Czasami mam ochotę zamknąć drzwi przed nachalnymi swatami — ich bezczelność niszczy moje życie.

newskey24.com 8 godzin temu

Dzisiaj znów miałem ochotę zatrzaszać drzwi przed teściami – ich bezczelność niszczy moje życie.

W małym miasteczku pod Lublinem, gdzie stare płoty chowają sąsiedzkie plotki, moje życie w wieku 33 lat zamieniło się w niekończące się przedstawienie dla teściów. Nazywam się Kasia, jestem żoną Adama, a jego rodzice – Janina Andrzejówna i Stanisław Wojciechowicz – uczynili z mojego domu swoją stołówkę. Ich cotygodniowe wizyty, brak taktu i obojętność doprowadzają mnie do rozpaczy, a ja nie wiem, jak to zatrzymać, nie niszcząc rodziny.

**Rodzina, której chciałam dogodzić**

Kiedy wychodziłam za Adama, marzyłam o ciepłych rodzinnych spotkaniach, o dzieciach, o harmonii. Adam jest dobry, pracowy, a ja kochałam go całym sercem. Jego rodzice wydawali się zwyczajni – prości, wiejscy, z głośnym śmiechem i nawykiem mówienia wszystkiego wprost. Myślałam, iż znajdziemy wspólny język. Ale po ślubie ich „szczerość” stała się bezczelnością, a wizyty – prawdziwą udręką.

Mieszkam w małym mieszkaniu kupionym na kredyt. Nasz syn, Krzyś, który ma trzy lata, jest centrum naszego świata. Pracuję jako menedżerka w lokalnej firmie, Adam jest mechanikiem. Życie nie jest łatwe, ale dajemy radę. Jednak co niedzielę, jak w zegarku, teściowie przychodzą, a mój dom staje się ich terytorium. Nie dzwonią, nie pytają – po prostu się zjawiają, a ja, jak głupia, biegam, żeby ich nakarmić.

**Bezczelność bez granic**

Przychodzą z pustymi rękami, ale odchodzą najedzeni po uszy. Janina Andrzejówna siada przy stole i rozkazuje: „Kasia, nalej mi barszczu, ale gęstego!” Stanisław Wojciechowicz domaga się mięsa i piwa, a ja, jak kelnerka, krzątam się po kuchni. Po ich wyjściu zostają sterty brudnych naczyń, okruchy na podłodze i pusty lodówka. Pewnego razu policzyłam: w jedną wizytę znika pół kilo mięsa, tuzi jajek i trzy litry kompotu. A oni choćby nie powiedzą „dziękuję” – to dla nich oczywiste.

Najgorsze jest jednak ich zachowanie. Janina Andrzejówna krytykuje wszystko: moje gotowanie, wychowanie Krzysia, sprzątanie. „Kasia, zupa jest przesolona, a dziecko jakieś blade, źle go karmisz” – mówi, zajadając moje dania. Stanisław Wojciechowicz przytakuje, a Adam milczy, jakby to było w porządku. Próbowałam delikatnie sugerować, iż mi ciężko, ale teściowa macha ręką: „Jesteś młoda, trzeba się starać”. Ich bezczelność to trucizna, która powoli zatruwa mój spokój.

**Milczenie męża**

Próbowałam rozmawiać z Adamem. Po kolejnej wizycie teściów, gdy zmywałam naczynia do północy, powiedziałam: „Adam, oni przychodzą jak do restauracji, a ja nie wyrabiam”. Wła wzruszył ramionami: „To tylko rodzice, mają taki zwyczaj. Nie dramatyzuj”. Jego słowa to jak cios. Czy naprawdę nie widzi, iż jestem na krawędzi? Kocham go, ale jego milczenie sprawia, iż czuję się samotna we własnym domu. To nie tylko walka z teściami – to walka z nim.

Krzyś już wyczuwa moje napięcie. Pyta: „Mamo, dlaczego jesteś smutna?” Uśmiecham się, ale w środku krzyczę. Chcę, by syn dorastał w domu pełnym miłości, nie irytacji. Ale każda ich wizyta to stres, którego nie potrafię ukryć. Czasem marzę, żeby zatrzasnąć drzwi przed ich nosem, ale boję się: co powie Adam? Co pomyślą sąsiedzi? Jak będę żyła z poczuciem winy?

**Ostatnia kropla**

Wczoraj znów przyszli. Gotowałam trzy godziny: barszcz, kotlety, sałatkę, ciasto. Jedli, chwalili, ale ani słowa podzięki. Gdy poprosiłam Janinę Andrzejównę o pomoc w zmywaniu, prychnęła: „Co ja, służąca? Ty jesteś gospodynią, więc się rusz”. Adam milczał, a we mnie coś pękło. Nie chcę już być ich kucharką, sprzątaczką, cieniem. Mój dom to nie ich jadłodajnia, a ja nie jestem ich służącą.

Postawiłam sprawę jasno. Powiem Adamowi: albo pogada z rodzicami, albo przestanę ich przyjmować. Niech przychodzą z jedzeniem, niech pomagają, albo niech wcale nie przychodzą. Wiem, iż będzie awantura. Janina Andrzejówna nazwie mnie niewdzięczną, Stanisław Wojciechowicz będzie burczał, a Adam może się obrazi. Ale nie dam rady żyć w tej niewoli.

**Moje wołanie o wolność**

To jest moje wołanie o prawo do decydowania o swoim życiu. Teściowie pewnie nie rozumieją, jak ich zachowanie mnie rani. Adam może i mnie kocha, ale jego milczenie odbiera mi siły. Chcę, by mój dom był mój, by Krzyś widział szczęśliwą matkę, bym mogła oddychać swobodnie. W wieku 33 lat zasługuję na szacunek, choćby jeżeli będę musiała zatrzasnąć drzwi przed teściami.

Nie wiem, jak składa się nasza rozmowa z Adamem, ale wiem, iż nie ustąpię. Niech to będzie walka – jestem gotowa. Moja rodzina to ja, Adam i Krzyś, i nie pozwolę, by ktokolwiek zamienił mój dom w ich kantynę. Niech ich puste ręce zostaną przy nich, a ja odzyskam godność.

Idź do oryginalnego materiału