Czarny Charakter

twojacena.pl 3 dni temu

**Złośnica**

– Dobry wieczór, obywatele – sąsiadka z dołu poskarżyła się na hałas i krzyki z waszego mieszkania – na progu stał dzielnicowy. – Pozwolicie wejść?

– Oczywiście – drżącym głosem odparła Wioletta. – Proszę, tylko uspokoję dziecko.

W rzeczywistości Wioletta drżała nie z powodu wizyty policjanta, ale dlatego, iż znów została pobita przez męża. Tym razem dlatego, iż wylała całą wódkę do toalety. Wojciech, gdy to odkrył, wpadł w szał:

– Jestem mężczyzną i mam prawo się zrelaksować po pracy! Ty siedzisz w domu na tym swoim macierzyńskim, wylegujesz się, a ja haruję na budowie! Idź i kup mi butelkę!

– Nie pójdę – odpowiedziała Wioletta. – Codziennie jesteś pijany, syn już się ciebie boi. Jasiek ma rok, a już tyle widział! Dość tego picia, Wojtek!

Pod głośny płacz dziecka jego matka znów dostała lanie. Hałas usłyszała sąsiadka, Teodora Janowska, i jak zwykle zrobiła to, co zawsze w podejrzanych sytuacjach – wezwała policję.

Trzeba przyznać, iż Teodora Janowska była prawdziwą złośnicą. Nie dość, iż sąsiedzi jej nie lubili – wręcz jej nie znosili. Na każdego z nich Teodora Janowska kiedyś doniosła. I niekoniecznie na policję – były jeszcze przecież inne instytucje: administracja, zarząd spółdzielni, a choćby opieka społeczna.

– Wie pani, wydaje mi się, iż tego Krzysia z piątego piętra matka w ogóle nie karmi – dzwoniła Teodora Janowska do opieki społecznej. – Tak schudł i chodzi jak żebrak. Trzeba tę rodzinę sprawdzić, bo matka wygląda zbyt zadowolona, to na pewno ćpa albo co gorsza.

Pracownica opieki przyjęła zgłoszenie do wiadomości i obiecała czujnej obywatelce podjąć odpowiednie kroki.

Tymczasem biedna matka Krzyśka, który miał skłonność do nadwagi, była w szoku, gdy do jej drzwi zapukała cała komisja. Okazało się, iż chłopiec był na specjalnej diecie, bo w wieku dziewięciu lat ważył tyle co nastolatek. Dawała ona efekty, więc matka była szczęśliwa. A co do ubrań – choć Krzyś był pulchny, był też niesamowicie ruchliwy, więc spodnie i koszulki na nim „paliły się”.

Oczywiście, Teodora Janowska o tym nie wiedziała, bo nie lubiła rozmawiać z sąsiadami i wręcz ich unikała.

Starsi mieszkańcy kamienicy opowiadali, iż bardzo dawno temu do jej mieszkania włamali się bandyci. Od tamtej pory przestała ufać sąsiadom, wierząc, iż to przez nich łajdacy dowiedzieli się, iż ona i mąż wyjęli pieniądze na zakup starego Malucha. Mąż wtedy ciężko ucierpiał w bójce, próbując bronić dobytku, i niedługo zmarł. Teodora Janowska nigdy nie otrząsnęła się po tej stracie i już nie wyszła za mąż.

Ale młodzi sąsiedzi, których było większość, o tym nie wiedzieli.

– Posprzątaj po swoim psie! Widzisz go, moda przyszła, żeby rozrzucać kupy! Lepiej posprzątaj, bo będzie gorzej! – krzyczała Teodora Janowska na młodego sąsiada, wyprowadzającego psa przed snem.

– Jak ci się nie podoba, to sama posprzątaj, stara próchnoto – prychnął chłopak.

Wielki pies, który właśnie załatwił się na chodniku, warknął na obcą kobietę i szarpnął smyczą, próbując do niej doskoczyć. Teodora Janowska przestraszyła się i odskoczyła, chowając w sercu urazę, która miała się zemścić.

I oto nazajutrz młody sąsiad znalazł tę właśnie kupę pod swoimi drzwiami, niefortunnie nadepnąwszy na nią w nowych, białych adidasach.

– Niech cię diabli! – wrzasnął i zabrał się za sprzątanie „dzieła” swojego ulubieńca.

Teodorze Janowskiej poszczęściło się, iż chłopak nie wiedział, w którym bloku mieszka ta, która dotrzymała słowa. Klął, rzucając adidasy do śmietnika.

A tymczasem za białymi firankami uśmiechała się pewna staruszka, bardzo z siebie zadowolona. Od tamtej pory ścieżki przy placu zabaw i wokół bloku były czyste. Wieść o przykrości sąsiada gwałtownie rozniosła się wśród właścicieli psów…

– Więc co się stało? – dzielnicowy rozejrzał się po pokoju, gdzie w łóżeczku, trzymając się szczebelków, płakał mały Jasiek.

– Nic – burknął Wojciech. – Oglądałem mecz i za głośno komentowałem. A co, nie potrafią porządnie strzelić, pełzają po boisku jak żółwie!

Wioletta przestraszonym wzrokiem spojrzała na męża. Wiedziała, iż musi poprzeć jego kłamstwo, bo będzie źle. Policjant badawczo spojrzał na kobietę. Zrozumiał, o co chodzi, ale bez jej zeznań awanturnika nie dało się ukarać.

– Tak, to przez telewizor – potwierdziła Wioletta kłamstwo męża. – Przepraszamy.

Dzielnicowy westchnął: zawsze tak samo, najpierw bronią swoich dręczycieli, a potem może być za późno.

– Dobrze, wypiszę upomnienie, ale następnym razem będzie mandat za zakłócanie ciszy nocnej – powiedział. – I nie przede mną przepraszajcie, tylko przed waszą sąsiadką. Bardzo czujna kobieta, można powiedzieć – macie szczęście, rzadko trafiają się tak wrażliwi obywatele. Zawsze dzwoni, gdy coś się dzieje, już wszystkich dyżurnych rozpoznaje po głosach.

– No tak – mruknął Wojciech, tłumiąc irytację.

Policjant rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, potem pokiwał znacząco głową w stronę Wioletty i wyszedł.

– Następnym razem „załatwię” cię po cichu, choćby nie piszWioletta ścisnęła synka mocniej, wiedząc, iż teraz, gdy Teodora Janowska stała po jej stronie, wreszcie odważy się odejść od Wojtka i zacząć wszystko od nowa.

Idź do oryginalnego materiału