę zatrzasnąć przed nimi drzwi — ich bezczelność niszczy moje życie.

twojacena.pl 1 tydzień temu

Czasem mam ochotę zatrzasnąć drzwi prosto przed nosem swatom — ich bezczelność rujnuje moje życie.

W małym miasteczku pod Wrocławiem, gdzie stare płoty skrywają sekrety sąsiedzkich plotek, moje życie w wieku 33 lat stało się niekończącym się przedstawieniem dla swatów. Nazywam się Zuzanna Kowalska, a mój mąż, Marek, ma rodziców – Barbarę i Janusza – którzy zamienili mój dom w swoją stołówkę. Ich cotygodniowe wizyty, ich tupet i obojętność doprowadzają mnie do rozpaczy. Boję się, iż jeżeli ich nie powstrzymam, zniszczę rodzinę, ale jeżeli nic nie zrobię, zniszczę siebie.

### Rodzina, której chciałam dogodzić

Kiedy wychodziłam za Marka, marzyłam o ciepłych, rodzinnych wieczorach, o dzieciach, o harmonii. Marek jest dobry, pracowity, kochałam go całym sercem. Jego rodzice wydawali się zwyczajni – prości, wiejscy ludzie z głośnym śmiechem i nawykiem mówienia wszystkiego prosto z mostu. Myślałam, iż się z nimi dogadam. Ale po ślubie ich „szczerość” przemieniła się w bezczelność, a ich odwiedziny – w prawdziwą gehennę.

Mieszkamy w małym mieszkaniu, które kupiliśmy na kredyt. Nasz synek, Kacper, który ma trzy lata, jest całym naszym światem. Pracuję jako księgowa w lokalnej firmie, Marek jest elektrykiem. Życie nie jest łatwe, ale dajemy radę. Tylko iż każdej niedzieli, jak w zegarku, swaty się zjawiają, a mój dom staje się ich własnością. Nie dzwonią, nie uprzedzają – po prostu przychodzą, a ja biegam jak głupia, żeby ich nakarmić.

### Bezwstyd bez granic

Przychodzą z pustymi rękami, ale odchodzą najedzeni do syta. Barbara siada przy stole i rozkazuje: *„Zuzia, nalej mi żurku, i niech będzie gęsty!”* Janusz żąda schabowego i piwa, a ja krążę po kuchni jak kelnerka. Po ich wyjściu zostaje góra brudnych naczyń, okruchy na podłodze i pusty lodówka. Pewnego razu policzyłam – w jedną wizytę zniknęło pół kilo mięsa, tuzin jaj i trzy litry kompotu. A oni choćby nie powiedzą „dziękuję” – dla nich to przecież oczywiste.

Ale najgorsza jest ich postawa. Barbara krytykuje wszystko: moje gotowanie, wychowanie Kacpra, sprzątanie. *„Zuzia, zupa jest przesolona, a dziecko jakieś blade, źle go karmisz”* – mówi, pałaszując moje dania. Janusz tylko przytakuje, a Marek milczy, jakby to było normalne. Próbowałam delikatnie napomknąć, iż to dla mnie trudne, ale teściowa tylko macha ręką: *„Jesteś młoda, musisz się starać”*. Ich bezczelność to jak trucizna, która powoli zatruwa moje życie.

### Milczenie męża

Próbowałam rozmawiać z Markiem. Pewnego wieczoru, po kolejnej wizycie swatów, gdy zmywałam naczynia do północy, powiedziałam: *„Marek, oni przychodzą jak do restauracji, a ja już nie daję rady.”* Wzruszył tylko ramionami: *„To rodzice, zawsze tak robili. Nie rób z tego dramatu.”* Jego słowa były jak cios. Czy naprawdę nie widzi, iż jestem na krawędzi? Kocham go, ale jego milczenie sprawia, iż czuję się samotna we własnym domu. Czuję, iż walczę nie tylko z jego rodzicami, ale też z nim.

Kacper, mój maluch, już zauważa moje napięcie. Pyta: *„Mamo, dlaczego jesteś smutna?”* Uśmiecham się, ale w środku wszystko we mnie krzyczy. Chcę, żeby mój syn dorastał w domu pełnym miłości, a nie irytacji. Ale każda ich wizyta to stres, którego nie umiem ukryć. Czasem marzę, żeby zatrzasnąć drzwi przed ich nosem, ale boję się – co powie Marek? Co pomyślą sąsiedzi? Jak będę żyła z poczuciem winy?

### Ostatnia kropla

Wczoraj swaty znowu przyszli. Gotowałam trzy godziny – żurek, pierogi, sałatkę, szarlotkę. Jedli, chwalili, ale ani słowa podziękowania. Gdy poprosiłam Barbarę, żeby pomogła pozmywać, prychnęła: *„Ja mam ci teraz służyć? Ty jesteś gospodynią, to się bierz do roboty.”* Marek milczał, a ja poczułam, iż coś we mnie pękło. Nie chcę już być ich kucharką, ich sprzątaczką, ich cieniem. Mój dom to nie ich jadłodajnia, a ja nie jestem ich służącą.

Postawiłam sprawę jasno. Powiedziałam Markowi: albo on z nimi porozmawia, albo ja przestanę ich przyjmować. Niech przynoszą jedzenie, niech pomagają, albo niech w ogóle nie przychodzą. Wiem, iż to wywoła burzę. Barbara nazwie mnie niewdzięczną, Janusz będzie burczał, a Marek może się obrazi. Ale nie mogę dłużej żyć w tej niewoli.

### Mój krzyk o wolność

To moja walka o prawo do bycia panią własnego życia. Swaty może nie rozumieją, jak ich zachowanie mnie niszczy. Marek pewnie mnie kocha, ale jego milczenie sprawia, iż czuję się samotna. Chcę, by mój dom był mój, by Kacper widział szczęśliwą matkę, bym wreszcie mogła odetchnąć. W wieku 33 lat zasługuję na szacunek, choćby jeżeli będę musiała zatrzasnąć drzwi przed rodziną męża.

Nie wiem, jak potoczy się nasza rozmowa, ale wiem jedno – nie ustąpię. Niech będzie walka, jestem gotowa. Moja rodzina to ja, Marek i Kacper. I nie pozwolę, by ktokolwiek zamienił nasz dom w swoją jadłodajnię. Niech ich pustne ręce zostaną przy nich – a ja odzyskam swoje godność.

Idź do oryginalnego materiału