Cukierki i inne rozczarowania

newsempire24.com 7 godzin temu

**Ciasto i inne rozczarowania**

Helena ubijała krem na biszkopt, jej ruchy były precyzyjne jak u zegarmistrza. Tort dla Zosi, jej córki, miał być arcydziełem: trzy piętra, waniliowy mus, świeże maliny, delikatne zawijasy czekolady. Dzisiaj Zosia kończyła osiemnaście lat, a Helena miała nadzieję, iż ten tort – jej najlepszy w dwudziestu latach pracy cukierniczej – stopi mur, który wyrósł między nimi w ostatnim roku.

— Mamo, jeszcze nie skończyłaś? — Zosia wpadła do kuchni, jej buty skrzypiały po linoleum. — Wika już jedzie, a u nas ciągle bałagan!

— Już prawie — Helena uśmiechnęła się, wycierając ręce o fartuch. — Spójrz, jak ci się podoba?

Zosia rzuciła okiem na tort, jej twarz pozostała obojętna.

— No… w porządku. Tylko, wiesz, Wika mówi, iż takie torty są już niemodne. Teraz wszyscy robią minimalistyczne, bez tych… ozdobników.

Helena poczuła, jak łyżka w jej dłoni stała się cięższa.

— To nie ozdobniki, Zosiu. To twoje ulubione wzory, jak na torcie na twoje dziesiąte urodziny. Pamiętasz?

— Mamo, miałam wtedy dziesięć lat — Zosia przewróciła oczami. — Dobra, idę posprzątać w salonie. Tata znowu zawalił wszystko swoimi papierami.

Wyszła, zostawiając za sobą lekki zapach perfum i uczucie, iż Helena rozmawia z pustką.

O szóstej wieczorem salon wyglądał inaczej: balony, girlandy, stół z przekąskami. Helena postawiła tort na głównym stole, jego owoce błyszczały w świetle żyrandola jak drobne rubiniki. Przypomniała sobie, jak rok temu Zosia odmówiła rodzinnego świętowania, uciekając z przyjaciółmi do kawiarni. „Jestem dorosła, mamo” — rzuciła wtedy. Helena przez pół roku oszczędzała na ten tort, rezygnując z nowych butów i kursów kulinarnych, żeby dziś wszystko było idealne.

Dzwonek do drzwi przerwał jej myśli. Zosia pobiegła otworzyć, a do mieszkania weszła Wika — wysoka, z jaskraworóżowymi paznokciami i spojrzeniem, które oceniało wszystko jak skaner.

— O, to co, tort? — Wika zatrzymała się przed dziełem Heleny, przechylając głowę. — Zocha, serio? To przecież dla dzieci!

— No, to mamina specjalność — Zosia zachichotała, ale jej policzki zaróżowiły się. — Ona lubi takie… retro rzeczy.

— Retro? — Wika wybuchnęła śmiechem, jej głos brzmiał jak tłuczone szkło. — To jak z lat dziewięćdziesiątych! Teraz są w modzie gołe torty, z owocami i bez tego kremu. Prawda, Zocha?

Helena ścisnęła róg fartucha, czując, jak kuchnia staje się ciasna.

— Witaj, Wiki — wymusiła uśmiech. — To tort w guście Zosi. Zawsze lubiła wanilię i maliny.

— Lubiła — Wika zaakcentowała ostatnie słowo, spoglądając na Zosię. — Ale gusta się zmieniają, prawda? Zosia teraz jest w wegańskim klimacie, co nie?

Zosia zawahała się, bawiąc się bransoletką.

— No, nie całkiem… Ale Wika ma rację, mamo. Może w przyszłym roku zrobisz coś bardziej nowoczesnego?

Helena poczuła, jak serce się ściska, ale skinęła głową.

— Dobrze, Zosiu. A teraz przywitajmy gości.

Goście, przyjaciele Zosi ze szkoły i studiów, wypełnili salon śmiechem i muzyką. Helena roznosiła kanapeczki, starając się nie zauważać, jak Wika szepcze coś Zosi, wskazując na tort. Jej mąż, Marek, siedział w kącie, wpatrzony w laptop. Jego „pilny projekt” zawsze okazywał się ważniejszy niż sprawy rodzinne.

— Hela, jak tam? — Marek oderwał wzrok na chwilę. — Tort jak zwykle świetny.

— Dziękuję — wykrztusiła Helena. — Może pomożesz z napojami?

— Zaraz, tylko skończę maila — znów zanurzył się w ekranie.

Helena wróciła do stołu, gdzie Wika głośno opowiadała o „trendowych imprezach”.

— W Warszawie niedawno była impreza — perorowała — tort bez glutenu, bez cukru, z matchą. To dopiero poziom! A tu… — wskazała na tort Heleny, — jakby babcia upiekła.

Goście wybuchnęli śmiechem. Zosia zaczerwieniła się, ale milczała, gniotąc róg obrusa.

— Wika, to mamina robota — szepnęła cicho. — Starała się.

— Starała? — Wika uniosła brwi. — Zocha, starać się to jedno, a trafić w trend to drugie. Nie chcesz chyba, żeby twoje osiemnastki wyglądały jak urodziny przedszkolaka?

Helena poczuła, jak palą jej się policzki. Chciała zaprotestować, ale wzrok padł na Zosię, która spuściła oczy, jakby się zgadzała.

Kulminacja wieczoru nadeszła, gdy przyszło czas na dmuchanie świeczek. Helena wjechała z tortem na wózku, jej ręce drżały z emocji. Goście ucichli, telefony skierowały się na Zosię. Helena zapaliła świeczki, ich płomienie odbijały się w oczach córki jak w dzieciństwie.

— Zosiu, życzenie — Helena uśmiechnęła się, czując guzek w gardle.

— Czekaj — Wika wystąpiła do przodu, jej głos przeciął ciszę. — To co, zwykłe świeczki? Zocha, mówiłaś, iż chcesz sztuczne ognie! To przecież twój dzień!

— Sztuczne ognie? — Helena zdrętwiała. — Zosiu, nic mi nie mówiłaś…

— Bo i tak zrobiłabyś po swojemu! — Zosia wybuchnęła, jej głos drżał. — Mamo, prosiłam o coś prostego, nowoczesnego, a ty znów ze swoimi tortami jak na wesele! Mam osiemnaście lat, nie jestem dzieckiem!

Goście zamienili szepty. Helena poczuła, jak podłoga usuwa się spod nóg.

— Zosiu, chciałam, żeby ci się podobało — jej głos był ledwo słyszalny. — To twój ulubiony smak…

— Ulubiony? — Zosia roześmiała się, ale w jej oczach błysnęły łzy. — choćby nie wiesz, iż od roku nie jem malin! Wika ma rację, żyjesz w swoim świecie!

— Zocha, nie spinaj się — Wika położyła rękę na jej ramieniu, jak dyrygent prowadzący orkiestrę. — Po prostu zdmuchnijmy świeczki i zapomnijmy. Tort i tak nici z niego nie zje.

Helena spojrzała na Marka, szukając wsparcia, ale on tylko wzruszył ramionami.

— Hela, może odpuść? Niech dziewczyny się bawią.

— BawiąHelena spojrzała na tort, na jego stopione świece i zrozumiała, iż czasem choćby najsłodsze ciasto nie zdoła posklejać tego, co pękło między ludźmi.

Idź do oryginalnego materiału