Walentyna Nowak przyglądała się swej sylwetce w lustrze, poprawiając siwy kostium. Dziś Hanka skończyła trzydzieści lat. Pierwsze od ośmiu lat urodziny, które świętowały wspólnie.
— Mamo, gotowa? — wolała Helena z przedpokoju. — Auto już czeka.
— Idę, idę! — odkrzyknęła Walentyna, ale nie ruszała się sprzed lustra.
Jakże Hanka się odmieniła przez te lata… Niegdyś nosiła tylko dżinsyinsy i adidasy, dziś eleganckie sukienki i szpilki. Pracuje w jakiejś zagranicznej firmie, zarabia więcej niż Walentyna przez całe swoje zawodowe życie. I za mąż wychodzi za tego swego… jak mu tam… Marka.
— Mamo! — głos Heleny zabrzmiał niecierpliwie.
Walentyna westchnęła i ruszyła ku wyjściu. Na progu stała córka w beżowej sukni, z gładko uczesanymi włosami i delikatnym makijażem. Piękna. Zawsze była piękna, choćby gdy w wieku szesnastu lat rzuciła szkołę i uciekła z domu.
— Dobrze wyglądasz — stwierdziła Walentyna sucho.
Helena uśmiechnęła się, ale w oczach przemknął cień.
— Dziękuję. Ty też. Ten kostium bardzo ci pasuje.
Jechali samochodem w ciszy. Helena patrzyła przez okno, a Walentyna myślała o tym, jak inaczej mogły się potoczyć losy. Gdyby córka wtedy jej posłuchała. Gdyby nie związała się z tym Sławkiem, starszym o dobre dwadzieścia lat. Gdyby nie wyjechała z nim do Warszawy, porzucając wszystko – szkołę, studia, przyszłość.
— Pamiętasz, co ci wtedy mówiłam? — nie wytrzymała Walentyna. — Że to się źle skończy. Że cię rzuci, gdy tylko się tobą nacieszy.
Helena odwróciła się do matki.
— Mamo, nie mówmy o tym dzisiaj. Proszę. Moje urodziny.
— A nie mam zamiaru psuć ci święta. Po prostu stwierdzam fakty. Miałam rację, czy nie?
— Tak, miałaś rację. I co teraz? Chcesz, żebym do końca życia żałowała błędów młodości?
Walentyna milczała. Czy tego chciała? Nie wiedziała. Wiedziała tylko, iż osiem lat nie mogła spokojnie spać, wyobrażając sobie szesnastoletnią córkę, żyjącą Bóg wie gdzie i z kim. Jak dzwoniła na policję, do szpitali, szukała przez znajomych. Jak pierwszą wiadomość dostała dopiero po półtora roku – krótką kartkę, iż Hanka żyje i ma się dobrze.
Restauracja okazała się droga i szykowna. Przy długim stole czekali już goście – koleżanki z pracy Heleny, kilka przyjaciółek, narzeczony Marek z rodzicami. Wszyscy uprzejmie wstali, gdy pojawiła się Walentyna.
— Poznajcie moją mamę — przedstawiła Helena.
Walentyna skinęła głową ogólnie i usiadła na wskazanym miejscu. Obok niej znalazła się matka Marka – elegancka pani po pięćdziesiątce w kosztownej sukni.
— Cudowna córkę pani ma — szepnęła cicho. — Marek duszy w niej nie widzi. Mówi, iż takich samodzielnych i zdeterminowanych dziewcząt dziś nie uświadczysz.
— Samodzielna stała się wcześnie — odparła Walentyna. — O wiele za wcześnie.
Matka Marka wyczuła prawdopodobnie napięcie w głosie i zmieniła temat.
Przy stole zrobiło się głośno i wesoło. Helena śmiała się, opowiadała anegdoty z pracy, przyjmowała życzenia. Walentyna siedziała w milczeniu, odpowiadając okazjonalnie sąsiadom, ale głównie obserwując.
Oto córka obejmuje Marka, on coś szepce jej do ucha, ona płonie i śmieje się. Porządny chłopak, trzeba przyznać. Lekarz, z dobrej rodziny. Helenie się poszczęściło. Ale mogła wyjść za mąż wcześniej, i nie za byle kogo, gdyby wtedy posłuchała matki.
— Hal, opowiedz o ślubie! — poprosiła jedna z przyjaciółek. — Kiedy planujecie?
— Jesienią — odpowiedziała Helena. — Chcemy kameralną uroczystość, tylko najbliżsi.
— A gdzie będziecie mieszkać?
— Marek kupił mieszkanie w nowym budynku. Trzypokojowe, po remoncie. Prawdziwe marzenie!
Walentyna mimowolnie wspomniała swoją dwupokojową kostkę, w której mieszkały z córką przed jej ucieczką. Hanka spała tam na rozkładanej kanapie w salonie, narzekając na ciasnotę, na brak prywatności. A Walentyna odpowiadała, iż trzeba kończyć liceum, iść na studia, pracować, wtedy będzie własne mieszkanie. Ale córka nie chciała czekać.
— A dzieci? — nie dawała za wygraną przyjaciółka. — Planujecie?
Helena wymieniła spojrzenie z Markiem.
— Oczywiście. Bardzo chcę dzidziusia. Albo córeczkę — uśmiechnęła się. — Będę najlepszą mamą pod słońcem.
— Nie wątpię — skinęła matka Marka. — Masz taki dobry instynkt do ludzi, takie wyczucie psychologii. To bardzo ważne, wychowując dzieci.
Walentyna niemal zakrztusiła się winem. Instynkt do ludzi? Ta dziewczyna, która w szesnastą wiosnę związała się z żonatym mężczyzną?
— Mamo, coś nie tak? — Helena zwróciła się do niej z troską. — Podać ci wody?
— Nie, wszystko dobrze. — Walentyna otarła oczy serwetką.
Świętowanie trwało. Wznoszono toasty, wręczano prezenty. Helena dostała drogią biżuterię od narzeczonego, wy
Nad ranem Walentyna Kowalska obudziła się z postanowieniem, iż kupi świeżych jagód na te niedzielne bliny, a gdy sięgnęła po telefon, by ustawić budzik, jej dłoń niepewnie zawisła nad zdjęciem Heleny ustawionym na szafce nocnej i w końcu delikatnie pogładziła ramę oprawy, jakby dotykając przyszłości już darowanej, choć jeszcze nie całkiem oswojonej.