Czas, by nasza córka założyła własną rodzinę.

twojacena.pl 1 dzień temu

Z mężem, Wojtkiem, postanowiliśmy wydać naszą córkę Kingę za mąż. Kinga ma już 27 lat, najwyższy czas założyć własną rodzinę, zwłaszcza iż spotkała godnego chłopaka – Bartosza. To odpowiedzialny facet, pracuje jako inżynier, dba o Kingę, a my z Wojtkiem od razu go polubiliśmy. Wszystko zmierzało ku ślubowi, zaczęliśmy już rozmawiać o terminie, sukni, gościach. Ale gdy dowiedziałam się, jakim „posagiem” obdarzyła swojego syna Bartka jego matka, Danuta Marianna, mało nie spadłam z krzesła. Co to, w XXI wieku znów bawimy się w średniowiecze, gdzie posag decyduje, kto jest kogo wart?

Kinga to mądra dziewczyna. Skończyła studia, pracuje w marketingu, sama na siebie zarabia. Zawsze uczyliśmy ją niezależności, żeby nie polegała tylko na mężu. Ale oczywiście, jako rodzice, chcieliśmy pomóc młodej parze na starcie. Postanowiliśmy dać im pieniądze na wkład własny do mieszkania, żeby wzięli kredyt. Dodatkowo powoli zbierałam dla Kingi „posag” – piękną pościel, zestaw naczyń, choćby nowe zasłony kupiłam, żeby ich gniazdko było przytulne. Myślałam, iż to detale, które pokażą naszą troskę. Bartek, jako narzeczony, też obiecał dołożyć swoją część – miał oszczędności i mówił, iż chce, żeby między nim a Kingą wszystko było sprawiedliwe.

W zeszłym tygodniu pojechaliśmy z Wojtkiem do Danuty Marianny, żeby omówić ślub. To kobieta z pozycją, zawsze z perfekcyjną fryzurą i tonem, jakby wszystko wiedziała najlepiej. Siedzieliśmy przy stole, piliśmy herbatę, gdy nagle zaczyna: „Elżbieto Stanisławo, a co wy dajecie Kindze w posagu? U nas przecież tradycja, żeby panna młoda wchodziła do rodziny z odpowiednim zabezpieczeniem.” Najpierw myślałam, iż jest żartownisią. Jaki posag? Co, mamy przywozić krowy i skrzynie ze złotem? Ale Danuta Marianna była poważna. I wtedy rzuca: „Ja dałam Bartkowi samochód, w pełni spłacony, i połowę wartości mieszkania. A wy?”

Mało nie upuściłam filiżanki. Samochód? Połowa mieszkania? Co, to teraz wystawi nam rachunek za swojego syna? Opanowałam się, uśmiechnęłam i powiedziałam, iż też pomagamy dzieciom, ale szczegółów nie poruszałam. A w środku kipiałam. My z Wojtkiem nie jesteśmy milionerami, ale dla Kingi zrobiliśmy, co mogliśmy. A teraz okazuje się, iż nasz posag to „drobiazgi”, a Danuta Marianna wychowała sobie księcia, którego mamy obsypywać prezentami?

W domu opowiedziałam wszystko Kindze. Tylko się zaśmiała: „Mamo, co za różnica, co oni dają? Z Bartkiem damy sobie radę sami.” Ale mnie bolało. Nie o siebie – o Kingę. Taka dobra, szczera, a teraz ktoś ją ocenia po jakiejś średniowiecznej miarce. Pogadałam z Wojtkiem, ale on jak zawsze machnął ręką: „Elka, nie zawracaj sobie głowy. Ważne, iż się kochają.” Łatwo mu mówić, a ja nie mogę się uspokoić. Dlaczego mamy tłumaczyć się przed Danutą Marianną? I skąd ona w ogóle ma takie wymagania? Myśli, iż jej Bartek to towar na targu, a my mamy za niego „zapłacić”?

Po kilku dniach Kinga powiedziała, iż Bartek też nie pochwala rozmów swojej matki. Stwierdził, iż auto i pieniądze to fajnie, ale nie chce, żeby ślub zamienił się w licytację. „Żenię się z Kingą, a nie z jej posagiem” – powiedział jej. Wtedy trochę mi ulżyło. Bartek ma rozum i chyba naprawdę kocha naszą córkę. Ale Danuta Marianna nie odpuszcza. Przedwczoraj zadzwoniła i zaczęła wypytywać, jaką suknię kupujemy Kindze, ilu gości będzie z naszej strony, i czy nie planujemy „dołożyć czegoś poważniejszego” do posagu. Ledwo powstrzymałam się, żeby nie powiedzieć jej pareset słów prawdy.

Teraz zastanawiam się, jak się w tym wszystkim odnaleźć? Z jednej strony nie chcę psuć relacji z przyszłą teściową. Ślub to święto, marzę, żeby Kinga była szczęśliwa. Ale z drugiej strony wkurza mnie ten ton, jakbyśmy byli im coś winni. Z Wojtkiem całe życie pracowaliśmy, wychowaliśmy Kingę, daliśmy jej wykształcenie, wartości, miłość. Czy to nie ważniejsze niż jakieś samochody i mieszkania? I czy nie młodzi powinni sami budować swoje życie? My z Wojtkiem zaczynaliśmy od pokoju w kawalerce i jakoś sobie poradziliśmy. A tu czuję, jakby ciągnięto nas na aukcję.

Kinga, moja rozsądna córka, stara się godzić wszystkich. Mówi: „Mamo, nie przejmuj się, z Bartkiem sobie poradzimy. W najgorszym razie weźmiemy kredyt i kupimy mieszkanie bez żadnych posagów.” Ale widzę, iż jej też jest głupio. Chce, żeby ślub był radosny, a nie przedmiotem kłótni. Postanowiłam, iż nie będę już wdawać się w te rozmowy z Danutą Marianną. Niech mówi, co chce, a my zrobimy tak, jak uważamy za słuszne. Damy Kindze i Bartkowi to, co obiecaliśmy, i będziemy się cieszyć ich szczęściem. A jeżeli teściowa chce mierzyć się portfelami, to jej problem.

Mimo wszystko gdzieś w sercu zostaje gorycz. Chciałabym, żeby ten ślub był o miłości, a nie o wyliczeniach. I wierzę, iż Kinga z Bartkiem będą szczęśliwi. Są młodzi, silni, kochają się. A posag… Niech Danuta Marianna zatrzyma swoje samochody. Najważniejszy posag Kingi to jej serce, rozum i dobroć. I z tym na pewno będzie w każdej rodzinie na wagę złota.

Idź do oryginalnego materiału